Uziemieni. Tanya Byrne

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Uziemieni - Tanya Byrne страница 12

Uziemieni - Tanya  Byrne

Скачать книгу

w jakieś pięć… jeśli A. Sharman nie będzie się grzebać. Joe z kolei wcale nie chciał, by szybko dotarli na dziewiąte piętro. Tyler Matheson i reszta jego towarzystwa pewnie nieźle teraz rozpraszała panią Harley, lecz do tej pory raczej już się połapała, że go nie ma. Na pewno liczyła wszystkich przed wejściem do studia i poprosiła Toby’ego o podniesienie alarmu. Dlatego Joe marzył, by winda zwolniła, gdyż był pewien, że kiedy dotrą do dziewiątego piętra, na korytarzu migać będzie czerwone światło, a z głośnika ktoś będzie wywoływał jego imię, niczym w centrum handlowym podczas poszukiwań zaginionego dzieciaka.

      Hugo, podobnie jak Sasha, chciał desperacko opuścić windę. Głównie z powodu zdenerwowania dyszącym, spoconym mężczyzną z wózkiem, który także będzie niedługo wysiadał. Przynajmniej sprawiał takie wrażenie, a Hugo miał przecież na sobie zamszowe buty od Toma Forda. Sasha w ogóle nie przejmowała się swoimi butami, za to obawiała się, że mężczyzna z wózkiem lada chwila zemdleje.

      – Dobrze się pan czuje? – zapytała cicho, spoglądając na jego dłonie.

      Jego kłykcie były tak białe od kurczowego trzymania się wózka, że dziewczyna musiała stłumić w sobie odruch zaciśnięcia własnych pięści. Mężczyzna w odpowiedzi próbował się uśmiechnąć, bezskutecznie, lecz przynajmniej skinął głową, wyraźnie niezdolny do niczego więcej. Zanim Sasha zapytała, czy jest tego pewien, jego powieki opadły. I tyle. Wózek wyślizgnął mu się z rąk i pognał do przodu, rozganiając zebranych jak kula, która uderzyła w szóstkę kręgli. Spadające pudła wywołały serię westchnięć, gdy wszyscy uskakiwali, unikając zderzenia z kartonami głucho lądującymi na podłodze.

      W tym zamieszaniu Hugo upuścił telefon, a Sasha paczkę, która wsunęła się pod brudne gumowe koła wózka. Spróbowała po nią sięgnąć, lecz Joe był szybszy, wyciągając w przód męską rękę. Paczka okazała się jednak niespodziewanie ciężka, więc ostatecznie przewrócił się z wyraźnym stęknięciem.

      Po tym wszystko się uspokoiło, a każdy z zebranych patrzył na mężczyznę oraz Joego leżącego na nim z rozłożonymi nogami i tyłkiem wycelowanym w górę. Velvet mogła dostrzec sklepową etykietę na podeszwie buta chłopaka, właściwie jej fragment, który po bezskutecznych próbach oderwania pozostał jako biały ślad na czarnej gumie. Później będzie zachodziła w głowę, dlaczego zarejestrowała ten detal, zamiast zwrócić uwagę na nieprzytomnego mężczyznę na ziemi… ale póki co jedyne, co widziała, to ta etykieta na bucie i zarys telefonu w tylnej kieszeni spodni Joego. Pozostali jednak skupili się na mężczyźnie. Leżał na boku, a jego kończyny rozrzucone były w nieładzie pod różnymi kątami, jak u marionetki, której obcięto wszystkie sznurki. „Dokładnie tak było”, pomyślał Dawson: w jednej chwili mężczyzna stał pośrodku, trzymając wózek; potem gwałtownie opadł na podłogę, jakby ktoś odciął sterowanie. To wyglądało zupełnie inaczej niż w telewizji: nie było krzyku, melodramatycznego omdlenia; nie było też materaca, na którym można było wylądować. Facet po prostu upadł.

      Hugo nie powinien być tym tak wstrząśnięty, on wie, jak to jest. W końcu nieraz widział mdlejące dziewczyny (zaburzenia odżywiania i zbyt dużo szampana to nie jest dobre połączenie, prawda?), ale nigdy wcześniej nie widział mdlejącego mężczyzny. Takiego, któremu urwał się film – owszem. Nawet często, zwłaszcza w taksówce albo na kanapie w JuJu. Tylko że zwykle było to zabawne – ot pretekst do kilku zdjęć lub namalowania kutasa na policzku.

      To zabawne nie było.

      Gdy zaczęli zbliżać się do mężczyzny, po windzie przebiegła fala szeptu: „Czy on żyje?”. Jedynie Hugo nie podszedł bliżej. Zamiast tego patrzył, jak Dawson pomaga Joemu wstać, a następnie układa paczki z powrotem na wózku, by zrobić trochę miejsca. Sasha w pierwszym odruchu chciała zadzwonić po pomoc, ale gdy sprawdziła telefon i zdała sobie sprawę, że nie ma zasięgu, jej serce zaczęło walić tak mocno, że zacisnęła wargi z całej siły, jakby bała się, że może wyskoczyć tą drogą. Pomyślała sobie, że Dawson jest całkiem pomocny – właśnie schylał się, by pomóc Kaitlyn.

      To właśnie Kaitlyn była pierwszą, która się odezwała.

      – Niech wszyscy się odsuną. – Jej głos brzmiał znacznie pewniej, niż sama się czuła. – Dajmy mu trochę przestrzeni.

      Nikt się jednak nie ruszył, musiała więc zepchnąć Dawsona ze swojej drogi.

      – Naciśnij alarm. – Wskazała na Velvet, która jedynie zamrugała.

      Ale już nie musiała. Sasha wyciągnęła rękę pierwsza i nacisnęła przycisk, a gdy to zrobiła, krzyknęła gwałtownie i złapała się za poręcz. Światło w windzie zamrugało, a ta zatrzęsła się i zatrzymała.

      – Co jest, kurwa? – syknął Hugo, wyrażając myśl wszystkich. – Dlaczego się zatrzymaliśmy?

      – Jesteśmy na dziewiątym? – Dawson spojrzał na drzwi, czekając, aż się otworzą.

      Gdy to się nie stało, Hugo wyprostował się i spojrzał na Sashę.

      – Co ty nacisnęłaś?

      Sasha spojrzała na panel z przyciskami, a potem na Hugona. Miała serce w gardle.

      – Alarm.

      – To dlaczego nic nie dzwoni?

      – Nie wiem.

      – Pokaż – powiedział Hugo, podchodząc do Sashy i odsuwając ją na bok.

      Nacisnął guzik alarmu i z całą pewnością usłyszał w szybie windy jego sygnał.

      Nacisnął jeszcze raz, by udowodnić, że wszystko działa.

      – Nacisnęłam alarm – upierała się Sasha, patrząc na Hugona i pozostałych. – Naprawdę. Nacisnęłam alarm.

      Dawson oblizał się i spojrzał na panel.

      – Nacisnęłaś guzik „Stop”.

      – Nie. – Sasha odwróciła się, by spojrzeć jeszcze raz na guziki i rzeczywiście, nad guzikiem „Alarm” znajdował się guzik „Stop”.

      – Nacisnęłaś, kurwa, stop! – wrzasnął Hugo, podchodząc do niej bliżej.

      – Nie – powtórzyła Sasha.

      – Ja pierdolę, co za idiotka.

      – Nie. Nacisnęłam alarm! – ryknęła Sasha i poczuła w sobie ogień.

      – Spokój! – rzucił Joe, który po raz pierwszy zabrał głos. – Naciśnij jeszcze raz, to pojedziemy dalej.

      Sasha spojrzała na niego zmieszana.

      – Alarm?

      – Nie! – krzyknął Hugo. – Stop, idiotko!

      – Przestań tak na mnie mówić.

      – Przecież jesteś idiotką.

      – Na litość boską, uspokójcie się. – Velvet wstała, opierając ręce na biodrach.

Скачать книгу