Uziemieni. Tanya Byrne

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Uziemieni - Tanya Byrne страница 4

Uziemieni - Tanya  Byrne

Скачать книгу

we mnie stare fanowskie ciągoty.

      Wtedy jednak usłyszałam w odpowiedzi, że on wcale nie jest Sharmanem, że tylko wygląda jak on, że słyszy to bez przerwy. Gdy to mówił, wyglądał na tak zażenowanego, że zrobiło mi się głupio. Oczywiście pomyliłam się. Wyobraź tylko sobie mnie, myślącą, że jestem w stanie kogoś rozpoznać – z tymi popsutymi oczami. Biedny koleś, pomyliłam go z brzydnącym Dawsonem Sharmanem!

      – Aaa, sorry. – Chciałam rozluźnić atmosferę. – Ja tylko… no właśnie. – Weź wymyśl jakiś żart, Kaitlyn! – Myślę, że gdybyś był nim, to raczej nie chodziłbyś sobie swobodnie po UKB. – Uff, chyba się udało.

      Nie-Dawson wyjaśnił mi, że pracuje tutaj jako posłaniec i że nie robi sobie nic z tego mylenia go z Dawsonem, więc wyluzowałam. Zmierzyłam go wzrokiem od czubka głowy po buty i jeszcze raz z powrotem – obraz był zamglony, ale wystarczająco dobry, by dojść do wniosku, że on naprawdę wygląda jak Dawson Sharman. Ale co ja tam wiem.

      Winda zrobiła PING, a ja zwróciłam się w stronę hałasu, mrugając w rytm przesuwających się sylwetek wokół. Czasami moje zaburzenia wzroku się nasilają: nagle cały świat staje się rozmazany. Właśnie tak stało się teraz; poczułam ścisk w żołądku. „Pewnego dnia zostanie ci to już na zawsze”, pomyślałam i zaczęłam się zastanawiać, czy nie powinnam gdzieś na chwilę przysiąść, kiedy zauważyłam zbliżającego się ku mnie mężczyznę, rozpromienionego telewizyjnym uśmiechem pełnym nieskazitelnie białych zębów. Nie, jednak nie zbliżał się do mnie, zbliżał się do Nie-Dawsona.

      – Dawson! – huknął.

      Dawson! Nie Nie-Dawson! Dawson! Nie mogłam się powstrzymać, z moich ust wydobył się melodramatyczny jęk. Wstrętny kłamca!

      Mężczyzna z białymi zębami coś mówił, ale byłam zbyt oszołomiona, by zrozumieć jego słowa. Usłyszałam coś o „zwykłej szkole” („zwykłej”, pfff!) i „metodzie Stanisławskiego”. Ten facet musi kochać brzmienie swojego głosu, podobnie jak i biel swoich zębów, ponieważ nie przestawał mówić, mimo że Dawson wyglądał na kompletnie upokorzonego. Chciał wyglądać na takiego, którego nic nie obchodzi, ale widziałam, że wolałby wsiąknąć w podłogę.

      Ale niech nie liczy na moje współczucie. Kiedy facet od zębów sobie poszedł, odwróciłam się do Dawsona.

      – Skłamałeś.

      Dawson spojrzał na mnie, lekko oszołomiony. Miałam wrażenie, że wszyscy wokół gapią się na niego, usłyszałam także klikanie czyjegoś telefonu. Bardzo dobrze, niech cały Twitter się o tym dowie. Świetnie.

      – Skłamałem. I co? Możesz mnie za to winić? – wydusił z siebie w końcu.

      Powtarzałam sobie, że przecież on nie wie o mojej przypadłości. Bo skąd miałby wiedzieć? Jakim sposobem miałby zrozumieć, że dni, w które rozpoznam czyjąś twarz, są policzone? Że to ciepełko poznania, to uderzenie komfortu, które rodzi się, gdy słyszysz „Tak, znam cię!”, jest darem? Darem, którego tym razem od niego nie otrzymałam.

      Nie powiedziałam nic. Wyobraziłam sobie przytulny, radosny salon mojej cioci i to, że obiecała mi pudełko próbek lakierów do paznokci. I ten zapach mokrych, świeżo uciętych kosmków.

      Dawson minął mnie i nacisnął guzik przyzywania windy. Drzwi otworzyły się od razu, a on wszedł, stając do mnie plecami. Przez chwilę miałam ochotę walnąć go jeszcze raz, tak samo jak na początku, bo tak. Byłam wściekła, zbyt roztrzęsiona, by siedzieć na tym szkoleniu BHP i udawać, że w tych farmazonach o bezpieczeństwie jest coś interesującego.

      Świat zamazał się ponownie. O szit. Czy ja płaczę? Nie jestem w stanie zobaczyć absolutnie niczego!

      – Wsiadasz czy nie? – zapytał Dawson. Jego głos wcale nie brzmiał niemiło.

      Właściwie jego głos był dla mnie jak boja ratunkowa na głębokim morzu, rzucona w ciemności. Chwyciłam się tego głosu i pozwoliłam się wyciągnąć z rozmazanej otchłani w przestrzeń windy.

      SASHA

      Obudziłam się, gdy podskoczyliśmy na wyboju, a jedna z paczek ześlizgnęła mi się ze stosu na kolanach i spadła na podłogę.

      – Nie ma spania w pracy – rzucił tato z fotela kierowcy, uśmiechając się krzywo.

      – Może dla ciebie – odpowiedziałam. – Ja jestem tylko pasażerem.

      – Asystentem kuriera – poprawił mnie, jakby to robiło jakąś różnicę.

      Żadne z nas nie chce tego robić, ale zarówno ja, jak i tato nie należymy do tych, którzy dostają to, czego chcą. Tato jest typem osoby, która szybko staje się zbędna, a potem trudno mu znaleźć kolejną pracę. Ja z kolei jestem typem, którego aplikacje na wyszukane staże kończą w otchłani czyjejś skrzynki mailowej.

      Mimo tego wolałabym pracować z tatą przez cały tydzień niż robić dla samorządu lokalnego, który ma jakiś tandetny program staży dla uczniów mojej szkoły. Jednym z ich obecnych stażystów jest Billy Goodart.

      Nigdy nie powinnam dotykać jego penisa.

      Kolejna paczka ze stosu prawie spadła na ziemię, gdy zaczęłam wycierać w dżinsy resztki tego wspomnienia ze swoich dłoni.

      – Poważnie, Sash, musisz trzymać te paczki – powiedział tato.

      Tato od kilku miesięcy pracuje jako kierowca dla firmy kurierskiej. Mówi, że to dobra opcja, która pozwala mu na pracę na własny rachunek: może wybierać te zadania, które mu odpowiadają i zawsze być blisko mnie… nie żebym tego potrzebowała. Mam już piętnaście lat. Ale tato jest dumnym człowiekiem i myślę, że wykonywanie jakiejkolwiek pracy wychodzi mu na dobre, nawet jeśli nie jest to praca jego marzeń. Ani dobrze płatna.

      Pracuję od trzech godzin i już wiem, że to nie jest dla mnie:

      1. Wczesne poranki: wstaję tak wcześnie, że wróble jeszcze nie pierdzą i (jak już ustaliliśmy) nie wolno mi drzemać w pracy.

      2. Inni kurierzy: są gotowi przejechać ciebie, jeśli to zapewniłoby im dodatkowy kurs w ciągu dnia. Serio. Wydawanie paczek dziś rano to była czysta rzeź.

      3. Dostarczanie przesyłek: musisz rozmawiać z nieznajomymi, nawet jeśli chodzi tylko o proste „Imię”, „Podpisz tutaj” czy „Musisz naciskać mocniej, ekran coś szwankuje”. Myślałam, że tato mi trochę odpuści, bo to mój pierwszy dzień, ale skąd, jego celem jest jak największa efektywność i niska tolerancja dla moich „problemów z pewnością siebie”.

      4. Vox FM: brzmi jak zapętlona lista hitów weselnych.

      Chociaż wydaje mi się, że ten ostatni punkt nie jest obowiązkowy – to tylko kwestia okropnego gustu muzycznego mojego taty.

      Mówił mi właśnie coś o kursie, który dostał, ponieważ innemu kierowcy urodziło się dziecko, ale ja gapiłam się za okno na panoramę ulic z licznymi rondami i wysoką zabudową. W końcu tato zatrzymał

Скачать книгу