Uziemieni. Tanya Byrne

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Uziemieni - Tanya Byrne страница 15

Uziemieni - Tanya  Byrne

Скачать книгу

Ludzi, którzy pozwolili mi się zająć całą tą pierwszą pomocą, nawet jeśli zupełnie nie miałam o niej pojęcia. „Miałam szkolenie na wakacjach” – dlaczego ja to w ogóle powiedziałam?! A teraz twarz tego nieboszczyka fruwała mi po głowie, zarazem żywa i martwa, jak jakiś przerażający montaż typu „Przed – Po”. Pewnego dnia, gdy mój wzrok będzie już taki słaby, że nie będę w stanie rozpoznawać twarzy, jego pewnie będę widziała nadal. Twarz martwą i mokrą od potu.

      Sęk w tym, że nikt inny nie wydawał się tym przejmować. Moja matka powiedziała:

      – Nie tego spodziewałaś się po UKB, co?

      Jakby oni to wszystko zaplanowali czy coś. Jakby prestiż był jakimś polem siłowym, zatrzymującym różne wstrętne rzeczy, w tym śmierć. A moja siostra Hannah chciała tylko wiedzieć, jaki tak naprawdę jest Dawson Sharman.

      – Jest brzydki – powiedziałam, co nie było miłe, więc od razu poczułam się źle, ale nie odwołałam tego.

      – Bez obrazy, ale nie ufam twoim opiniom na temat wyglądu innych ludzi – powiedziała Hannah i zarechotała, jakby to był jakiś żart. Złapałam więc najbliższą rzecz, jaką miałam pod ręką, i cisnęłam jej w twarz: mój telefon. Spudłowałam, a teraz wyświetlacz telefonu miałam potłuczony. I jeśli to nie było dobrym podsumowaniem bieżącego statusu mego głupiego żywota, to nie wiem, co by nim było.

      Ale, jakby na to nie patrzeć, nadal miałam swój mały głupi żywot.

      No dobra, wiem, że kiedy jest się niepełnosprawnym (czy, jak w moim przypadku, za chwilę się takim będzie), to wygłaszanie kwestii typu: „Ale przynajmniej nadal żyjesz!” jest wyświechtanym schematem. Naprawdę nie chcę być jedną z tych osób, które twierdzą: „Odkąd spotkałam śmierć, na wszystko patrzę inaczej”, ale… ale jednak też mogę tak powiedzieć. Steven Jeffords zmarł, a ja nie. Tak się rzeczy miały, a ja nie mogłam temu zaprzeczyć.

      To wszystko spowodowało, że znalazłam się w pociągu zmierzającym do stacji obok niewielkiego cmentarza w Salford, by powiedzieć do widzenia osobie, której nigdy nie powiedziałam dzień dobry. Wydawało mi się, że to może mi pomóc. Nie wiem, jak to działa, ale wiele osób przecież mawia, że aby zaczęło się nowe, musisz domknąć stare, prawda? A czy jest jakieś mocniejsze „domknięcie” od pogrzebu? („Śmierć. Nie, zamknij się, Kaitlyn”).

      Chciałam kupić jakieś białe lilie, ale były zbyt drogie, dlatego zamiast nich wzięłam największy bukiet, na jaki było mnie stać. Nawet nie wiedziałam, co to za kwiaty, ale były ładne, różowe i żółte, a ja stwierdziłam, że właśnie to się liczy.

      Pociąg zwolnił, a ja wstałam, ugniatając łodygi w rękach, i zaczęłam dziwny marsz ku drzwiom. Wiedziałam, że to trochę dziwne iść na pogrzeb nieznajomego z niewłaściwymi kwiatami i w czarnej sukience, która była za mała, bo należała do mojej siostry. Ale powtarzałam sobie, że dam radę. Usiądę z tyłu, oddam hołd pamięci zmarłego, dokonam swojego zamknięcia i wyjdę. To wszystko będzie wtedy za mną.

      SASHA

      W jakiś sposób staż Micheli w redakcji lokalnej gazety zamienił się w pracę na etat. Co prawda było to jedynie noszenie kawy i szukanie zdjęć, ale Michela potrafiła o tym tak opowiadać, jakby była redaktorką.

      – O, szybko! Weź jedną sztukę, szybko!

      Nie wiedziałam, dlaczego musiałam być szybka. Na stoliku było więcej egzemplarzy niż wszystkich ludzi w kawiarni. Michela wyrwała mi gazetę z rąk i gdy czekałyśmy, aż starsza pani przed nami zapłaci za herbatę, szybko wertowała kolejne strony.

      Jej ręce drżały tak mocno, że gdy podniosła tacę, filiżanka zaczęła dzwonić o spodek.

      – Potrzebujesz pomocy? – Zaczęłam sięgać w jej stronę, gdy zmroziła mnie wzrokiem.

      – Nie od takiego kogoś jak ty – powiedziała, a usta wygięły się jej w grymasie obrzydzenia, gdy odwracała się, mrucząc: – Przychodzi tutaj… Myśli, że może robić wszystko, co chce…

      Poważnie? Przecież nie należę do żadnej innej rasy; Michela musiała naprawdę dołożyć starań, by wylać z siebie ksenofobię, skierowaną właśnie w moją stronę. W takich chwilach zwykle marzę o tym, by być tą osobą, która pozwala sobie na odpowiedź w stylu: „Tak, przejechałam długą drogę z Royal Oldham, aby podać ci tacę z herbatą. TACY JAK JA to ci NAJGORSI”.

      Ha! Właśnie tak!… Nie, nie powiem tego.

      – Sasha! – Michela uderzyła mnie gazetą. – Chcesz coś?

      Chciałam gorącą czekoladę i kawał tarty z konfiturami.

      – Tylko wodę. – Kranówka była za darmo.

      Przy stoliku Michela pokazała mi zdjęcie siedzącego na pniu listonosza, wskazując palcem na tytuł, który sama wymyśliła: „Listonosz ocalony przed śmiercią pod drzewem”.

      – Ktoś go ocalił pod drzewem przed nadchodzącą śmiercią? – zapytałam. – Czy ktoś go ocalił przed śmiercią, bo drzewo na niego padało?

      – Co? – Usta Micheli, pełne okruchów czipsów, uformowały literę „O”.

      – Nic – powiedziałam, zamykając gazetę i już żałując tych słów.

      Nagle na pierwszej stronie dojrzałam zdjęcie Hugona Delaneya, który właśnie przeżywał swoje niekończące się pięć minut sławy. Stał przed gmachem UKB i wyglądał jak facet, który jest zawsze na bieżąco z nowinkami. Był ubrany bardzo formalnie, a rozpięty górny guzik koszuli dodawał mu nonszalancji.

      – Tak bym go grzmociła, aż by dostał wstrząśnienia mózgu – kontynuowała Michela, oblizując sól z palców, gdy ja tłumiłam spontaniczny odruch wymiotny.

      – Co? Wolisz coś takiego? – Wskazała wilgotnym palcem na wkładkę poświęconą chłopakowi z tego głupkowatego serialu o wampirach.

      – Właściwie tak – powiedziałam. – Dawson Sharman wydaje się miły.

      – A skąd ty wiesz takie rzeczy? – rzuciła, zaglądając do pustego już opakowania.

      Bo tam byłam.

      Ale nikt tego nie wie. Nawet mój tato. Kto zna losy paczki, którą miałam dostarczyć? Kogo to obchodzi? Patrzyłam jak człowiek UMIERA. A potem znikłam, zanim ktokolwiek zdał sobie z tego sprawę. Jak do tej pory, wydawało się, że świat zna historię piątki nastolatków z windy. Nie szóstki.

      Gdyby tylko było to prawdą…

      Moje spojrzenie ześlizgnęło się na sam dół artykułu: „Pogrzeb Stevena Jeffordsa odbędzie się w poniedziałek 30 lipca o godzinie 14.00 na terenie Cmentarza Agecroft”.

      Wolałabym, by Michela napisała TEN artykuł.

      HUGO

      No i, kuźwa, znowu.

      Powrót

Скачать книгу