Instrukcja nadużycia. Instrukcja nadużycia. Służące w XIX-wiecznych polskich domach. Alicja Urbanik-Kopeć
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Instrukcja nadużycia. Instrukcja nadużycia. Służące w XIX-wiecznych polskich domach - Alicja Urbanik-Kopeć страница 4
Z wyników dowiadujemy się, że w większości zawodów liczba miejscowych i przybyszów była mniej więcej równa, czasem, jak w przypadku kadry urzędniczej, napływowych było więcej – 67 procent. Wyjątek stanowiła służba domowa: tu prawie wszyscy pracownicy (86 procent) byli przyjezdni. Na ogół wśród osób pracujących w Warszawie, a urodzonych poza jej granicami zdecydowaną większość stanowili mężczyźni (41 procent mężczyzn do 25 procent kobiet). Dominowali nad przyjezdnymi kobietami w branżach związanych z przemysłem, transportem, handlem i usługami, a także wśród urzędników i przedstawicieli wolnych zawodów. Jeśli jednak chodzi o służbę domową, było na odwrót – wśród pracujących w Warszawie napływowych służących zdecydowaną większość stanowiły kobiety (66 procent do 20 procent, czyli ponadtrzykrotnie więcej). Według wyliczeń ówczesnych badaczy 85,5 procent służących w Warszawie kobiet nie urodziło się w mieście, ale przyjechało ze wsi w poszukiwaniu pracy[12].
W drugiej połowie XIX wieku miasta rozwijały się i bogaciły. Imigracja do miast miała charakter proletariacki. Ze wsi przybywali niewykształceni chłopi, którzy nie mieli kwalifikacji do pracy w typowo miejskich zawodach i musieli szukać pracy fizycznej. Z tego względu na przykład w Warszawie szczególnie szybko rozwijały się zachodnie dzielnice przemysłowe, czyli Mokotów i Sielce, a także Praga, czyli wówczas nienależący do Warszawy, podmiejski prawy brzeg Wisły. O ile jednak w tych robotniczych dzielnicach więcej było mężczyzn, to w Śródmieściu, bogatych okolicach Nowego Światu, Marszałkowskiej i Alei Ujazdowskich, wśród nowo przybyłych przeważały kobiety. Wyjaśnienie zagadki demograficznej jest bardzo proste. To właśnie tam, w pobliżu pięknych parków, w eleganckich kamienicach mieszkali bogaci warszawianie, więc to tam zjeżdżały się i zatrudniały wiejskie dziewczęta szukające pracy jako służące.
Lamparty czyhają na córki
Ta specyficzna migracja dziewcząt nie przechodziła niezauważona. Katolickie pisma dla kobiet wiejskich zwracały uwagę na niebezpieczeństwa czyhające w miastach na nieostrożne przybyszki. „Niewiasta Polska” w 1902 roku wydrukowała artykuł wstępny Baczność matki, w którym redaktorka naczelna zwracała się wprost do matek przyszłych wyruszających do Warszawy, Krakowa czy Lwowa służących z tym dramatycznym apelem:
Chodzi, moje matki, o źrenicę waszych oczów, to jest o córki wasze, o te dziewczęta, które wam Bóg powierzył, które obmyte wodą chrztu św. Kościół św. wam oddał, abyście wy znowu tak samo czyste i niewinne oddały je poczciwemu mężowi albo Bogu na służbę do klasztoru. Na te wasze dzieci czyhają okrutni nieprzyjaciele, aby im wydrzeć co mają najdroższego, to jest właśnie niewinność i cnotę. Jeśli się spytacie: kto taki? – to powiem wam tylko, że ci, którzy dla grosza gotowi sprzedać i własną duszę, i duszę drugich, a kto to, to się domyślicie{4}. Wypuszczacie dziewczątka spod skrzydeł swoich do miasta, a czy wiecie zawsze, gdzie się obracają, co robią? Czy wiecie, że w uczciwej są służbie, i że w niej zostały? – że przyjaciółka nie namówiła ich do lepszej służby i lżejszej pracy do kawiarni? Czy wiecie, że prawie wszystkie te kawiarnie to są domy zepsucia, że stamtąd dzieci wasze wyjdą może lepiej ubrane, ale na wskroś zepsute? A kto za to odpowie przed Panem Bogiem? Wy, matki, któreście nie umiały czuwać nad tym, co wam Pan Bóg powierzył[13].
Na młode dziewczęta czyhało w mieście wiele zagrożeń. Nieostrożne panny rzeczywiście narażone były między innymi na handlarzy żywym towarem, którzy wywozili niczego niepodejrzewające dziewczyny na Zachód, czasem nawet aż do Stanów Zjednoczonych czy Ameryki Południowej, gdzie sprzedawali je do domów publicznych. Poza tak spektakularnymi wypadkami realna oczywiście była szansa popadnięcia w konflikt z prawem czy zatrudnienia w nieodpowiednim domu. Dostanie pracy nie gwarantowało zresztą bezpieczeństwa. O tym jednak później. Na razie dość powiedzieć, że sama przeprowadzka ze wsi do miasta wystawiała przyszłą służącą na wiele zagrożeń, tak fizycznych, jak i przede wszystkim duchowych. To właśnie przeciw tym niebezpieczeństwom dla duszy walkę prowadziły katolickie pisemka dla służących.
Charakterystyczny język, jakim do czytelniczek przemawiała autorka apelu w „Niewieście Polskiej”, można było spotkać w całym bloku prasy kierowanej do klasy robotniczej. Pisma, zwykle finansowane przez Kościół, nazywały się wspólnie „prasą patronacką”, a za cel miały pilnowanie moralności. Nie brakowało też pism skierowanych bezpośrednio do kobiet. Oprócz wspomnianej „Niewiasty Polskiej”, wydawanej w Krakowie (1899–1903), w Warszawie wychodziła „Pracownica Polska” (1907–1914), choć pismo można było też prenumerować w Lublinie, Krakowie i Częstochowie. „Pracownica Polska” działała pod patronatem Stowarzyszenia Katolickich Służących w Warszawie. Mimo że pisma pochodziły z różnych zaborów i miały różne redaktorki, ich zawartość niewiele się różniła. Gazety kierowano do wszystkich kobiet z ludu, a więc włościanek i miejskich proletariuszek. Gazety były tanie, stosunkowo łatwo dostępne. Każdy numer zawierał święty obrazek, żywoty świętych, kilka porad związanych z pracą na roli i prowadzeniem domu, listy od czytelniczek i jedną lub dwie historie z życia wzięte, a zakończone stosownym morałem. Jakim, to podpowiadała już na stronie tytułowej „Pracownica Polska” (z podtytułem „Praca uszlachetnia”). W 1914 roku od „Pracownicy Polskiej” oddzieliła się „Pracownica Katolicka”, pomyślana jako gazeta dla służących. W Krakowie wychodził „Przyjaciel Sług” (podtytuł: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!”), wydawany przez Adelę Henrykową Dziewicką, a redagowany przez Katarzynę Płatek{5}. „Przyjaciel Sług” zaczął wychodzić w 1897 roku i pod tym samym tytułem utrzymał się aż do końca I wojny światowej. W 1919 roku zmienił nazwę na „Głos Dziewcząt Polskich”. Trzy lata później z miesięcznika stał się kwartalnikiem, a pismo ostatecznie zamknięto w 1934 roku.
„Przyjaciel Sług”, przynajmniej w swojej przedwojennej odsłonie, starał się mówić do dziewcząt służących jak do równych sobie partnerek w dyskusji. Rezultat był raczej protekcjonalny niż partnerski, autorzy artykułów używali wybiórczo gwary wiejskiej i w tekstach tytułowali czytelniczki „Przyjaciółkami”. Krótkie artykuły pisane przez księży i samą Henrykową Dziewicką obracały się wokół kilku tematów, uznanych przez Kościół za najistotniejsze w ulżeniu ciężkiemu losowi służących – konieczności pobożności, uległości wobec pracodawców i ciągłej czujności przed niemoralnymi ludźmi, którzy chcieli służące okraść, porwać i zgwałcić.
4. „Pracownica Polska” przekonuje, że praca uszlachetnia, 1907 rok.
To właśnie w „Przyjacielu Sług” obecny jest niemal w każdym numerze wątek niebezpieczeństw czyhających na dziewczynę emigrującą ze wsi do miasta w poszukiwaniu pracy na służbie. Redaktorka w artykule Miłość bliźniego z 1898 roku zwracała uwagę, że dola dziewczyny świeżo zatrudnionej w mieście jest niewesoła:
Bieda młodej dziewczynie, co pierwszy raz na służbę idzie. W domu mało się nauczyła takich rzeczy, które by jej na służbie pożytecznymi były.
Po większej części sługi nasze przychodzą ze wsi, a tam choć dziewczyna zręczna
12
M. Nietyksza,
4
Dla niedomyślnych czytelników współczesnych – chodziło o Żydów.
13
K. Płatek,
5
Te same panie redagowały i wydawały „Niewiastę Polską” w Krakowie.