Kwiaty nad piekłem. Ilaria Tuti

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kwiaty nad piekłem - Ilaria Tuti страница 16

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Kwiaty nad piekłem - Ilaria Tuti

Скачать книгу

uwalniając pakunek. Skinieniem poleciła Parisiemu i De Carliemu, żeby zabrali pączki i wyszli. Posłuchali, zamykając za sobą drzwi, jakby chcieli w ten sposób zdusić w zarodku ostrą wymianę zdań, na którą się właśnie zanosiło. Massimo już ją sobie wyobrażał: wystrzelone jak pociski słowa, świszczące w uszach i eksplodujące wściekłością.

      Czuł się jak struna naciągnięta poza granice wytrzymałości.

      – Co mam robić, żebyśmy wreszcie żyli w zgodzie? – zapytał spokojnie, bo wcale nie zamierzał wywoływać kłótni. Chciał po prostu zrozumieć.

      Pani komisarz nie zwracała na niego uwagi. Skupiła się na monitorze i wyświetlanych na nim zdjęciach z miejsca zbrodni.

      – Masz robić to, co do ciebie należy, jeśli w ogóle potrafisz – odparła. – Przeczytałam w nocy twój raport.

      – I jak?

      Podniosła na niego wzrok.

      – Wylądował w koszu. Musisz napisać go od nowa.

      Nagle Massimo poczuł, jak dopada go zmęczenie skumulowane przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny, wiesza się na jego plecach jak bezkształtna, ciężka masa i ciągnie w dół, na podłogę albo jeszcze niżej.

      Jednocześnie zdał sobie sprawę, że nie on jeden czuje się jak w piekle. Bo choć początkowo wydawało mu się, że twarz pani komisarz jest napięta, teraz widział, że pod tą maską kryje się coś na podobieństwo bólu i, o dziwo, chyba strachu.

      – W ogóle nie spałem, żeby to napisać – wytłumaczył się. Chciał ją wybadać i zarazem sprowadzić rozmowę na inny tor. To, co właśnie zobaczył, ku jego zdziwieniu wprowadziło go w konsternację.

      – Źle zrobiłeś. Powinieneś był odpocząć, żeby napisać raport ze świeżym umysłem.

      Najwyraźniej chwilowo zawiesiła broń, bo jej głos brzmiał obojętnie, zupełnie jakby rozprawiali o pogodzie.

      – Myślałem, że odwaliłem kawał dobrej roboty – powiedział.

      Teresa Battaglia odłożyła długopis, który właśnie gryzła.

      – To za mało – odparła. – Nie mogę iść do krewnych ofiary i powiedzieć, że odwalamy kawał dobrej roboty. Oni chcą, byśmy dali z siebie wszystko, rozumiesz? Potrzebują tego.

      Przytaknął skinieniem. Naprawdę zaczynał rozumieć.

      – Czego pani ode mnie oczekuje? – zapytał.

      – Musisz zdobyć wiedzę. O tym, czego nie uczą na uniwersytecie, o sztuce zabijania. – I nie czekając na odpowiedź, wstała i podeszła do tablicy zawieszonej naprzeciwko jej biurka. – Myślałam, że jest młody, ale chyba musimy zrewidować przypuszczenia – wymamrotała. – Może mieć o kilka lat więcej.

      Massimo dołączył do niej zaciekawiony.

      – Dlaczego?

      – Dlatego że wykazuje wysoki poziom sadyzmu – wyjaśniła, notując krzywym charakterem pisma. – Miał wiele czasu, żeby udoskonalić swoje fantazje. Sądzę, że może mieć koło czterdziestu, czterdziestu pięciu lat. I dużo sił. Jest stąd albo po prostu kocha góry. Zna je. Nie przez przypadek jego trop gubi się pośród skał, prawdopodobnie jest myśliwym. Patrząc na sposób, w jaki zabił, wątpię, żeby jeździł samochodem.

      Massimo nie zdołał powstrzymać grymasu, który komisarz w lot przechwyciła. Przestała pisać i popatrzyła wyzywająco.

      – Coś cię nie przekonuje? – zapytała.

      – Ależ skąd.

      – Możesz powiedzieć, co ci chodzi po głowie.

      – Tak, oczywiście.

      Zdjęła okulary i spojrzała na niego uważniej.

      – Marini, nie marnuj mojego czasu. Jeśli masz coś do powiedzenia, nie każ się prosić. A jeśli nie, to oszczędź mi sarkazmu.

      Massimo wskazał na tablicę.

      – Czy nie wydaje się pani, że to lekka przesada?

      Komisarz podążyła za jego wzrokiem i zmarszczyła brwi.

      – Przesada? – powtórzyła.

      Massimo postukał palcem.

      – Te wszystkie szczegóły – wyjaśnił – podane bez cienia wątpliwości. Czy to nie zbytnia zuchwałość? Skąd pani wie, czy jeździ samochodem czy nie?

      Teresa Battaglia zmierzyła go z lekkim uśmiechem.

      – Zuchwałość? W żadnym razie. A jeśli chodzi o wątpliwości… Cóż, mam ich wiele, taka już natura mojej pracy. Trzeba się martwić, gdy przestanie się je mieć, nieprawdaż?

      Massimo skrzyżował ręce na piersiach i nic nie odpowiedział.

      – Trudno cię przekonać – zakpiła. Ale zaraz spoważniała, podeszła do niego i zadarła głowę, żeby spojrzeć mu prosto w oczy. – Powiem ci więcej. On nawet nie ma prawa jazdy. Nie jeździ i nie ma prawa jazdy, bo nie jest w stanie go zrobić. Prawdopodobnie próbował, ale mu się nie udało, jak wiele innych rzeczy. Jego obłąkany umysł mu na to nie pozwolił. Z czego wnioskuję? Z tego, co zrobił ofierze i jak. Ktoś, kto wydłubuje oczy paznokciami, ma poważne problemy psychiczne, które niełatwo ukryć. Nie jest w stanie zrobić żadnego kursu. Nawet na prawo jazdy. Nie potrafi na dłuższą metę utrzymać pracy. Brakuje mu wytrwałości i skupienia.

      Massimo wstrzymał oddech. Kobieta podała mu pisak.

      – Odwagi, pisz – poleciła, a potem zaczęła mówić dalej, nie czekając na jego reakcję. – Żyje samotnie, kilka kilometrów od miejsca zbrodni. Musimy zakreślić obszar poszukiwań.

      Massimo posłusznie wykonał zadanie, ale nie wyzbył się wątpliwości.

      – Skąd ma pani pewność, że mieszka sam? – zapytał.

      – Nikt nie jest w stanie wytrzymać u boku kogoś, kto w ogóle nie dba o higienę osobistą i nie wie, co to porządek. „Psychoza” to w tym przypadku słowo klucz, a jej stopień wiele nam o tym człowieku mówi. Co nam podpowiada fakt, że zabił gołymi rękami, nawet nie związawszy ofiary?

      – Że zbrodnia nie została zaplanowana.

      – Błąd. Zbrodnia nie została zorganizowana, a to co innego. Chociaż liczne szczegóły wskazują na coś całkiem przeciwnego. Trudno będzie wyjaśnić te sprzeczności. Bo coś tu nie gra.

      – Na przykład?

      – Inscenizacja, czyli sposób, w jaki ułożył ciało. Nie porzucił, a przygotował. I jeszcze te pułapki… W takim razie, inspektorze Marini, opierając się na twojej magisterce z…?

      – Z prawa.

Скачать книгу