Wisząca dziewczyna. Jussi Adler-Olsen

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wisząca dziewczyna - Jussi Adler-Olsen страница 6

Wisząca dziewczyna - Jussi Adler-Olsen Department Q

Скачать книгу

znajdował się drastycznie przeładowany pojazd, więc trzeba było się tym zająć.

      „To jasne, że przy tak potwornej zbrodni wszystko inne schodzi na dalszy plan” – pomyślał Carl z krzywym uśmieszkiem, gdy jeden z nich wstał i wskazał im drzwi, którymi mieli wyjść.

      Odpicowany na galowo komendant podjął ich w sali konferencyjnej ciastkami i mnóstwem filiżanek kawy. Tutaj człowiek nie miał wątpliwości, kto piastuje funkcję i cieszy się autorytetem; wątpliwości nie budził też fakt, że ich obecność, mimo powagi sytuacji, dziwiła miejscowego szefa.

      – Przebyliście daleką drogę – oświadczył, mając zapewne na myśli to, że zbyt daleką. – Owszem, nasz kolega Christian Habersaat niestety popełnił samobójstwo. To naprawdę okropny sposób odejścia – ciągnął mocno poruszony. Carl znał takie obrazki. Policjanci mający za sobą ścieżkę akademicką, z pozostałymi duńskimi komendantami na czele, nigdy nie mieli okazji ubrudzić sobie rączek, przez co nie należeli do tych osób w służbach, które dobrze znoszą widok mózgu kolegi rozbryzgującego się na ścianie.

      Carl skinął głową.

      – Wczoraj po popołudniu rozmawiałem chwilę z Christianem Habersaatem. Wiem tylko, że chciał, bym zainteresował się jakąś sprawą i włączył się w nią. Chyba nie wysłuchałem go wystarczająco uważnie. Dlatego tu jesteśmy. Odnoszę wrażenie, że nie będziemy wam zbytnio przeszkadzać, jeśli przyjrzymy się temu dokładniej. Mam nadzieję, że przyzna mi pan rację.

      Jeśli zmrużone oczy i skierowane w dół kąciki ust oznaczały „tak” po bornholmsku, to jeden aspekt sprawy był już załatwiony.

      – Może potrafiłby mi pan powiedzieć, do czego Habersaat odnosił się w swoim mailu do nas? Pisze, że Departament Q to jego ostatnia nadzieja.

      Komendant pokręcił głową. Zapewne by potrafił, tylko po prostu nie chciał. Miał od tego ludzi.

      Gestem przywołał do siebie policjanta w mundurze galowym.

      – Oto komisarz John Birkedal. Urodził się na wyspie i znał Habersaata na długo, zanim objąłem swoją funkcję. Z naszej komendy tylko John, ja i przedstawiciel związku policjantów uczestniczyliśmy w przyjęciu Habersaata.

      Jako pierwszy wysunął rękę Assad.

      – Proszę przyjąć kondolencje – rzekł.

      Skonsternowany Birkedal odwzajemnił uścisk dłoni, po czym zwrócił na Mørcka spojrzenie, które wydało mu się znajome.

      – Cześć, kopę lat – powiedział, podczas gdy Carl usiłował zapanować nad odruchem ściągania brwi.

      Mężczyzna miał niewiele ponad pięćdziesiąt lat, więc był właściwie rówieśnikiem Mørcka i mimo zarostu i ciężkich jak ołów powiek wyglądał na kogoś, kogo Carl powinien znać. Gdzie, do diabła, już go widział?

      Birkedal się roześmiał.

      – Oczywiście, że mnie nie pamiętasz. Chodziłem do Szkoły Policyjnej na Amager rok niżej od ciebie. Przypomnę ci tylko, że graliśmy razem w tenisa i wygrałem trzy razy z rzędu. Potem nagle ci się odechciało.

      Czy to Rose zarechotała za jego plecami? Ze względu na nią samą miał nadzieję, że nie.

      – Ta-ak. – Carl uśmiechnął się z przymusem. – Wcale mi się nie odechciało, ale zdaje się, że kostka odmówiła mi posłuszeństwa – ciągnął, w najmniejszym stopniu nie przypominając sobie tego epizodu. Jeśli faktycznie zdarzyło mu się grać w tenisa, to na szczęście ten błąd spowiła mgła zapomnienia.

      – Sprawa z Christianem to był szok – podjął na szczęście sam z siebie komisarz. – Ale od wielu lat był przygnębiony, choć na co dzień nie odczuwaliśmy tego zanadto na komendzie. Nie sądzę, by można było mu coś zarzucić jako policjantowi, prawda, Peter?

      Komendant posłusznie się zgodził.

      – Ale w domu w Listed sprawy Habersaata przedstawiały się inaczej. Był rozwiedziony i mieszkał sam, ciągle głowił się nad pewną starą sprawą. Jej wyjaśnienie postawił sobie za swój życiowy cel, choć nie pracował w policji kryminalnej. Ktoś mógłby powiedzieć, że to była banalna sprawa ucieczki z miejsca wypadku, ale jako że wypadek kosztował życie młodą dziewczynę, to aż taki banalny znowu nie był.

      – Okej, ucieczka z miejsca wypadku. – Carl wyjrzał za okno. Znał takie sprawy. Albo rozwiązuje się je od razu, albo się je archiwizuje. Ich pobyt na wyspie będzie krótki.

      – I nigdy nie odnaleziono sprawcy, zgadza się? – spytała Rose, podając mu rękę.

      – Tak, zgadza się. Gdyby go zidentyfikowano, pewnie Christian by dziś żył. No, ale czas na mnie. Pewnie sobie wyobrażacie, że w związku z dzisiejszym wydarzeniem mamy do załatwienia masę formalności, nie wspominając o rozmowie z prasą, którą musimy odfajkować na dzień dobry. Ale może zajrzę później do waszego hotelu, żeby odpowiedzieć na pytania?

      – Wy pewnie z policji w Kopenhadze – stwierdziła bez sentymentu recepcjonistka Sverres Hotel, pewną ręką podając im klucze do pokojów, zapewne najmniej efektownych spośród tych, którymi dysponowała. Rose niewątpliwie jak zwykle będzie się targować o cenę.

      Nieco później znaleźli komisarza Johna Birkedala w salonie za jadalnią, na fotelu ze sztucznej skóry. Z piętra rozciągał się widok na przemysłową część portu i zaplecze supermarketu Brugsen; nie był to piękny widok. Całości dopełniłoby tylko kilka autostrad. Zdecydowanie nie było to najlepsze miejsce na tworzenie przewodnika o tej skądinąd bajecznej wyspie.

      – Będę z wami szczery. Właściwie to nie znosiłem Habersaata – wyznał Birkedal. – Ale widok kolegi strzelającego sobie w głowę, bo czuł, że nie sprostał swoim zadaniom, był naprawdę bolesny. W karierze policjanta doświadczyłem wielu rzeczy, a obawiam się, że ta właśnie zapadnie mi głęboko w pamięć. To było naprawdę straszne.

      – Jasne – odparł Assad. – Ale proszę wybaczyć, nie wiem, czy dobrze rozumiem. Mówi pan, że on strzelił sobie z pistoletu w głowę. To chyba nie był jego pistolet służbowy?

      Birkedal pokręcił głową.

      – Nie, zgodnie z zasadami zostawił go w sejfie tuż przed zdaniem odznaki i kluczy do komendy. Nie wiemy dokładnie, skąd miał ten pistolet, ale w każdym razie była to beretta 92, kaliber dziewięć milimetrów. Noszenie jej przy sobie to nieciekawa sprawa. Ale pewnie znacie serię Zabójcza broń z Melem Gibsonem?

      Żadne z nich nie odpowiedziało.

      – Aha, tak czy siak to stosunkowo duże i ciężkie bydlę. Kiedy wyciągnął go i wycelował we mnie i w komendanta, w pierwszej chwili myślałem, że to atrapa. Nie miał pozwolenia na tego typu broń, ale wiemy, że podobna beretta zginęła pięć, sześć lat temu z mieszkania po zmarłej osobie w okolicach Aakirkeby. Nie mamy jak sprawdzić, czy to ta sama broń, bo jej właściciel nie miał na nią papierów.

      – Z domu po zmarłej osobie? W dwa tysiące

Скачать книгу