Syrena. John Everson

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Syrena - John Everson страница 3

Автор:
Серия:
Издательство:
Syrena - John Everson

Скачать книгу

że ta ręka kołysze głowę Cassie, jak matka, tylko że… zamiast dawać opiekę, coś jej odbiera. Karmi się. Kościste palce gładzą delikatnie falujące loki czarnych włosów.

      Tylko że nie było tam nikogo, kto mógłby to oglądać.

      Nikt nie zobaczył, że stuletni sen dobiegł końca, dzięki zewowi zaklęcia Cassie… I mocy jej krwi.

      Rozdział pierwszy

Dzisiaj

      Kamień przeleciał przez taflę wody jak pocisk, przeskakując przez fale i odbijając się raz, dwa, trzy i cztery razy, zanim osiągnął metę w białej pianie. Zniknął bez piątego skoku w nieubłaganym oceanie.

      Evan wzruszył ramionami i wziął kolejny kamień. Zwyczajny. Szary i gładki. Tym razem zyskał tylko dwa odbicia, zanim kamyk został skradziony przez fale.

      – Ramię jest już zmęczone – powiedział do siebie i zostawił następny kamień tam, gdzie leżał.

      Ocean skradł wszystko.

      Pochylił się, podniósł szczypce kraba i rzucił je w pianę.

      Wszystko. Evan otarł łzę z policzka i ruszył wzdłuż plaży. Noc wisiała nad nim z własną, pełną pośpiechu ciszą, ale on wciąż słyszał dźwięki z przeszłości. Słyszał głos Josha, unoszący się na falach. Jego syn. Jego chłopczyk.

      Tata! Josh krzyczał, a jego głos wypełnił się nagłą paniką. A potem, tato? A potem nie było żadnego dźwięku.

      – Przestań – wrzasnął Evan, jak robił to prawie co noc, zły na siebie za więcej rzeczy niż mógł opisać. Ale strach na pewno znajdował się na szczycie tej listy. Długiej listy słów.

      W myślach pojawiały się aktualnie: strach, tchórz, zafajdaniec, słabeusz, żenujący, nieudacznik, kupa łajna, pierdolec… słowa przeradzały się dalej, wraz z palącym ciepłem jego łez.

      Evan podniósł kolejny kamień i rzucił go w fale. Ale tym razem nie zatrzymał się, by zobaczyć, jak daleko poleciał, zanim zatonął. Zamiast tego mężczyzna odwrócił się w stronę świateł domu.

      Kamień podskoczył siedem razy.

      Sprzęt nagłośnieniowy grał piosenkę Georgia Satellites i Sara uśmiechnęła się do siebie, ponieważ kiedy rozejrzała się po barze, myślała, że być może jest jedyną osobą wystarczająco starą, aby pamiętać Georgia Satellites. Kiedy prostackie nuty jej młodości rozpłynęły się w chrapliwym ryku i podwójnych gitarach Foo Fighters, zobaczyła, że głowy kilku facetów wokół pojedynczego stołu bilardowego zaczynają podrygiwać z większym zapałem.

      W jakiś sposób rock jej nie ruszał – dzięki niewidocznej kotwicy zarzuconej na dno serca. Nigdy nie umknie swojej przeszłości. I czy nie dlatego tu była?

      – Czy mogę postawić ci piwo? – zapytał jeden z chłopców od bilarda. Sara spojrzała w jego pełne nadziei oczy, nie z przychylnością, ale z prostym pytaniem. Czemu?

      Jej dni przygód na jedną noc minęły dwie dekady temu i wiedziała, że linie wzdłuż obwisłych policzków oraz srebrzyste sieci we włosach są najbardziej oczywistym wskaźnikiem, że czas nie obszedł się z nią łagodnie. Żaden facet o kruczoczarnych włosach i klatce piersiowej, którą miał odwagę uwypuklić, ściskając się mocniej paskiem, nie mógłby się nią zainteresować. Mimo to, właśnie taki facet stał teraz przy niej, położył dłoń na ramieniu i zaproponował piwo.

      A co tam, do cholery? – pomyślała i poprosiła o Guinnessa. Może zobaczył obrączkę, gdy jej dłoń z łatwością owinęła się wokół szklanki.

      – Jesteś mężatką? – zapytał mężczyzna, zajmując stołek obok niej. Nie cofnął ręki. Zamiast tego przesunął ją z ramienia, wzdłuż jej pleców, aby zacisnąć ją bezpośrednio na udzie.

      Skinęła głową.

      – Mniej więcej tak długo, jak ty żyjesz – powiedziała z uśmiechem.

      Spojrzała na niego znużonym wzrokiem i być może coś sprawiło, że jego kręgosłup przeszył chłód rzeczywistości, ponieważ jego natrętna dłoń zniknęła. Rzucił kilka dolarów na bar, skinął głową i wrócił do stołu bilardowego. Sara usłyszała ciche głosy i śmiech. Nie odwróciła się. W jej życiu był tylko ból serca, tak wielki, że mogła go tylko dopełniać. Jeśli ktoś się teraz z niej nabijał, bo siedziała tu stara i samotna w barze… nie zamierzała się tym przejmować. Nie zamierzała zrobić nic, z wyjątkiem jeszcze jednego przechylenia szklanki z piwem. W porządku, może dwóch.

      A potem wróci do domu. Tam dom twój, gdzie serce twoje, pomyślała.

      – Ale gdzie poszło moje serce? – odpowiedziała sobie na głos.

      System nagłośnieniowy – cokolwiek stało się z szafami grającymi – był teraz pompowany rytmem Britney, więc głosy w barze wokół niej zaczęły się podnosić.

      To była godzina młodzieżowa, pomyślała Sara. Czas, aby dorośli wrócili do domu.

      Spojrzała na neonowy szyld nad głową i uśmiechnęła się smutno do seksownej wytatuowanej istoty za barem, która nie miała zahamowań przed eksponowaniem swoich wdzięków i flirtowała z chłopcami od stołu bilardowego dla napiwków. Sara spojrzała na swoje piwo.

      Piana w ostatnim łyku Guinnessa rozśmieszyła ją. Nie potrafiłaby wyjaśnić, dlaczego. Po prostu uderzyło ją to, jakie to zabawne… cała ta ciemna, ciężka ciecz barwiąca masę szkła, a na wierzchu ten biały wieniec z bąbelków próbujący zatrzymać wszystko wewnątrz. Wiedziała wiele o trzymaniu różnych rzeczy w sobie. Dlatego właśnie tu była. Trzymała w sobie to wszystko.

      – Coś nie tak z twoim piwem? – Usłyszała głos z tyłu. Odwróciła się powoli, bojąc się, że wrócił chłopak od bilarda. Ale wtedy tembr głosu pogłębił się i zobaczyła twardą linię szczęki i delikatną troskę w głęboko osadzonych niebieskich oczach. Pokręciła głową.

      – Nie – powiedziała. – Piwo jest w porządku. – Podniosła szklankę i opróżniła połowę w jednym desperackim pociągnięciu.

      – Chodźmy do domu, co? – powiedział Evan i odciągnął ją od stołka. Potknęła się tylko nieznacznie, gdy dzwonki przy drzwiach zabrzęczały, ogłaszając ich wyjście, tak jak robiły to niemal każdego wieczora. Barmanka przewróciła oczami i oczyściła kontuar. Nie zastanawiała się, dlaczego każdej nocy staruszkę trzeba było eskortować do domu. Właśnie obciągnęła t-shirt, by uśmiechnąć się fałszywie do chłopców pijących Buda, gdy wbijali ósmą bilę.Cholerni pijacy nigdy nie zostawiali dobrego napiwku.

      Rozdział drugi

      Strata to wszechogarniająca pasja. Kylie mogłaby ci to opowiedzieć w mgnieniu oka, gdyby jeszcze w ogóle mogła mówić.

      – Nigdy nie powiedziałem, że zabiorę cię ze sobą – krzyczał Abram w ciemnym kącie

Скачать книгу