Lizbona. Miasto, które przytula. Weronika Wawrzkowicz-Nasternak

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Lizbona. Miasto, które przytula - Weronika Wawrzkowicz-Nasternak страница 10

Lizbona. Miasto, które przytula - Weronika Wawrzkowicz-Nasternak

Скачать книгу

Złodziejki na Campo de Santa Clara przypomina mi trochę warszawski bazar na Kole. Sprzedawcy wystawiają swój towar na polowych stolikach, a czasem bezpośrednio na ziemi. Stare magazyny z roznegliżowanymi kobietami na okładkach sąsiadują z oprawionym w ramki papieżem Franciszkiem. Przyznaję, że kocham chaos tego miejsca. Ostatnio spóźniłam się na spotkanie, bo wciągnęło mnie tam przeglądanie albumów z czarno-białymi zdjęciami sprzed lat.

      Z przestrzeni, w której czuć klimat starej Lizbony, przenieśmy się teraz do nowoczesnej części miasta, gdzie znajduje się portugalskie oceanarium.

      Żeby zobaczyć takie widoki, zapamiętajcie adres: Rua da Madre de Deus 4. To tu mieści się Muzeum Azulejos.

      ‒ Większość osób podróżujących do stolicy w ogóle nie trafia do zachodniej dzielnicy miasta, która nazywa się Park Narodów (Parque das Nações). Jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych w tym miejscu były tylko nieużytki i sporo postindustrialnych hal fabrycznych, które niszczały, dodatkowo zalewane przez rzekę. Potem zapadła decyzja, żeby w tej części miasta zorganizować kolejną edycję Światowej Wystawy Expo. Wybór Lizbony był wtedy dla niej, ale też dla całego kraju, sporym wyróżnieniem i szansą. Można sobie wyobrazić rozmiar inwestycji, które pozwoliły stworzyć na tym terenie olbrzymią przestrzeń wystawienniczą. Tematem Expo w 1998 roku były oceany. Motywy morza, fal, podróży i odkrywania świata znalazły odzwierciedlenie między innymi w architekturze obiektów, w mozaikach chodnikowych i interaktywnych rzeźbach wodnych. W przestrzeni Parque das Nações wyjątkowe miejsce w moim sercu zajmuje Aleja Wulkanów, piękne kolorowe konstrukcje, które niespodziewanie wybuchają wodą, przyjemnie chłodząc przechodniów. Dziś poszczególne pawilony Expo’98 są już użytkową częścią najnowocześniejszej, modnej dzielnicy Lizbony. Jest tu mnóstwo przestrzeni do spacerów, jazdy na rowerze, spędzania czasu na świeżym powietrzu. Są też świetne restauracje. Stworzono wyjątkowe obiekty wystawiennicze, rozrywkowe i kulturalne. Można zobaczyć na przykład gigantyczny statek UFO, czyli Pavilhão Atlântico, czy minimalistyczny Pavilhão de Portugal. Ten drugi łatwo rozpoznać po imponującym dachu, który wisi między dwiema częściami budynku. Ma się wrażenie, że ta konstrukcja podważa prawa grawitacji. To genialny projekt wybitnego portugalskiego architekta Álvaro Sizy Vieiry, który otrzymał prestiżową nagrodę Pritzkera. To taki Nobel w świecie architektury, ogromne uznanie i wyróżnienie. Tak na marginesie – polecam wyruszyć na zwiedzanie Lizbony tropem zrealizowanych projektów Sizy Vieiry. Wyjątkowa przygoda gwarantowana.

      Sercem Parque das Nações jest Oceanário de Lisboa, jeden z największych i najwspanialszych obiektów tego typu w Europie. Zwiedzając oceanarium, przechodzimy przez cztery strefy klimatyczne i odwiedzamy mieszkańców regionu oceanów Atlantyckiego, Spokojnego, Indyjskiego i Arktycznego. Centralnym punktem tego miejsca jest wysokie na kilka pięter cylindryczne akwarium. Ponieważ nie ma tam żadnych załamań szyby, twój wzrok nie widzi ani początku, ani końca wielkiej wody, masz więc wrażenie, że jesteś w środku oceanu. Przed samym nosem przepływają ci płaszczki i całe ławice ryb. Specjalną atrakcją jest nocowanie z rekinami. Zabierasz swoją piżamkę, rozkładasz się w śpiworze przy wielkim zbiorniku, a przewodnicy opowiadają o życiu morskich drapieżników. Kiedyś najsławniejszymi mieszkańcami oceanarium były dwie wydry: Amália i Eusébio.

      Feira da Ladra, czyli Targ Złodziejki na Campo de Santa Clara. Lizboński bazar staroci funkcjonuje we wtorki i w soboty. Jest położony w sąsiedztwie Panteonu Narodowego.

      Nieoczekiwane sąsiedztwo na Targu Złodziejki w Lizbonie.

      – Domyślam się, że jedno ze zwierzątek dostało imię na cześć słynnej śpiewaczki fado Amálii Rodrigues, ale przyznaję, że nie wiem, skąd wziął się pan wydra Eusébio.

      ‒ Kibice piłki nożnej w Portugalii zagryźliby cię za to wyznanie. Eusébio da Silva Ferreira to jeden z najwspanialszych piłkarzy w tym kraju, taki portugalski Pelé, legenda narodowego sportu. Był nazywany Czarną Panterą i Czarną Perłą z Mozambiku. Jedyny sportowiec, który spoczywa w Panteonie Narodowym w Lizbonie. Nie przejmuj się jednak, przez piłkę nożną wypadłam kiedyś z teleturnieju w telewizji RTP.

      – Wystąpiłaś w portugalskiej telewizji?

      ‒ I to nie raz. Myślałam, że znasz tę historię.

      – Nie! Opowiadaj.

      ‒ Żelaznym punktem wieczoru u moich teściów było wspólne oglądanie popularnego w Portugalii teleturnieju wiedzy „Jeden przeciwko wszystkim” (Um contra todos). Można go porównać do Milionerów, w których odpowiedź wybiera się poprzez naciśnięcie odpowiedniego guzika. Kiedy okazało się, że któryś raz z rzędu trafnie odpowiadam na pytania, teściowa zaczęła mnie namawiać, żebym spróbowała swoich sił w studiu. Ostatecznie wysłałam zgłoszenie i znalazłam się w telewizji. Bez problemu przeszłam przez pytania, na których odpadała większość współuczestników programu. Nie poległam na historii, medycynie, geografii, matematyce, nawet na jazzie. Moim końcem okazało się pytanie o aktualnego trenera klubu FC Porto, na które odpowiedziałby każdy portugalski trzylatek. Jako jedyna źle wybrałam odpowiedź spośród możliwych opcji. Oczywiście strzelałam. Moją nagrodą była minutowa rozmowa z prowadzącym w prime timie na antenie publicznej telewizji. Do dzisiaj pamiętam ten dialog. José Carlos Malato, czyli gospodarz programu, z niedowierzaniem rzucił: „Marta, co się stało? Paluszek się omsknął przez żelowe paznokcie?”.

      – Potraktujmy teraz stolicę Portugalii jako bazę do wycieczek za miasto. Wiem, że lubisz przyjeżdżać do Sintry oddalonej od centrum Lizbony o jakieś czterdzieści kilometrów. Jadąc tam, warto zabrać ze sobą nie tylko wygodne buty, ale i coś cieplejszego. Kiedy w centrum Lizbony jest słońce, w Sintrze może być gęste zachmurzenie. Powiedziałaś mi kiedyś, że ta miejscowość jest nazywana nocnikiem.

      ‒ Lizbończycy mówią, że w Sintrze jest um penico, czyli nocnik, bo miejscowość często zaskakuje, za przeproszeniem, „gównianą pogodą”. Nie zmienia to faktu, że uwielbiam odwiedzać to miejsce. Można się tam dostać pociągiem miejskim, który wyrusza ze stacji Rossio. Namawiam wszystkich, żeby zarezerwowali sobie na wizytę w Sintrze dwa dni, a nie ograniczali się do kilkugodzinnej wycieczki.

      Architektura współżyje tam z naturą. Nie sposób nie odwiedzić przepięknych ogrodów, z których nie chce się wychodzić. Tworzono je, przywożąc z różnych zakątków świata egzotyczne rośliny i drzewa. Dzisiaj można na nie spojrzeć jak na kilkusetletnią kolekcję naturalnych osobliwości. Narodowy park krajobrazowy Parque Natural de Sintra zaprasza na spacer po lasach, które obłędnie pachną drzewami eukaliptusowymi.

      Zielone wzgórza Sintry kryją prawdziwe skarby. Kilka obiektów jest wpisanych na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Wśród nich pałac w Penie (Palácio da Pena), który najprawdopodobniej wiele osób kojarzy z pocztówek. Ten bardzo kolorowy zamek wygląda jak z bajki Disneya, jest otoczony przepięknymi ogrodami.

      Standardowe zwiedzanie zwykle zaczynamy od pałacu w Sintrze (Palácio da Sintra), który wita nas dwoma gigantycznymi białymi kominami. Pięćset lat temu to właśnie wielkość komina stanowiła o statusie społecznym jego właściciela i dlatego te królewskie musiały być największe.

      Warto też wdrapać się na

Скачать книгу