Sekret rodziny von Graffów. Bożena Gałczyńska-Szurek

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Sekret rodziny von Graffów - Bożena Gałczyńska-Szurek страница 4

Жанр:
Серия:
Издательство:
Sekret rodziny von Graffów - Bożena Gałczyńska-Szurek

Скачать книгу

wnuczka, ale staruszek nie przerwał irytującego wywodu.

      – Jak widzisz – wskazał palcem na dokument adopcyjny – były nawet i takie plany, by miastu nadać niemiecką nazwę pochodzącą od nazwiska samego Himmlera. Na przeszkodzie stanęły, niestety, klęska naszych żołnierzy i przegrana wojna. – Starszy pan był przygotowany do rozmowy.

      – Rozumiem. Genialne zamysły nazistów nie powiodły się, choć tak się przywiązali do okupowanych terenów, że zapobiegliwie wymyślili dla polskiego miasta nazwę Himmlerstadt. Ech! – Maria była zniesmaczona.

      – Planowano też nazwę Pflugstadt5, by nie obrazić Hitlera, który w tym momencie nie miał jeszcze „swojego miasta” – dopowiedział z powagą Hans.

      – Ach tak! Hitler w tym momencie nie miał jeszcze w Polsce, jak rozumiem, „swojego miasta” – powtórzyła za nim z ironią.

      – Właśnie – przytaknął naburmuszony.

      – A to dopiero! I z tego powodu naziści wymyślili dla tej polskiej miejscowości aż dwie niemieckie nazwy! Cóż za pomysłowość! Jestem pod wrażeniem – kpiła Graffówna.

      – I czemu się tak dziwisz? Była wojna. Nasi rodacy planowali zagospodarować rozsądnie dobra europejskie. Tam też, na wschód od Rzeszy wszystko miało być nasze.

      – Dziadku, tereny po drugiej stronie Odry zamieszkują Polacy. POLACY! Niemcy mogą tutaj tworzyć ośrodki osadnictwa. Nie jesteś na wiecu. No, proszę cię! Dość tej propagandy! Natychmiast przestań!

      – Dobrze już, dobrze, chciałem tylko powiedzieć, że chodzi o miasto we wschodniej Polsce, istotny punkt strategiczny drugiej wojny światowej. Z różnych powodów był dla Rzeszy ważny – podkreślił von Graff. Zamierzał rozwinąć swoją wypowiedź, ale pod wpływem wnikliwego spojrzenia Marii speszył się, jakby miał coś w tej materii do ukrycia, i zamilkł. Po chwili dodał kolejną irytującą uwagę: – Skoro mój ojciec, jak ustaliliśmy, służył w Wehrmachcie i mieszkał w Himmlerstadt, to po wtarzam ci, że mogły się tam zachować dokumenty na ten temat. Choć, znając bałaganiarstwo Polaków… – Hans lekceważąco wydął wargi.

      – Dziaaadkuuu… – warknęła ostrzegawczo.

      – A cóż ja takiego znowu powiedziałem? To sama prawda.

      – Właśnie o prawdę chodzi – ucięła stanowczo Maria.

      – Na przykład? – zapytał.

      – Na przykład, jak się naprawdę nazywa ten twój Himmlerstadt. Przypomnij mi, tam była zapisana też polska nazwa. – Wskazała na metryczkę.

      – Polskiej nazwy to się w ogóle nie da wymówić – warknął.

      – Spróbuj. – Maria pozostała nieugięta.

      Potrzasnął rozpaczliwie głową i podał jej niewielką karteczkę.

      – Nie, nie. Tu ci zapisałem.

      – No proszę, jak ty się starannie przygotowałeś do naszej rozmowy. Zamość – przeczytała zaciekawiona. – Zamość – powtarzała.

      ROZDZIAŁ II

      Podróż samochodem z Berlina do Warszawy minęła szybko. Za Lublinem, gdzie na postoju Maria wypiła kawę, droga zrobiła się mniej komfortowa, ale za to okolica była przepiękna. Po rozmowie z dziadkiem o Himmlerstadt wnuczkę, oprócz kwestii rodzinnych, frapowało kilka innych aspektów tej wyprawy. Choćby to, z jakiego powodu naziści wybrali właśnie Zamość. Dlaczego tam zaplanowali centrum osadnictwa niemieckiego i powojenny azyl dla zasłużonych esesmanów? W okolicy były przecież inne miasta. Blisko położony Lublin – zdecydowanie większy i ważniejszy jako stolica tego regionu. Znana publicystka „Die Tageszeitung”, słynąca ze swojej rzetelności zawodowej i spektakularnych osiągnięć w prowadzeniu przeróżnych dziennikarskich dochodzeń, do podróży służbowej na wschód Polski była tym razem kiepsko przygotowana. Zaimprowizowała wyjazd w pośpiechu ze względu na zły stan zdrowia dziadka i teraz układała sobie w głowie plan działania na podstawie strzępków informacji zgromadzonych dosłownie na godziny przed wyjazdem z Berlina. W internecie w języku ojczystym znalazła kilka dość lapidarnych informacji o Zamościu, a po mało znanym mieście położonym na wschodnich rubieżach Polski nie spodziewała się niczego szczególnego. Tymczasem asfaltowe drogi pomiędzy miejscowościami wiły się wśród pól i leśnych zagajników. Kwieciste łąki pełne maków urozmaicały żółte dywany kwitnącego rzepaku.

      Była niedziela. Z oddali, gdzieniegdzie, z mijanych kościołów dobiegało bicie dzwonów. Okolica kusiła urokiem.

      Na jednym z parkingów Maria napisała esemesa do narzeczonego: „Helmut, nie uwierzysz, jestem w raju!”. Dojeżdżając do Zamościa, podziwiała swojskie widoki i rozmyślała: Urzekające miejsce ta Zamojszczyzna.

      Jak na ironię, przed wyjazdem z Niemiec obiło jej się o uszy, że nazwa regionu i miasta pochodzi od nazwiska znanych polskich arystokratów, do których należały te tereny. Cóż to był za absurdalny plan, by Zamość, nazwany tak od nazwiska hetmana Zamoyskiego, przemianować na Himmlerstadt na pamiątkę niemieckiego dygnitarza? Kolejna bolesna i wstydliwa sprawa – rozważała w myślach von Graffówna. Na szczęście istnieje sprawiedliwość dziejowa. Samo życie wielkim tego świata przydziela miejsce w historii i wawrzyny, a zbrodniarzy skazuje na hańbę i społeczne wykluczenie.

      Maria była słabo zorientowana w temacie Zamojszczyzny pod okupacją niemiecką, ale tak jak wszyscy znała złą sławę współpracownika Hitlera. Aż się bała myśleć, jakie mogły być konsekwencje wojenne fascynacji Himmlera Zamościem i tym regionem, skoro bywał tu osobiście.

      Około południa mały mercedes na niemieckiej rejestracji wjechał na starówkę miasta od strony północnej. Gdy minął fragmenty zabytkowej budowli okalającej drogę, z dwóch stron jezdni pojawiły się pozostałości murów z czerwonej cegły, broniących niegdyś dostępu do tego niezwykłego miejsca.

      – No, proszę! Wjeżdżam do twierdzy. Mamy bramę i mury obronne! Tak miało być – mruknęła pod nosem. – Ładnie. – Rozglądała się zaciekawiona.

      Po tym jak zostawiła samochód na najbliższym parkingu i przeszła pośród zabytkowych kamieniczek w głąb starego miasta, dotarła na plac, który już z daleka rozpoznała jako rynek.

      – Oh mein Gott!6 – jęknęła na widok bajecznej renesansowej zabudowy. To nie to samo, co na zdjęciach w internecie. Cóż za pokusa! – pomyślała o planach, które hitlerowcy wiązali z tym miastem.

      Był słoneczny dzień. Najwyraźniej Maria trafiła na święto albo festyn. Przed ratuszem aż kłębiło się od gapiów i turystów. Pośrodku rynku otoczonego bajecznie kolorową renesansową zabudową poustawiane były kramy z różnymi lokalnymi wyrobami. Wśród przekupek kluczyli przebierańcy w starodawnych strojach. Dzieciaki biegały wokoło potężnej spiżowej armaty ustawionej przed schodami magistratu. Jeśli jeszcze nie było prezentacji tego sprzętu, to czeka nas niezły hałas – przemknęło przez myśl młodej

Скачать книгу


<p>5</p>

W tłumaczeniu „miasto pługa” – ze względu na okoliczne żyzne gleby. Ostatecznie oficjalnie nazwy miasta Zamość nie zmieniono.

<p>6</p>

O mój Boże!