Mister. E L James

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Mister - E L James страница 10

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Mister - E L James

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      – W takim razie chcę obejrzeć twoje mieszkanie, ty modelu-fotografie-didżeju – mówi kpiąco, a jej miękki irlandzki akcent kompletnie się kłóci z bezpośrednim zachowaniem.

      Idąc za nią w stronę salonu, zastanawiam się, czy w łóżku też będzie taka prostolinijna. Jej obcasy stukają o drewnianą podłogę.

      – Bawisz się też w aktorstwo? A tak w ogóle, piękny widok – mówi, spoglądając na Tamizę przez szklaną ścianę. – Ładny fortepian – dodaje i odwraca się do mnie z oczami błyszczącymi od podniecenia. – Pieprzyłeś się już na nim?

      Rany, co za niewyparzony język.

      – Nie, ostatnio nie. – Rzucam jej płaszcz na kanapę. – I teraz też chyba nie mam ochoty. Wolę mieć cię w łóżku.

      Nie zwracam uwagi na to, jak kpi sobie z mojego braku stałego zajęcia. Nie powiedziałem jej, że zarządzam całym imperium.

      Uśmiecha się. Szminka jej się rozmazała, więc ja też na pewno mam trochę pomadki na ustach. Odrzuca mnie ta myśl, więc wycieram wargi palcami. Leticia podchodzi do mnie i chwyta za klapy marynarki, przyciągając mnie do siebie.

      – W porządku, eleganciku, pokaż mi, co potrafisz.

      Kładzie mi ręce na piersi i sunie paznokciami po mostku.

      Cholera! To prawie boli. Nie ma paznokci, tylko czerwone szpony w identycznym odcieniu jak szminka. Zsuwa mi z ramion marynarkę, pozwalając, by spadła na podłogę, i zaczyna rozpinać guziki koszuli. Jest tak napalona, że cieszą mnie jej dosyć powolne ruchy. Mogłaby po prostu zerwać ze mnie koszulę, a tę akurat lubię! Ubranie spada na ziemię, a ona wbija mi paznokcie w ramiona. Celowo.

      – A! – syczę z bólu.

      – Fajny tatuaż – mówi, przesuwając dłońmi po moich ramionach coraz niżej, w kierunku paska dżinsów, zostawiając na skórze ślady swoich paznokci.

      Auć! Rany, ale ona jest agresywna.

      Łapię ją za ręce i przyciągam do siebie, żeby pocałować jej usta.

      – Chodźmy do łóżka – mówię, przyciskając wargi do jej warg, i zanim zdąży coś powiedzieć, prowadzę ją do sypialni. Tam z kolei to ona ciągnie mnie w stronę łóżka i znowu drapie paznokciami po brzuchu, dobierając się do moich spodni.

      No, no! Lubi na ostro.

      Krzywię się i unieruchamiam jej nadgarstki w żelaznym uścisku. Tak naprawdę robię to po to, by się przed nią obronić.

      Chcesz się ostro bawić? Też tak potrafię.

      – Bądź grzeczna – ostrzegam. – I ty pierwsza! – puszczam ją i odsuwam od siebie, by móc na nią popatrzeć. – Rozbieraj się. No już! – rozkazuję.

      Odrzuca włosy przez ramię i wydyma z rozbawieniem usta, opierając ręce na biodrach.

      – No, dalej – ponaglam ją.

      Widzę, jak ciemnieją jej oczy, gdy nieruchomieje.

      – Poproś – mówi szeptem.

      Uśmiecham się złośliwie.

      – Proszę.

      Parska śmiechem.

      – Uwielbiam twój arystokratyczny akcent.

      – To czysty przypadek, że urodziłem się w takiej, a nie innej rodzinie, złotko. Butów nie zdejmuj – dodaję.

      Odwzajemnia mój pełen wyższości uśmieszek, sięga do tyłu i nonszalancko rozpina obcisłą, skórzaną sukienkę. Poruszając biodrami na boki, zsuwa ją z siebie po wysokich cholewkach butów. Uśmiecham się. Wygląda niesamowicie. Szczupła, z małymi, jędrnymi piersiami, w czarnych francuskich majteczkach, staniku do kompletu i sięgających ud kozakach. Uwalnia się z ubrania i zbliża do mnie z kuszącym, seksownym wyrazem twarzy. Chwyta mnie za ramiona i ze zdumiewającą siłą pociąga w stronę łóżka. Opiera ręce na moim torsie i popycha mnie tak gwałtownie, że ląduję jak długi na narzucie.

      – Zdejmuj je – rozkazuje, pokazując na moje spodnie. Stoi nade mną z szeroko rozstawionymi nogami.

      – Sama to zrób – mówię bezgłośnie, jedynie poruszając ustami.

      Nie trzeba jej dwa razy powtarzać. Wpełza na łóżko i siada na mnie okrakiem, miażdżąc mi krocze. Skrobiąc paznokciami po moim brzuchu, sunie dłonią w stronę rozporka.

      Au!

      Kurwa mać! Ona jest niebezpieczna.

      Gwałtownie siadam, czym kompletnie ją zaskakuję, i przewracam dziewczynę na plecy. Siadam na niej, chwytam ją za nadgarstki i przytrzymuję jej ręce nad głową. Walczy, próbując się uwolnić.

      – Hej! – protestuje, wbijając we mnie wściekłe spojrzenie.

      – Chyba muszę cię związać. Jesteś niebezpieczna – odzywam się łagodnie, obserwując jej reakcję.

      To się może różnie skończyć.

      Oczy jej się powiększają, a ja nie wiem, czy ze strachu, czy raczej z podniecenia.

      – A ty? – pyta szeptem.

      – Czy jestem niebezpieczny? Ja? Nie. A na pewno nie tak jak ty.

      Z szuflady nocnego stolika wyjmuję długą jedwabną szarfę i parę skórzanych kajdanek.

      – Chcesz się zabawić? – pytam, pokazując jej oba przedmioty. – Co wybierasz?

      Patrzy na mnie, a źrenice ma ogromne z pożądania i lęku.

      – Nic ci nie zrobię – uspokajam ją. To nie moja bajka. – Po prostu muszę nad tobą zapanować. – Tak naprawdę jednak martwię się, że to ona zrobi coś mnie.

      W kącikach jej ust pojawia się kpiący, uwodzicielski uśmieszek.

      – Jedwab – mówi.

      Uśmiecham się i rzucam kajdanki na podłogę: dominacja jako forma samoobrony.

      – Wybierz bezpieczne słowo.

      – Chelsea.

      – Dobry wybór.

      Zawiązuję jedwabną szarfę wokół jej lewego nadgarstka, przeplatam ją przez szczebelki zagłówka, po czym, chwytając jej prawą rękę, zwinnie obwiązuję ją drugim końcem. Unieruchomiona wygląda fantastycznie. I nie dosięgnie mnie swoimi paznokciami.

      – Jak będziesz niegrzeczna, zasłonię ci też oczy – mruczę.

      Wierci się.

      – Dasz

Скачать книгу