Mister. E L James
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Mister - E L James страница 6
Dzisiaj rano Alessii się poszczęściło, bo znalazła w pociągu miejsce siedzące, ale kobieta obok niej prawie cały czas wydzierała się do telefonu, rozprawiając o wczorajszej nieudanej randce. Alessia nie zwracała na nią uwagi i czytała gazetę, żeby szlifować angielski, ale wolałaby włożyć słuchawki i słuchać muzyki, a nie głośnego zawodzenia jakiejś kobiety. Kiedy przeczytała wszystko, zamknęła oczy i marzyła o majestatycznych górach pokrytych połaciami śniegu i pastwiskach, na których powietrze pachniało tymiankiem i rozbrzmiewało brzęczeniem pszczół. Tęskni za domem. Tęskni za ciszą i spokojem. Tęskni za matką i za swoim fortepianem.
Porusza palcami w kieszeniach, gdy przypomina sobie wprawki, na których ćwiczyła; wyraźnie słyszy w uszach nuty, widzi dokładnie, jak rozbłyskują kolorami. Kiedy ostatni raz grała? Na myśl o fortepianie, który czeka na nią w mieszkaniu, jest coraz bardziej podekscytowana.
Wchodzi do wiekowego budynku i kieruje się do windy, ledwo panując nad ogarniającym ją podnieceniem, kiedy wjeżdża na najwyższe piętro. Przez kilka godzin w poniedziałki, środy i piątki to cudowne miejsce, te wielkie, przestronne pokoje z ciemnymi drewnianymi podłogami i salonowym fortepianem należą wyłącznie do niej. Otwiera drzwi i chce wyłączyć alarm, lecz ku swemu zdumieniu zauważa, że nie słychać sygnału ostrzegawczego. Może alarm się zepsuł albo nikt go nie włączył. Albo… Nie. Z przerażeniem uświadamia sobie, że w takim razie właściciel mieszkania musi być w domu. Nasłuchuje uważnie, próbując wyłapać jakieś oznaki życia. Stoi w ogromnym holu, otoczona wielkimi czarno-białymi zdjęciami przedstawiającymi różne krajobrazy. Nic nie słyszy.
Mirë.
Nie. „Dobrze”. Angielski. Myśl po angielsku. Ktokolwiek tu mieszka, musiał wyjść do pracy i zapomniał o włączeniu alarmu. Nigdy tego człowieka nie spotkała, ale musi mieć dobrą pracę, bo mieszkanie jest gigantyczne. Jak inaczej byłoby go na nie stać? Alessia wzdycha. Musi być bogaty, ale przy tym okropny z niego flejtuch. Była tu już trzy razy, z czego dwa z Krystyną, i za każdym razem w mieszkaniu panował potworny bałagan. Trzeba było je sprzątać i pucować godzinami.
Przez świetlik na końcu holu sączy się szare światło dnia, więc Alessia naciska włącznik i ogromny kryształowy żyrandol nad jej głową budzi się do życia, zalewając korytarz blaskiem. Dziewczyna zdejmuje szalik i razem z kurtką wiesza go w szafie przy drzwiach. Z plastikowej siatki wyjmuje stare trampki, które dostała od Magdy, i, ściągnąwszy przemoczone botki i skarpetki, wsuwa je, szczęśliwa, że jej zmarznięte stopy się w nich ogrzeją. Cienki sweterek i T-shirt nie nadają się na to zimno. Szybko pociera sobie ramiona, żeby pobudzić w nich krążenie, i przez kuchnię idzie do pralni. Tam rzuca na blat swoją siatkę. Wyciąga z niej nylonowy fartuch od Krystyny, który zupełnie na nią nie pasuje, i wkłada go, a głowę obwiązuje bladoniebieską chustką, chowając pod nią swój gruby warkocz. Z szafki pod zlewem wyjmuje pojemnik z przyborami do sprzątania, znad pralki bierze kosz na brudne rzeczy i idzie prosto do jego sypialni. Jeśli się pospieszy, posprząta mieszkanie przed czasem i przez chwilkę będzie miała fortepian dla siebie.
Otwiera drzwi, ale nieruchomieje w progu.
Jest tutaj.
Ten mężczyzna!
Śpi kamiennym snem, zupełnie nagi, rozwalony na wielkim łóżku. Alessia, wstrząśnięta i zafascynowana jednocześnie, stoi jak zamurowana i gapi się na niego. Mężczyzna zajmuje całą długość łóżka, zaplątany w kołdrę, ale jest nagi… zupełnie nagi. Twarz ma zwróconą w jej stronę, lecz zasłaniają ją rozczochrane brązowe włosy. Jedną rękę ma wsuniętą pod poduszkę, na której wspiera głowę, drugą trzyma skierowaną ku Alessii. Ma szerokie, pięknie wyrzeźbione ramiona, na bicepsie widać skomplikowany tatuaż, częściowo ukryty pod pościelą. Plecy musnęło słońce, lecz opalenizna blednie w miejscu, gdzie biodra zwężają się na wysokości dołeczków i białych, jędrnych pośladków.
Pośladków!
Jest nagi!
Lakuriq!
Zot!
Jego długie, muskularne nogi giną pod splątaną szarą kołdrą i jedwabną srebrzystą narzutą, chociaż jedna stopa sterczy poza krawędzią materaca. Nagle mężczyzna się porusza, jego plecy się naprężają, a powieki trzepoczą i unoszą się na chwilę, ukazując nieprzytomne, intensywnie zielone oczy. Alessia wstrzymuje oddech, przekonana, że gospodarz wścieknie się, bo go obudziła. Ich spojrzenia się spotykają, on jednak znowu zmienia pozycję, odwraca od niej twarz i ponownie zasypia. Alessia oddycha z ulgą.
Shyqyr Zotit!
Zmartwiała, na palcach wycofuje się z sypialni i przez długi hol ucieka do salonu, gdzie zostawia koszyk i zaczyna zbierać porozrzucane ubrania.
Jest tutaj? Jak to możliwe, że jeszcze leży w łóżku? O tej porze?
Na pewno spóźni się do pracy.
Zerka na fortepian – czuje się oszukana. Dzisiaj zamierzała pograć. W poniedziałek nie miała odwagi, a tak bardzo o tym marzy. Dzisiaj zrobiłaby to po raz pierwszy! W głowie słyszy Preludium c-moll Bacha. Gniewnie wystukuje palcami nuty, a melodia rozbrzmiewa w jej głowie jaskrawą czerwienią, żółcią i pomarańczem, stanowiąc idealny akompaniament jej niezadowolenia. Utwór dochodzi do punktu kulminacyjnego w chwili, kiedy Alessia wrzuca do kosza na pranie ciśnięty byle jak T-shirt.
Czy on musi tu być?
Zdaje sobie sprawę, że jej gniew jest irracjonalny. W końcu to jego dom. Ale skupienie się na tym uczuciu pomaga jej nie myśleć o nim. Jest pierwszym mężczyzną, którego widziała nago; na dodatek ma takie intensywnie zielone oczy w odcieniu spokojnej, głębokiej wody rzeki Drin w letni dzień. Alessia marszczy czoło, bo nie chce wspominać domu. Mężczyzna popatrzył prosto na nią! Dzięki Bogu, że się nie obudził. Dziewczyna bierze kosz na pranie i na palcach podchodzi do uchylonych drzwi sypialni, gdzie przystaje, żeby sprawdzić, czy pan domu dalej śpi. Słyszy dobiegający z łazienki szum wody.
Już wstał!
Zastanawia się, czy nie uciec z mieszkania, choć wie, że to idiotyczny pomysł. Potrzebuje tej pracy, a gdyby teraz wyszła, mężczyzna mógłby ją zwolnić.
Ostrożnie otwiera drzwi szerzej i słyszy, jak mężczyzna nuci coś zupełnie niemelodyjnego pod prysznicem. Z walącym sercem wpada do sypialni, zbiera jego ubrania rozrzucone po całej podłodze i biegiem wraca do bezpiecznej pralni, nie rozumiejąc, czemu serce bije jej tak szybko.
Robi głęboki, uspokajający wdech. Była naprawdę zaskoczona, kiedy natknęła się na niego w sypialni. Tak. W tym właśnie rzecz. I tylko w tym. Nie ma to nic wspólnego z faktem, że widziała go nagiego. Tak jak nie mają tu nic do rzeczy jego przyjemna twarz, prosty nos, pełne usta, szerokie ramiona i… muskularne barki. Absolutnie nic. To był tylko szok. Przez myśl jej nie przeszło, że mogłaby spotkać właściciela mieszkania, i to na dodatek w takich okolicznościach. To ją tak zdenerwowało.
Tak. Jest bardzo przystojny.
Cały. Ma piękne włosy, ręce, nogi, pośladki…
JEST NAPRAWDĘ