Niszcz powiedziała. Piotr Rogoża

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Niszcz powiedziała - Piotr Rogoża страница 3

Niszcz powiedziała - Piotr Rogoża

Скачать книгу

zapłacić w razie potrzeby za testy, gdyby i do niego przyszła, ale miała chociaż tyle przyzwoitości, żeby dać mu już spokój.

      Dopijam piwo. Wika mówi dalej:

      – Więc, koniec końców, Jacek wyszedł na tym najlepiej. Pobolało, jasne, musiało, bo jednak zawróciła mu mocno w głowie. Ale mogło być gorzej. Mógł w tym szambie całkiem utonąć. Ty też mogłeś, a nie utonąłeś.

      – No, to prawda. Mogłem stracić dużo więcej.

      – A, jest jeszcze epilog. Laska razem z nie wiadomo czyim synusiem zwinęła się z powrotem do Żyrardowa i o ile wiem, gnije tam do dzisiaj. Synuś dostał od losu chromosom gratis, chyba za grzechy matki, więc już całkiem jest wesoło.

      – Dżizas… – Kręcę głową.

      Wika wstaje i idzie do baru po następne dwa piwa. Jej dredy sięgają już prawie do pośladków; zastanawiam się, kiedy widzieliśmy się po raz ostatni. Na pewno nie zdarzyło się to, odkąd zamieszkała u mnie Ewelina, a więc od prawie pięciu miesięcy. Mimo to czuję się w jej towarzystwie bardzo swobodnie. Gdybym miał nazwać kogoś przyjacielem, to chyba już tylko ją. Odkąd zamieszkałem sam, to właśnie Wice powierzam zapasowy komplet kluczy, na wypadek gdybym swoje zgubił. Najpierw do kawalerki na Hożej, teraz do dziupli na Granicznej. Gdybym nie miał dokąd pójść, poszedłbym do Wiki.

      Wraca, uśmiecha się, choć ktoś, kto jej nie zna, zobaczyłby raczej skrzywienie ust. Podaje mi butelkę, sama przelewa sobie piwo do szklanki.

      – Na pohybel wszystkim szmatom.

      – Na pohybel.

      Upijamy po kilka łyków. To dobry moment, żeby zmienić temat.

      – A powiedz, jak u ciebie z robotą? – pytam. – Znalazłaś już coś?

      – Już nawet nie szukam, mam stałego klienta. Finansowo wychodzę na pewno nie gorzej, a odpada kiblowanie w biurze.

      – Wciąż marketing?

      – Powiedzmy. To nie agencja, tylko duży fundusz, właściwie cała grupa kapitałowa, siedzą głównie w nieruchomościach, ale nie tylko, w branży medycznej też na przykład, produkują jakiś sprzęt ambulatoryjny. W każdym razie jest co robić, pracy dla grafika nie brakuje. A u ciebie jak? Mieliście w agencji jakieś zawirowanie, dobrze pamiętam? Zmieniło się coś?

      – No, tyle że wtedy nas bujało, a teraz idziemy prosto na dno. Firma się zwija, zostajemy tylko do końca miesiąca.

      – No, to nieźle się w czasie z Eweliną zbiegło.

      – Nie no… – Macham ręką. – Od dawna było wiadomo, że tak to się skończy. Trochę szkoda, bo naprawdę lubiłem tych ludzi. Ale nie ma dramatu, wszyscy się zdążyli oswoić, nagrać sobie inne roboty.

      – Ty też masz już coś?

      – Rozesłałem CV, pewnie niedługo zaczną dzwonić. Trochę kasy odłożyłem, nie pali mi się mocno pod dupskiem. Jakoś to będzie, coś się znajdzie.

      Znów patrzy mi prosto w oczy.

      – Trochę cię podziwiam, Szymon – mówi. – Jak by tego nie nazywać, właśnie ci się życie sypie, a ty sprawiasz wrażenie, jakby w ogóle cię to nie ruszało.

      – To właśnie słowo klucz: wrażenie. – Uśmiecham się. – Jestem tym wszystkim cholernie zmęczony po prostu, sporo nerwów straciłem. Tłumaczę sobie, że życie nie kończy się na związkach i pracy. A mała przerwa chyba dobrze mi zrobi.

      – Zdrowe podejście, w pełni popieram. Praca znajdzie się sama, za dobry jesteś, żeby rynek pozwolił ci przepaść. Zobaczysz, zaraz zaczną spływać oferty. A lasek poznasz jeszcze wiele, młody z ciebie facet, całkiem przystojny i niegłupi.

      – No już.

      – Po prostu następną dziewczynę musisz mi przedstawić do oceny, ja się znam na ludziach.

      Śmieję się.

      – Serio mówię. – Wika z udawaną powagą kręci głową. – A jak coś, deal z pierwszego roku ciągle aktualny.

      Na początku studiów umówiliśmy się, że jeśli do czterdziestki oboje pozostaniemy sami, weźmiemy ślub, żeby rodziny nie marudziły. Wtedy brzmiało to abstrakcyjnie, nie wiem, co bardziej – czterdziestka czy życie singla.

      – Gramy w scrabble? – pytam.

      – A mało ci życiowych porażek? Nie ma, że się zlituję, wiesz o tym?

      – Zobaczymy.

      Pudełka z grami leżą na regale przy ścianie. Sięgam po scrabble. Chyba nigdy jeszcze nie wygrałem z Wiką i nie mam złudzeń, że uda się właśnie dziś. Za to nie wyjdziemy stąd wcześnie, jestem tego pewien. Cieszę się, że ją znam.

      3

      Siedziba agencji Cremè de la Creation mieści się w wynajętym domku przy Racławickiej. Wchodzę spóźniony o dobre pół godziny, a i tak jestem pierwszy w pokoju. Wyglądam chyba niewiele lepiej, niż się czuję, ale nie ma to najmniejszego znaczenia. Mógłbym przyjechać w zarzyganych spodniach i swetrze nałożonym tył na przód, naprawdę nikogo to już nie obchodzi. Siadam przy biurku, odpalam komputer. Przez dobry moment nie mogę przypomnieć sobie hasła.

      Zanim Windows wybudza się na dobre, w drzwiach staje Dawid.

      – Siemasz, Sajmon – rzuca. Wchodzi, nonszalancko siada na biurku Doroty. Przez moment lustruje mnie wzrokiem, uśmiecha się lekko, ale nie komentuje. Drapie się po brodzie. – Masz chwilę?

      – Aha.

      Odchrząkuje.

      – Słuchaj, bez lania wody. Ustaliliśmy z Łukaszem, że już definitywnie zwijamy żagle. Nie ma sensu utrzymywać biura, nie ma sensu, żebyście tu przyjeżdżali. Większość załogi od tego tygodnia idzie na urlop, wykorzystać zaległe dni. Wszyscy się zgodzili, żeby nie było, nikogo do niczego nie zmuszamy. No, a do ciebie miałbym prośbę.

      – Aha?

      – Zostały nam dwa aktywne projekty. Tak się złożyło, że akurat te dwa, nad którymi pracujesz. Mamy jeszcze do dowiezienia ostatnie kreacje. Zostaniesz do końca?

      Uśmiecham się.

      – A mam jakąś alternatywę?

      – No masz, masz, możesz powiedzieć, że pierdolisz, i wybrać zaległe dni urlopowe, tak jak się umawialiśmy na początku. Ale bardzo by mi zależało, żebyś jednak te swoje tematy dociągnął. Wypłacimy ci ekwiwalent za niewykorzystany urlop.

      – Nie no, pewnie. – Szybko kalkuluję, że w tym roku nie wykorzystałem nawet połowy przysługujących mi wolnych dni. Wprawdzie formalnie prowadzę własną działalność, jak połowa pracowników Cremè de la Creation, ale byliśmy umówieni, że urlopy rozliczamy tak, jakbyśmy pracowali na etacie.

Скачать книгу