Uziemieni. Tanya Byrne

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Uziemieni - Tanya Byrne страница 7

Uziemieni - Tanya  Byrne

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      – Hugo – dodałem.

      – Hugo. Tak. Świetnie. OK. Dzięki. Podeślę go… Dobra, Hugo. Musisz tylko się wpisać, a potem możesz lecieć na górę. Gabinet jest na najwyższym piętrze. Ale to pewnie wiesz – zaryczała jak koń. – No, no tak. Nie będziesz tam długo. Asystentka twojej mamy powiedziała, że masz do zrobienia obowiązkowe szkolenie z BHP.

      Uniosłem brwi, zniesmaczony.

      – Obawiam się, że to obowiązkowe. – Uśmiechnęła się ze współczuciem. – Jak widzisz, to dla nas bardzo pracowity tydzień. Tydzień stażystów. Mamy uczniów z całego kraju. Muszą wiedzieć, co robić w razie pożaru.

      Nie ma mowy, bym poszedł na jakieś szkolenie. Potrafię swój czas spożytkować na coś lepszego niż słuchanie bzdetów od jakiegoś znawcy gaśnic, który będzie plótł farmazony typu: „Jak wybuchnie pożar, opuść budynek”. Wziąłem jednak od portierki smycz i przewiesiłem ją przez szyję. Kolor smyczy rewelacyjnie pasował do mojego gajera.

      – Gdzie muszę iść?

      – Do wind, tutaj na prawo, przez hol. – Wskazała długopisem.

      Podziękowałem jej i odszedłem z uśmiechem, czując jej rozbuzowaną ekscytację za plecami. Założę się, że to będzie jej plota dnia. „Wiesz, że jej syn jest tutaj w tym tygodniu? Tak, tak. Czekaj, a czy ona nie jest żoną…”.

      Ruch przy windzie skutecznie tamowała grupa ludzi ze znaną mi już spoconą dziewczyną z paczką. Robiłem, co mogłem, by przepchnąć się przez nich. Ech, wszyscy tutaj są tacy przewidywalni. To jest jak gra w bingo z jednoczesnym zmaganiem się, by nie przewracać oczami. Mam już dość tego, jak wszyscy powtarzają mi, że jestem taki uprzywilejowany, choć w dzisiejszych czasach jest dokładnie odwrotnie. Tato zawsze żartował do mamy, że aby dostać pracę w telewizji, musisz być czarną jednoręką lesbijką – ale teraz wydaje się to jeszcze trudniejsze. Nawet jeśli od dwóch lat byłem redaktorem szkolnej gazetki, nawet jeśli miałem najlepsze oceny ze wszystkich przedmiotów, nawet jeśli mało nie umarłem z przepracowania, wszyscy przechodzący obok i patrzący na mnie rzucą: „No tak, on jest synem BLAHA, przecież to OCZYWISTE, że dostanie robotę w UKB”. Ale kiedy nadejdzie ten upiorny moment, kiedy przyjdzie czas składania podań o pracę, przegram z poprawnością polityczną, z jakimś zmiennopłciowym scjentologiem, zwykłym poruszać się na dłoniach i kolanach – mimo że to ja będę tym lepiej doświadczonym. Ale skąd, a gdzie tam, przecież jestem tym uprzywilejowanym.

      Oooch. Wpadłem na jakąś dziewczynę, która wcale nie patrzyła, dokąd idzie. Boże, a jak ona jest ślepa? To już by była wisienka na tym popieprzonym torcie, nie? Ale jednak coś zdołało mnie wyrwać ze złego nastroju. Fala smartfonów unoszących się nad głowy, a następnie kliknięcia wyłączanych w nich aparatów. Spojrzałem nad morzem głów w poszukiwaniu przyczyny.

      Nie. Ma. Opcji.

      O nie. To jest naprawdę dobre. Wyciągnąłem telefon i wykorzystałem swój wzrost, by zrobić dobre zdjęcie. Potem rozesłałem je do wszystkich z książki adresowej.

      ZGADNIJCIE, KTÓRY WŁAŚCICIEL PIEKIELNEGO RYJA ROBI WŁAŚNIE STAŻ???

      Mój telefon nie przestawał wibrować.

      „Żartujesz!”

      „Ooo, litości. Wygląda gorzej niż podczas tego spotkania rok temu”.

      „Bierz autograf!”

      Zaśmiałem się i schowałem telefon. Wyglądał na naprawdę wkurzonego tym, jaką uwagę na siebie ściągnął. Ale sorry, ziom, tak to jest, jak się idzie do telewizji. To nie moja wina, że ci twarz taki numer wywinęła.

      Znowu zaczęła się jakaś przepychanka przed windami. Czemu im tak wolno idzie? Jakaś dziewczyna została popchnięta prosto na mnie, co mnie trochę pobudziło. Zwłaszcza że była zmuszona stać tak blisko. Spojrzałem na nią. Może była nieco spocona i zestresowana, ale dałbym jej mocną ósemkę, nawet mimo gównianego outfitu. Widać, że myśli, że jest piątką. Genialna kombinacja. To znacznie lepsze niż dziewczyny, które myślą, że są ósemką, a tak naprawdę są czwórką.

      Zapomniałem, jak napalony bywam, gdy mam kaca. Może uda mi się obczaić, gdzie ta dziewczyna je obiad? Może wykonać jakiś ruch? Myślę, że tydzień będzie dostatecznie długi, by coś zadziałać. Może to całe BHP nie jest takim złym pomysłem. Może dostaniemy jakąś pracę w parach… jakieś odgrywanie scenek. I będę mógł udawać, że ratuję ją z płonącego pokoju pełnego kserokopiarek lub coś takiego.

      Musiałem wysłać do swoich spodni myśl „STOP”. Przynajmniej póki nie rozpracuję tej dziewczyny. Dawson Sharman przepchnął się obok nas, dźgnął przycisk windy. Kiedy drzwi się otworzyły, wszedłem za nią, odwróciłem się do niej i uśmiechnąłem.

      VELVET

      – Velvet?

      – Tak.

      – To takie… oryginalne imię.

      Doskonale wiedziałam, co oznacza ta przerwa. Wsłuchiwałam się w nią przez cały ranek. Właściwie to przez całe życie, jeśli mam być szczera.

      Ta przerwa oznacza, że gdybym była elegancką dziewczyną o lśniących włosach i podwójnym nazwisku, Velvet byłoby naprawdę uroczym i niecodziennym imieniem. Ale daleko mi do takiej dziewczyny, dlatego jestem mierzona TAKIM spojrzeniem: prawie szyderczym, ale tylko prawie, żeby nie było niegrzeczne.

      Imię nadano mi po bohaterce starego filmu „Wielka nagroda”. To historia dziewczyny Velvet, która w loterii wygrywa konia, po czym wystawia go w zawodach Grand National – okropność. Dorastając w cuchnącej piwnicy starego hotelu w Bridlington, moja mama nie robiła nic innego, tylko marzyła o koniu. W zamian dostała mnie – ha, ha, ha – i osiodłała głupim imieniem, które irytuje mnie za każdym razem, gdy zgłaszam się na staż i podaję dowód do skserowania jakiejś biurwie, której czarne spodnie kosztują pewnie więcej niż całe moje mieszkanie z wyposażeniem. Uwaga: mama nigdy nie wygrała konia ani niczego innego w żadnej z loterii.

      Podałam więc dowód recepcjonistce, by ta zrobiła kopię, co podobno jest wymagane prawem. Naprawdę, naprawdę miałam nadzieję, że nie będą szperać głębiej i nie doszukają się, że mam pouczenie z zeszłego lata. To nie była moja wina; moja kuzynka Chelsea kupiła wódkę i kazała mi nieść ją w torebce. To nawet nie było zabawne; Chelsea się upiła i zahaftowała mi sandały, a ja musiałam myć nogi w morzu. Obściskiwała się z Jamiem Kingiem (po tym, jak wymiotowała – ohyda), a gdy pojawiła się policja, zniknęła z nim za murkiem, więc tylko ja miałam kłopoty. Musiałam dzwonić do mamy i mówić, że jestem na komisariacie.

      Może to zabawne, ale gdy myślę o domu, to wiem, że te wspomnienia nie wyglądają jakoś kolorowo. Gdy zamykam oczy, widzę siebie jedzącą z Chelsea frytki na brzegu morza, chłopaków pokrzykujących na nas, słyszę odgłosy maszyn do wyciskania soków i czuję ten dziwny smród gnijących wodorostów, do którego nigdy nie można się przyzwyczaić. Tak, to wcale nie brzmi jakoś niezwykle.

      Ale ja naprawdę tęsknię za domem. Tutaj w ogóle nie pasuję. To wcale nie jest „stawianie czoła swoim

Скачать книгу