Nowe oblicze Greya. E L James

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nowe oblicze Greya - E L James страница 8

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Nowe oblicze Greya - E L James

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      – Leżałam na brzuchu. Musiałam się przekręcić we śnie – bronię się słabo.

      Jego oczy ciskają błyskawice. Nachyla się, bierze ze swojego leżaka górę od mojego kostiumu i rzuca ją we mnie.

      – Włóż to! – syczy.

      – Christianie, nikt nie patrzy.

      – Zaufaj mi. Patrzy. Jestem przekonany, że Taylor i ochrona świetnie się bawią! – warczy.

      Jasna cholera! Czemu ciągle o nich zapominam? W panice zasłaniam dłońmi piersi. Od czasu sabotażu Charliego Tango nieustannie nam towarzyszą ci przeklęci ochroniarze.

      – No i jacyś obleśni paparazzi też mogli zrobić ci zdjęcie. Masz ochotę znaleźć się na okładce „Star”? Tym razem naga?

      A niech to. Paparazzi! Kurde! Gdy pospiesznie wkładam stanik, cała krew odpływa mi z twarzy. Wzdrygam się. W mojej głowie pojawia się nieprzyjemne wspomnienie oblężenia przez paparazzich przed siedzibą Seattle Independent Publishing, gdy do prasy przeciekła wiadomość o naszych zaręczynach – to wszystko składa się na życie z Christianem Greyem.

      – L’addition! – warczy Christian do przechodzącej kelnerki. – Zbieramy się – mówi do mnie.

      – Już?

      – Tak. Już.

      Cholera, jest w takim nastroju, że lepiej się nie sprzeciwiać.

      Wkłada spodenki, choć z jego kąpielówek kapie woda, następnie szary T-shirt. Po chwili zjawia się kelnerka z jego kartą kredytową i rachunkiem.

      Niechętnie wkładam turkusową sukienkę na ramiączkach i japonki. Gdy kelnerka odchodzi, Christian bierze z leżaka książkę oraz BlackBerry i skrywa wściekłość za przyciemnianymi szkłami okularów przeciwsłonecznych. Emanują z niego gniew i napięcie. Robi mi się smutno. Wszystkie kobiety na plaży opalają się topless – to przecież nic takiego. Prawdę mówiąc, ja wyglądam dziwnie w kompletnym stroju. Wzdycham w duchu. Myślałam, że Christian dostrzeże zabawną stronę sytuacji… tak jakby… Może gdybym pozostała na brzuchu… Teraz jednak po jego poczuciu humoru nie został nawet ślad.

      – Proszę, nie złość się na mnie – szepczę, biorąc od niego książkę i telefon i wkładając je do plecaczka.

      – Na to już za późno – mówi cicho… zbyt cicho. – Idziemy.

      Bierze mnie za rękę i daje znak Taylorowi oraz jego dwóm pomocnikom, francuskim ochroniarzom, Philippe’owi i Gastonowi. Są jednojajowymi bliźniakami, co jest doprawdy dziwaczne. Cierpliwie obserwują z werandy nas i to, co dzieje się na plaży. Czemu ciągle o nich zapominam? Taylor ma kamienną twarz i oczy ukryte za ciemnymi okularami. Kurde, on też jest na mnie zły. Nie mogę się przyzwyczaić do oglądania go w takim swobodnym wydaniu: w krótkich spodenkach i czarnej koszulce polo.

      Christian prowadzi mnie do hotelowego lobby, stamtąd zaś na ulicę. Milczy poirytowany, a to wszystko moja wina. Za nami podążają Taylor i jego ekipa.

      – Dokąd idziemy? – pytam niepewnie, podnosząc wzrok na męża.

      – Wracamy na łódź. – Patrzy przed siebie.

      Nie mam pojęcia, która jest godzina. Myślę, że coś koło piątej, może szóstej. Kiedy docieramy do mariny, Christian prowadzi mnie na nabrzeże, gdzie zacumowano motorówkę i skuter wodny należące do Fair Lady. Gdy Christian odcumowuje skuter, podaję swój plecak Taylorowi. Zerkam na niego nerwowo, ale z jego twarzy, tak samo jak w przypadku Christiana, niczego się nie da wyczytać. Rumienię się na myśl o tym, co miał okazję widzieć na plaży.

      – Proszę bardzo, pani Grey.

      Taylor przynosi mi z motorówki kapok, a ja go posłusznie zakładam. Dlaczego tylko ja muszę mieć kapok? Christian i Taylor wymieniają spojrzenie. Jezu, na Taylora też jest wkurzony? Następnie Christian sprawdza paski w moim kapoku, mocno pociągając za środkowy.

      – Może być – mruczy z obrażoną miną, nadal na mnie nie patrząc. Cholera.

      Wsiada z gracją na skuter i wyciąga do mnie rękę. Chwytam ją mocno i jakoś udaje mi się przerzucić nogę przez siedzenie za nim, nie wpadając przy tym do wody. Taylor i bliźniacy wsiadają do motorówki. Christian odpycha się nogą od nabrzeża i skuter wpływa powoli do mariny.

      – Złap się – nakazuje, a ja obejmuję go w pasie. To moja ulubiona część pływania na skuterze. Ściskam go mocno, wtulając nos w jego plecy, myśląc o tym, że swego czasu nie pozwoliłby mi się tak dotknąć. Ładnie pachnie… Christianem i morzem. Proszę, Christianie, wybacz mi… Sztywnieje. – Ruszamy – mówi, tym razem nieco łagodniej. Całuję go w plecy i opieram się o nie policzkiem, patrząc w stronę nabrzeża, skąd przygląda nam się kilkoro urlopowiczów.

      Christian przekręca kluczyk i silnik budzi się do życia. Dodaje gazu, więc skuter rusza przed siebie, po czym prześlizguje się szybko po chłodnej, ciemnej wodzie, przez marinę do centrum portu w kierunku Fair Lady. Obejmuję go jeszcze mocniej. Uwielbiam to – jest tak bardzo ekscytujące. Gdy tulę się do Christiana, wyczuwam każdy mięsień jego szczupłego ciała.

      Dogania nas Taylor w motorówce. Christian zerka na niego, po czym znowu dodaje gazu i skuter wystrzeliwuje do przodu, podskakując na powierzchni wody niczym wprawnie rzucony kamyk. Taylor kręci głową z pełną rezygnacji irytacją i kieruje się prosto w stronę jachtu, gdy tymczasem Christian mija Fair Lady i płynie na otwarte morze.

      Woda rozpryskuje się wokół nas, a ciepły wiatr smaga mi twarz i wywija włosami związanymi w kucyk. To jest takie fajne. Być może Christianowi poprawi się dzięki temu humor. Nie widzę jego twarzy, ale wiem, że dobrze się bawi – dla odmiany zachowując się beztrosko, jak przystało na osobę w tym wieku.

      Zatacza wielki łuk, a ja przyglądam się linii brzegowej – łodziom w marinie, mozaice żółtych, białych i piaskowych biurowców i apartamentowców oraz górującym nad wszystkim skalistym zboczom. Zupełnie nie przypomina to schludnych przecznic i kwartałów, do których jestem przyzwyczajona, ale wygląda niesamowicie malowniczo. Christian zerka na mnie przez ramię. Na jego ustach błąka się cień uśmiechu.

      – Jeszcze raz? – przekrzykuje hałas silnika.

      Kiwam entuzjastycznie głową. W odpowiedzi uśmiecha się szeroko, dodaje gazu i ponownie zawraca ku otwartemu morzu… i chyba już mi wybaczył.

      – Złapało cię dziś słońce – mówi łagodnie Christian, rozpinając mi kapok.

      Niespokojnie próbuję wyczuć jego nastrój. Znajdujemy się na pokładzie jachtu i jeden ze stewardów stoi obok nas, czekając na mój kapok. Christian podaje mu go.

      – To wszystko, proszę pana? – pyta młody mężczyzna.

      Uwielbiam jego francuski akcent. Christian zerka na mnie, zdejmuje okulary i wsuwa zausznik za kołnierzyk T-shirta.

      – Masz

Скачать книгу