Balony. M. Sajnog

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Balony - M. Sajnog страница 3

Balony - M. Sajnog

Скачать книгу

w progu. – Jestem chora… trochę… więc wrócę do łóżka, tatuś tam naaa mnie czeeeka, a ty śpij.

      – Dobrze – powiedziała Ella.

      Matka odwróciła się powoli i zniknęła w przedpokoju, po chwili Ella usłyszała, jak upada. Poczuła strach i pobiegła za nią. Najpierw zobaczyła czerwień na białych drzwiach, a trochę niżej głowę matki, z której kapała krew. Kobieta próbowała się podnieść. Udało jej się na czworakach przejść do sypialni, gdzie zniknęła w ciemnościach, zostawiając za sobą krople krwi na podłodze. Kiedy Ella po dwóch dniach od tego zdarzenia próbowała dobudzić matkę, bo skończyło jej się jedzenie, okazało się, że kobieta nie żyje. Pęknięciu jej czaszki nie towarzyszył żaden odgłos…

      Zamknęła oczy i odwróciła się od okna. Nie myślała o matce od tak dawna. Ta czerwień na niebie tak podobna do tej na drzwiach… Czy tak wygląda kolor śmierci? Postanowiła pójść pod prysznic, miała nadzieję zmyć z siebie to dziwne uczucie, które ją ogarnęło. Lecz strach nie opuścił jej nawet parę godzin później.

      Założyła czarny T-shirt na ramiączkach i jeansy, zrobiła sobie śniadanie i dopiero wtedy wstał Alek. Byli parą od ponad roku, mieszkali ze sobą od miesiąca i Ella już wiedziała, że nie chce z nim być. Kłócili się o wszystko, a on traktował ją jak swoją własność. Miewał napady zazdrości, nawet kiedy rozmawiała z kolegami z pracy albo klientami. Nie mogła już tego znieść i czekała na odpowiedni moment, żeby mu o tym powiedzieć.

      – Cześć, kochanie, jak spałaś? – zapytał.

      – Nie za dobrze, w dodatku jestem już spóźniona do pracy, muszę uciekać, porozmawiamy wieczorem, okej?

      – Wszystko w porządku? – dalej drążył.

      Zatrzymała się w drzwiach i zastanawiała przez chwilę.

      – Tak, Alek, po prostu muszę już lecieć – odezwała się w końcu, uśmiechnęła sztucznie i dała mu buziaka w policzek, potem wybiegła z domu.

      Tak naprawdę miała jeszcze godzinę do rozpoczęcia pracy, ale nie chciała z nim rozmawiać. Poszła do parku i położyła się na ławce. Patrzyła chwilę na bezchmurne niebo, po czym zamknęła oczy.

      Kiedy je otworzyła, nie leżała już, ale szła z kimś za rękę po ulicy. Wokół nich były zniszczone budynki, szyby były powybijane, wszędzie walały się śmieci i szkło. Na chodnikach leżały zwłoki zwierząt. Były tam psy, koty, a nawet szczury i ptaki. Było ciemno i cicho. Po ścianach budynków wspinały się dziwne zielono-fioletowe rośliny, nigdy nie widziała czegoś nawet trochę podobnego do nich. Miały wielkie grube łodygi, z których wyrastały postrzępione liście, wyglądały na naprawdę ostre. Na niektórych liściach widać było małe fioletowe kwiaty. Całość wyglądała trochę jakby nie na swoim miejscu, jakby nie powinna tu w ogóle być. Ella spojrzała na swojego towarzysza. Był o ponad głowę wyższy od niej, miał szare oczy i pełne usta, długie czarne włosy miał związane w kucyk. Uśmiechnął się do niej i powiedział:

      – Nie martw się, kwiatuszku, ze mną nic ci nie grozi. Zaraz dotrzemy na miejsce.

      Przytulił ją i pocałował w czubek głowy. Widziała miłość w jego szarych oczach i wiedziała, że sama też go kocha. Nie potrafiła jednak zrozumieć, kim on jest i co ona tu robi. Otworzyła usta, żeby zapytać go, co się dzieje, kiedy ciszę przerwał przeraźliwy krzyk. Na ulicę wybiegła kobieta w obdartej sukni, była cała we krwi, jedna ręka zwisała jej bezwładnie, a w drugiej trzymała nóż. Kiedy ich zobaczyła, zaczęła kierować się w ich stronę, płakała i przez łzy błagała o pomoc. Ella widziała to jakby w zwolnionym tempie. Kobieta szła bardzo powoli, łzy ściekały po jej policzkach, a usta otwierały się w niemym błaganiu o pomoc. Zanim jednak zdążyli zareagować, zza rogu wybiegł mężczyzna z maczetą, złapał ją za włosy i obciął kobiecie głowę. Ella zaczęła krzyczeć, zamrugała i zobaczyła niebo nad sobą.

      To był tylko sen, Boże, tylko sen, kurewsko realny sen! Kim była ta kobieta i co się tam w ogóle stało? Kim był chłopak, z którym szłam za rękę, i gdzie on teraz jest? Czy to była jakaś wizja, czy po prostu koszmar…? Myśli kłębiły się jej w głowie i nie umiała dojść do siebie.

      Jak mogłam zasnąć na ławce, pomyślała. W końcu wstała i spojrzała na zegarek. Okazało się, że minęło tylko dziesięć minut. Ruszyła w kierunku pracy, ale po chwili zauważyła na swoich tenisówkach czerwoną plamę, zatrzymała się i zdjęła but. Plama wyglądała jak krew. Nagle przed oczami stanęła jej kobieta w zakrwawionej sukni i jej odpadająca głowa. Ujrzała, jak krople krwi rozbryzgują się na chodniku i jak jedna z nich upada na jej but. Zaczęła biec. Biegła tak długo, aż zobaczyła hotel Irbis, miejsce swojej pracy. Była recepcjonistką, niekiedy pomagała w sprzątaniu pokoi. Zamieniała się czasem z przyjaciółką i wtedy cały dzień sprzątała, a Katie siedziała w recepcji. Dziś tak właśnie postanowiła zrobić. Chciała zapomnieć o krwi na niebie, krwi na tenisówkach, o Alku w kuchni oraz o śnie. Kiedy ogarniała kolejne pokoje hotelowe, wciąż miała przed oczami głowę nieznajomej kobiety, widziała jej oczy błagające o pomoc, ciało opadające na ziemię i słyszała śmiech mężczyzny, a także słowa: „nie martw się kwiatuszku…”.

      – Ella, skończyłaś już? – Kilka godzin później głos Katie przywrócił ją do rzeczywistości.

      Zamknęła ostatni pokój i zbiegła na dół.

      –Tak, skończyłam – uśmiechnęła się do przyjaciółki – tu masz klucze.

      – Dzięki, że wzięłaś na siebie pokoje, nie miałam dziś siły.

      – Też źle spałaś?

      – Bardzo źle. Wyobraź sobie, że Klaus nie dawał mi spokoju przez pół nocy. – Katie zachichotała. – Było bardzo miło. A ty? Dlaczego nie spałaś? Bo raczej wykluczam miłosne igraszki. – Puściła do niej oko.

      – Nie wiem, po prostu jakoś nie mogłam, cały czas mam dziwne wrażenie, że coś złego się wydarzy. Od kiedy zobaczyłam tę krew na niebie.

      – Hej, zaraz, zaraz, jaką krew? – Przyjaciółka spojrzała na nią z zainteresowaniem.

      – Sama nie wiem, to był chyba balon, ale miał taki intensywny kolor, że kiedy pękł, miałam wrażenie, że niebo zalała czerwień… Wiem, że to głupie.

      – Tak, to trochę dziwne – rzekła Katie po chwili zastanowienia. – Skąd rano balony, nie było żadnych imprez plenerowych. Chociaż może jakieś dziecko go zostawiło…

      Ella kiwnęła głową.

      – Pewnie masz rację, idę się przebrać i może skoczymy na piwo?

      – Bardzo chętnie, przyjaciółko, poczekam na ciebie na parkingu.

      W pubie siedziały do wieczora. Kiedy Ella nie mogła już dłużej przeciągać powrotu do domu, wyszły. Katie pocałowała przyjaciółkę w policzek i kazała porozmawiać z Alkiem, choć dobrze wiedziała, że ta i tak tego nie zrobi. Ella roześmiała się i uznała, że w sumie może właśnie dziś się jej uda, bo jest pijana. Śmiejąc się, rozeszły

Скачать книгу