Sekret rodziny von Graffów. Bożena Gałczyńska-Szurek

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Sekret rodziny von Graffów - Bożena Gałczyńska-Szurek страница 6

Жанр:
Серия:
Издательство:
Sekret rodziny von Graffów - Bożena Gałczyńska-Szurek

Скачать книгу

pani nieco inaczej niż my, ale to przecież naturalne. Pani polski jest świetny – zapewniał. – Prawda? – Łypnął natarczywie w kierunku towarzysza.

      – Tak, jak na cudzoziemkę mówi pani całkiem nieźle. Po prostu kelnerka uprzedziła, że przedstawi nam Niemkę, która przyjechała do Barbary Kowalskiej z Berlina. – Alfred, zganiony przez kumpla spojrzeniem, zdobył się na rozbrajającą szczerość.

      – Wiemy, że szuka pani profesorowej i że jest pierwszy dzień w Zamościu – kontynuował wyjaśnienia sympatyczniejszy z Polaków.

      Zaskoczona wnuczka Hansa von Graffa odebrała pierwszą lekcję funkcjonowania miejscowej poczty pantoflowej. Uświadomiła sobie, że ta działa bezbłędnie i błyskawicznie, bo przecież kelnerka oddaliła się tylko na kilka chwil, by zrealizować zamówienie. W tym krótkim czasie zdradziła jej obecnym towarzyszom wszystkie zasłyszane od niej informacje. Dla osoby, która miała sporo do ukrycia, było to poważne ostrzeżenie.

      Tymczasem mężczyźni, nieświadomi burzy emocji, których doświadczała Maria w zetknięciu z miejscowymi zwyczajami, spokojnie kontynuowali:

      – Domyśliliśmy się, że to pani będziemy pomagać w realizacji zadania dziennikarskiego na temat drugiej wojny światowej. Jestem muzealnikiem, a mój kolega – archiwistą. Nie znamy wprawdzie szczegółów planowanych badań, ale nie musimy w tej chwili rozmawiać o sprawach zawodowych – zapewniał szarmancko przystojniak siedzący vis-à-vis. – Proponuję do kawy lody. – Usiłował się przypodobać poznanej przed momentem kobiecie.

      Pochmurny Alfred nie podzielał entuzjazmu kolegi. Taksował gościa posępnym spojrzeniem, ale nie protestował.

      Posłała im szeroki uśmiech.

      – Nie jadam lodów. Tego, panowie, o mnie jeszcze nie wiecie – stwierdziła z satysfakcją. – Ale chętnie wypiję coś mocniejszego. Wczesna pora na drinki, jednak mam wrażenie, że tego mi właśnie potrzeba po wszystkich dzisiejszych niespodziankach. – Spojrzała w kierunku armaty, a potem kelnerki obsługującej w pobliżu turystów.

      Propozycja została przyjęta z uznaniem. Nawet antypatyczny archiwista rzucił jej przychylne spojrzenie. Przy kolejnej kawie i podwójnej lampce koniaku, a nawet wypitym bruderszafcie humory wszystkim się poprawiły.

      Maria postanowiła wyjaśnić sytuację.

      – Tak, to ja jestem Niemką, na którą czeka Frau7 Barbara Kowalska. Pracuję w „Die Tageszeitung”, ale jestem też polską korespondentką jednej z niemieckich stacji telewizyjnych. Ukończyłam Uniwersytet Warszawski. W Zamościu mam napisać serię artykułów prasowych ujętych w cykl Wojenne dzieje Niemców i Polaków – historia akcji przesiedleńczych na polskich ziemiach wschodnich. Chodzi o ukazanie losów ludności polskiej i niemieckiej na tych terenach w okresie drugiej wojny światowej, ich dramatów. Wiem, że mieszkali tutaj też Niemcy. Tak rysuje się mój ogólny plan – oświadczyła z właściwym sobie zapałem. Wpatrywała się z zaciekawieniem w twarze swoich towarzyszy. Oczekiwała entuzjastycznej reakcji, ale jakoś żaden z panów nie podejmował tematu, a i dobry nastrój nagle prysł.

      Na twarz Alfreda wypełzł brzydki grymas.

      – Zamierzasz badać wojenne losy ludności niemieckiej na naszych terenach? Ich dramaty? Naprawdę? Coś podobnego! – Był autentycznie zdumiony. – Spodziewaliśmy się, że twoje badania będą dotyczyć, bo ja wiem, kwestii żydowskich. To by chociaż było normalne – mruknął pod nosem.

      – Oświęcim i zbrodnie hitlerowskie dokonane na Żydach były omawiane w niemieckich mediach wiele razy. Temat ich eksterminacji w czasie wojny jest w Niemczech dobrze znany, a chyba nic gorszego niż Oświęcim nie przydarzyło się w tej części Europy z powodu Hitlera? – Maria z przekonaniem pokusiła się o śmiałą ripostę.

      – O! Jak ty nie doceniasz niemieckich nazistów – przerwał jej lodowatym tonem Alfred. Starannie unikał przy tym nawiązywania kontaktu wzrokowego z niemiecką publicystką.

      Ta zamilkła speszona, słysząc jego odpowiedź. Sympatyczny Andrzej też jakoś zmarkotniał. W końcu przemówił cicho:

      – Majdanek, Sobibór, Bełżec… W okolicznych obozach koncentracyjnych podczas drugiej wojny światowej zginęło mnóstwo Żydów. Może rzadziej się o tym wspomina, ale uwierz mi, Oświęcim nie wyczerpuje w Polsce żydowskiego tematu. Masowa zagłada na naszych terenach, oprócz planowej eksterminacji, miała też inny cel.

      – Można by powiedzieć sarkastycznie, że przesiedleńczy, o czym zresztą sama wspominałaś – wtrącił Alfred. – Faktycznie sporo ludzi wtedy i na różne sposoby stąd „wysiedlano” – dodał z przekąsem.

      Maria pobladła. Naprędce sklecony temat – pretekst do tej podróży – przezornie omijał problematykę żydowską. Poszukiwanie w takim kontekście jej pradziadka, niemieckiego oficera, było wykluczone. Chciała wyłączyć z badań te kwestie w nadziei, że uniknie dodatkowych stresów i teraz, niejako na własne życzenie, znalazła się w tarapatach. Majdanek, Sobibór, Bełżec… Obiło mi się coś o uszy, ale nie wiedziałam, że to te okolice – kotłowało się jej w głowie. No, to ładnie! Już wyszło na jaw, że nie mam pojęcia o niemieckiej okupacji na wschodzie Polski. Tak to jest, jak się kłamie – pomyślała ze złością o chorym Hansie i manipulacjach, które jej zafundował.

      Zaczęła się zawile tłumaczyć:

      – Z powodu znajomości języka polskiego bywam często zapraszana do realizacji programów o obozie oświęcimskim, dlatego osobiście unikam podobnej problematyki. Poza tym nie ja wybrałam dla nas temat, a szef mojej redakcji. – To, co powiedziała tym razem, przynajmniej było zgodne z prawdą. To Johann zasugerował, by opisać historię przesiedleń na Zamojszczyźnie i koniecznie przedstawić cierpienia wszystkich nacji dotkniętych tym procederem. Niemców też.

      Planowany cykl artykułów był pomysłem jej szefa, ale teraz, by wyjaśnić przekonująco swój brak rozeznania w temacie, do prawdziwego scenariusza zdarzeń dołożyła własny, zmyślony. Dodała:

      – Zastępuję dziennikarkę, która zachorowała. Z tego powodu postawiłam na improwizację i zebranie informacji na miejscu. Stąd moja kiepska orientacja w historii tych okolic, wybaczcie. Przyznaję, miałam nadzieję, że proponowana tematyka będzie lżejsza niż oświęcimska. – Gdy tylko to powiedziała, twarze jej towarzyszy znowu spochmurniały. Czuła, że z każdym słowem mimo woli brnie w złym kierunku i dotyka jakichś bolesnych kwestii.

      Szczególnie Alfred przyglądał się jej z wyraźnym sceptycyzmem. Nie obdarzył jej sympatią.

      – Przeciwnie, proponowana tematyka nie będzie lżejsza niż oświęcimska, ale też będzie ciekawie. Jeszcze jak! – odparł i aż sapnął, inkasując potężnego kopniaka pod stołem.

      Andrzej rzucił mu kolejne groźne spojrzenie i życzliwie zwrócił się do rozmówczyni:

      – Mieszkańcy tych terenów dużo przeszli podczas niemieckiej okupacji. Nie uważamy jednak, że każdy Niemiec odpowiada za hitlerowskie zbrodnie, choć tak by się mogło zdawać. – Spiorunował wzrokiem sąsiada. – Niestety, niektórzy przedstawiciele polskiej skrajnej prawicy nadal mają

Скачать книгу


<p>7</p>

Pani.