Dobra córka. Karin Slaughter

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dobra córka - Karin Slaughter страница 23

Dobra córka - Karin  Slaughter

Скачать книгу

– Charlie miała wrażenie, jakby nad głową rozbłysła jej ogromna żarówka. Przejęta zabójstwami nie uświadamiała sobie, że równolegle toczy się drugie śledztwo w sprawie użycia broni przez funkcjonariuszy. Gdyby Rodgers choć trochę przesunął broń w złą stronę, Huck byłby teraz trzecim ciałem leżącym na korytarzu przed sekretariatem. – Było tak. – Charlie sięgnęła po glocka. Poczuła chłód czarnego metalu na skórze. Wzięła go lewą ręką, ale tam było inaczej. Huck wyciągnął po broń prawą rękę. Charlie położyła pistolet bokiem na otwartej prawej dłoni, z lufą skierowaną w tył, tak jak zrobiła to Kelly z rewolwerem.

      Delia trzymała już w rękach telefon komórkowy. Zrobiła kilka zdjęć, jednocześnie pytając:

      – Mogę? – chociaż doskonale wiedziała, że jest za późno na jakikolwiek protest ze strony Charlie.

      – Co się stało z rewolwerem?

      Charlie odłożyła glocka na stół lufą skierowaną w tylną ścianę.

      – Nie wiem. Huck właściwie się nie ruszył. To znaczy drgnął, myślę, że z powodu bólu przy postrzale, ale nie upadł ani nic takiego. Powiedział Rodgersowi, żeby wziął rewolwer, ale nie pamiętam, czy Rodgers go wziął, czy zrobił to kto inny.

      Delia przerwała pisanie.

      – Pan Huckabee najpierw został trafiony, a potem powiedział Rodgersowi, żeby wziął rewolwer?

      – Tak. Był bardzo spokojny, choć sytuacja była napięta, bo nikt nie wiedział, czy Rodgers znowu nie strzeli. Ciągle mierzył do Hucka. A Carlson ciągle miał karabin.

      – Ale kolejny strzał nie padł?

      – Nie.

      – Widziała pani, czy ktoś jeszcze trzymał palec na spuście?

      – Nie.

      – I nie widziała pani, czy pan Huckabee podawał komuś rewolwer?

      – Nie.

      – Widziała pani, czy go przekładał? Odkładał na ziemię?

      – Nie. – Charlie pokręciła głową. – Bardziej zajmowało mnie to, że jest ranny.

      – Rozumiem. – Delia dokończyła pisanie i podniosła głowę znad brulionu. – Pamięta pani, co było potem?

      Charlie nie wiedziała, co pamięta. Czy spojrzała na swoje ręce, jak to zrobiła teraz? Pamiętała głośne oddechy Carlsona i Rodgersa. Obaj wyglądali na tak samo przerażonych jak ona, pocili się obficie, dyszeli ciężko pod kamizelkami kuloodpornymi.

      „Moja córka jest w jej wieku”.

      „Pink był moim trenerem”.

      Carlson nie zapiął kamizelki. Jej boki kołysały się bezładnie, gdy wbiegł do szkoły z karabinem. Nie miał pojęcia, co go czeka za rogiem: leżące ciała, masakra czy kula w głowę.

      Jeśli człowiek nigdy przedtem tego nie widział, to mogło go złamać.

      – Czy potrzebuje pani przerwy, pani Quinn? – zapytała Delia.

      Charlie pomyślała o przerażeniu na twarzy Carlsona, kiedy poślizgnął się na plamie krwi. Czy miał łzy w oczach? Czy bał się, że martwa dziewczynka to jego córka?

      – Chciałabym już wyjść. – Nie wiedziała, że to powie, póki nie usłyszała własnego głosu. – Wychodzę.

      – Powinna pani dokończyć zeznanie. – Delia posłała jej uśmiech. – To potrwa jeszcze tylko kilka minut.

      – Wolałabym to dokończyć w innym terminie. – Charlie złapała się brzegu stołu, żeby wstać. – Mówiła pani, że mogę wyjść w każdej chwili.

      – Oczywiście. – Delia Wofford po raz kolejny udowodniła, że trudno ją wyprowadzić z równowagi. Wręczyła Charlie wizytówkę. – Z niecierpliwością czekam na kolejną rozmowę z panią.

      Charlie nie widziała wyraźnie napisu na wizytówce. Kwaśna zawartość żołądka podeszła jej do gardła.

      – Wyprowadzę cię tylnym wyjściem – powiedział Ben. – Dasz radę dotrzeć do swojego biura?

      Charlie była pewna tylko jednego: musiała jak najszybciej stąd wyjść. Z czterech stron napierały na nią ściany. Nie mogła oddychać przez nos. Czuła, że się udusi, jeśli zostanie tu choćby chwilę.

      Ben wsunął do kieszeni marynarki jej butelkę z wodą i otworzył drzwi. Charlie wytoczyła się na korytarz i ciężko oparła się rękami o ścianę naprzeciw drzwi do pokoju przesłuchań. Czterdzieści lat malowania wygładziło powierzchnię pustaków. Charlie przytknęła policzek do chłodnej powierzchni. Wzięła kilka głębokich wdechów i czekała, aż miną jej mdłości.

      – Charlie? – powiedział Ben.

      Odwróciła się. Nagle między nimi pojawił się tłum ludzi. W budynku zaroiło się od stróżów prawa. Muskularni mężczyźni i dobrze umięśnione kobiety z karabinami na szerokich piersiach biegali po korytarzu w tę i z powrotem. Policja stanowa. Zastępcy szeryfa. Drogówka. Ben miał rację. Pojawili się wszyscy. Charlie ujrzała litery na plecach koszul. GBI. FBI. ATF. SWAT. ICE. BOMB SQUAD.

      Kiedy w końcu korytarz opustoszał, zobaczyła, że Ben trzyma w ręce telefon i w milczeniu przesuwa kciuki po ekranie.

      Oparła się o ścianę i czekała, aż mąż skończy esemesować. Może pisał do tej dwudziestosześciolatki z biura. Kaylee Collins. Była w jego typie. Charlie to wiedziała, ponieważ mając tyle lat co tamta, też była w typie swojego męża.

      – Cholera. – Kciuki Bena niestrudzenie biegały po ekranie. – Daj mi jeszcze chwilę.

      Charlie mogła sama wyjść z komisariatu. Mogła sama przejść sześć przecznic dzielących ją od biura.

      Nie zrobiła tego.

      Patrzyła na czubek głowy Bena, na spiralnie rosnące włosy na ciemieniu. Chciała wtulić się w niego. Zatracić się w nim.

      Zamiast tego bezgłośnie powtarzała frazy, które ćwiczyła w samochodzie, w kuchni, czasem przed lustrem w łazience:

      „Nie mogę bez ciebie żyć”.

      „Nigdy nie czułam się tak samotna jak przez dziewięć ostatnich miesięcy”.

      „Wróć do domu, bo dłużej tego nie zniosę”.

      „Przepraszam”.

      „Przepraszam”.

      „Przepraszam”.

      – Ugoda w innej sprawie nie doszła do skutku – powiedział Ben i wsunął telefon do kieszeni. Aparat uderzył o pustą w połowie butelkę z wodą. – Gotowa?

      Nie

Скачать книгу