Pragnienie. Ю Несбё
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Pragnienie - Ю Несбё страница 34
Harry sprintem pokonał ostatni odcinek po podjeździe, słyszał chrzęst żwiru podrywanego adidasami. W sąsiednim domu dostrzegł za zasłonką panią Syvertsen.
Wziął prysznic. Lubił brać prysznic. Ktoś powinien napisać książkę o braniu prysznica. Kiedy skończył i wszedł do sypialni, Rakel stała przy oknie w swoim ogrodowym stroju, w kaloszach, rękawicach roboczych, znoszonych dżinsach i spłowiałym kapeluszu przeciwsłonecznym. Lekko się obróciła i odgarnęła ciemne kosmyki wystające spod ronda. Harry był ciekaw, czy Rakel wie, jak ślicznie wygląda w tym stroju. Przypuszczalnie wiedziała.
– Iii – szepnęła i uśmiechnęła się. – Nagi pan.
Harry stanął za nią, położył ręce na jej ramionach i zaczął je lekko masować.
– Co robisz? – spytał.
– Oglądam okna. Jak myślisz, powinniśmy coś zrobić przed nadejściem Emilii?
– Emilii?
Rakel się roześmiała.
– Co jest?
– Tak gwałtownie przerwałeś to masowanie. Spokojnie, nie będzie żadnych gości. To tylko sztorm.
– A, o tej Emilii mówisz. Wiesz, wydaje mi się, że ten fort przetrzyma jeszcze niejedną klęskę żywiołową.
– Właśnie tak się wydaje nam, mieszkańcom Holmenkollen.
– To znaczy jak?
– Że nasze życie jest jak fort. Niedostępne. – Westchnęła. – Muszę iść kupić coś do jedzenia.
– Obiad w domu? Jeszcze nie wypróbowaliśmy tej peruwiańskiej knajpy na Badstugata. Nie jest bardzo droga.
Był to jeden z kawalerskich nawyków Harry’ego, do których usilnie starał się ją przekonać: do niegotowania domowego obiadu. Prawie już kupiła jego argumenty o tym, że restauracje to jeden z lepszych pomysłów cywilizacji, przecież już w epoce kamiennej ludzie zrozumieli, że duża kuchnia i wspólne posiłki to o wiele inteligentniejsze rozwiązanie niż poświęcanie dzień w dzień trzech godzin na planowanie, zakupy, gotowanie i zmywanie przez każdego z osobna. Na jej uwagę, że to trochę dekadenckie podejście, odparł, że dekadenckie są rodziny z dwojgiem dzieci, które wydają milion na wyposażenie kuchni. Zdrowym niedekadenckim wykorzystaniem zasobów jest natomiast płacenie wykształconym kucharzom tyle, ile im się należy, za przyrządzanie posiłków dla wielu osób, a ci kucharze w zamian za to zapłacą za ewentualną pomoc prawną udzielaną przez Rakel lub za pracę Harry’ego polegającą na kształceniu policjantów.
– Zresztą dzisiaj jest mój dzień, to ja stawiam – powiedział, obejmując ją mocno prawą ręką. – Nigdzie nie idź.
– Muszę zrobić zakupy – powtórzyła i skrzywiła się, kiedy, wciąż wilgotny i parujący, przyciągnął ją do siebie. – Przyjdą Oleg i Helga.
Przytrzymał ją jeszcze mocniej.
– Naprawdę? Chyba mówiłaś, że nikogo nie będzie.
– Wytrzymasz dwie godziny z Olegiem i…
– Żartowałem. Będzie miło. Ale może poszlibyśmy raczej…
– Nie. Nie będziemy ich zabierać do żadnej restauracji. Helga jeszcze u nas nie była, a ja chcę się jej porządnie przyjrzeć.
– Biedna Helga – szepnął Harry i już miał ugryźć Rakel w płatek ucha, gdy nagle odkrył coś na granicy między jej klatką piersiową a szyją. – Co to jest? – Końcem palca delikatnie dotknął czerwonego śladu.
– Co? – Sama sprawdziła. – Aha. Lekarz pobrał mi krew.
– Z szyi?
– Nie pytaj mnie dlaczego. – Roześmiała się. – Słodki jesteś, kiedy się martwisz.
– Wcale się nie martwię – odparł Harry. – Jestem zazdrosny. To moja szyja, a oboje dobrze wiemy, że masz słabość do lekarzy.
Roześmiała się, Harry przycisnął ją do siebie jeszcze mocniej.
– Nie – zaprotestowała.
– Nie? – Zorientował się, że jej oddech natychmiast staje się cięższy, a ciało ulega.
– Niech cię diabli – jęknęła Rakel. Sama o sobie mówiła, że jest osobą „o krótkim zapłonie”, a przeklinanie było tego najbardziej ewidentnym znakiem.
– Może powinniśmy przerwać w tym miejscu? – wyszeptał, puszczając ją. – Ogród wygląda fatalnie.
– Za późno – syknęła.
Rozpiął jej dżinsy i opuścił je razem z majtkami do kolan, tuż nad cholewki kaloszy. Rakel się pochyliła, jedną ręką chwyciła parapet, drugą sięgnęła do kapelusza, chcąc go zdjąć.
– Nie. – Zniżył się tak, że ich głowy znalazły się tuż obok siebie. – Zostań w nim.
Jej cichy perlisty śmiech załaskotał go w ucho. Boże, jak on kochał ten śmiech. Ale po chwili wmieszał się do niego inny dźwięk. Powarkiwanie wibrującego telefonu, który leżał tuż obok jej dłoni na parapecie.
– Rzuć go na łóżko – szepnął, starając się nie patrzeć na wyświetlacz.
– To Katrine Bratt – powiedziała Rakel.
Rakel podciągała spodnie, wpatrzona w głęboko skoncentrowanego Harry’ego.
– Jak dawno? – spytał. – Rozumiem.
Widziała, jak Harry jej znika, absorbowany przez głos tej drugiej kobiety. Chciała wyciągnąć po niego ręce, ale było za późno, już zniknął. Jego nagie szczupłe ciało z mięśniami wijącymi się jak korzenie pod bladą skórą ciągle stało przed nią. Spojrzenie, którego błękit trochę wypłukał się z tęczówek po tych latach, kiedy Harry nadużywał alkoholu, wciąż było utkwione w nią. Ale on już jej nie widział. Wzrok miał skierowany do wewnątrz. Poprzedniego wieczoru tłumaczył jej, dlaczego musi wziąć tę sprawę. Nie protestowała. Gdyby Olega wyrzucono z Wyższej Szkoły Policyjnej, znów mógłby się wciągnąć w nałóg. A wybierając między utratą Harry’ego a utratą Olega, wolała stracić Harry’ego. W traceniu Harry’ego miała już wieloletni trening, wiedziała, że potrafi bez niego żyć. Nie wiedziała natomiast, czy potrafi żyć bez syna. Ale kiedy Harry tłumaczył, że robi to dla Olega, w jej głowie odezwało się echo czegoś, co niedawno powiedział: