Pragnienie. Ю Несбё

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pragnienie - Ю Несбё страница 5

Pragnienie - Ю Несбё Harry Hole

Скачать книгу

A twarz musiała zostać zoperowana, bo Elise widziała blizny po szwach.

      Elise patrzyła na niego, powoli się cofając. Potem się odwróciła i napełniła płuca powietrzem ze świadomością, że to powietrze musi poświęcić na ucieczkę, nie na krzyk. Od drzwi wejściowych dzieliło ją zaledwie pięć, góra sześć kroków. Usłyszała trzeszczenie łóżka, ale on miał dłuższą drogę do przebycia. Gdyby udało jej się wydostać na klatkę schodową, wtedy mogłaby krzyczeć, ktoś by jej pomógł. Już była w przedpokoju przy drzwiach, nacisnęła klamkę i pchnęła, ale drzwi nie chciały się otworzyć. Łańcuch. Przyciągnęła drzwi do siebie, chwyciła łańcuch, wszystko jednak działo się zbyt wolno, jak w złym śnie. Wiedziała, że jest za późno. Coś opadło na jej usta i pociągnęło ją do tyłu. W desperacji wystawiła rękę przez szparę nad łańcuchem, chwyciła futrynę od zewnątrz, próbowała krzyczeć, ale wielka dłoń za mocno przyciskała się do jej ust. Jedno szarpnięcie i drzwi się przed nią zamknęły. Głos szepnął jej do ucha:

      – Nie spodobałem ci się? Ty też nie wyglądasz tak dobrze jak na tym zdjęciu na profilu, baby. Musimy się lepiej poznać, wtedy nie zdąży-żyliśmy.

      Ten głos. I to ostatnie wstrętne zająknięcie się. Już je kiedyś słyszała. Próbowała się wyrywać, kopać, ale jakby ją uwięziono w imadle. Mężczyzna zaciągnął ją przed lustro. Położył głowę na jej ramieniu.

      – To nie twoja wina, że mnie skazano, Elise. Dowody mówiły same za siebie. Nie dlatego tu jestem. Uwierzysz, jeśli powiem, że to przypadek?

      Mężczyzna odwrócił głowę i wsunął sobie coś do ust. Potem wyszczerzył zęby w uśmiechu. Elise nie mogła oderwać oczu od jego twarzy. Sztuczna szczęka wyglądała na zrobioną z żelaza. Czarna, zardzewiała, z ostrymi zębami na górze i na dole, przypominała potrzask na lisy.

      Rozległ się lekki zgrzyt, kiedy mężczyzna szerzej otworzył usta. Szczęka musiała działać na sprężynę.

      Przypomniała sobie teraz szczegóły tamtej sprawy. Fotografie z miejsca zdarzenia. I zrozumiała, że niedługo umrze.

      Ugryzł.

      Elise Hermansen na widok krwi tryskającej z jej własnej szyi usiłowała krzyczeć w jego dłoń.

      Mężczyzna znów uniósł głowę. Spojrzał w lustro. Krew Elise spływała mu z brwi, z włosów i ściekała po brodzie.

      – Dla mnie to jest właśnie match, baby – wybełkotał. I ugryzł jeszcze raz.

      Elise osłabła. Teraz napastnik nie trzymał jej tak mocno, nie było takiej potrzeby, bo ogarniało ją już paraliżujące zimno, przenikał jakiś obcy mrok. Uwolniła rękę z jego uścisku i wyciągnęła ją do zdjęcia przymocowanego z boku lustra. Usiłowała go dotknąć, ale koniuszki palców nie dosięgły fotografii.

      2 CZWARTEK, PRZEDPOŁUDNIE

      Ostre przedpołudniowe słońce wpadało przez okna do salonu i dalej do przedpokoju.

      Kierująca śledztwem komisarz Katrine Bratt w milczeniu stała przed lustrem i przyglądała się zdjęciu wsuniętemu za ramę. Przedstawiało kobietę i małą dziewczynkę, siedzące na gładkiej skale nad morzem, objęte i owinięte dużym ręcznikiem. Obie miały mokre włosy, jakby przed chwilą się kąpały, chociaż norweskie lato było na to trochę zbyt chłodne, i tuląc się do siebie, usiłowały się rozgrzać. Ale teraz coś je od siebie oddzieliło. Smużka krwi spłynęła po lustrze na zdjęcie, wdzierając się między dwie uśmiechnięte twarze. Katrine Bratt nie miała dzieci. Możliwe, że w którymś momencie pragnęła je mieć, ale teraz nie. Teraz była świeżo upieczoną singielką zajętą robieniem kariery i bardzo jej się to podobało. Prawda?

      Usłyszała ciche chrząknięcie i podniosła głowę. Napotkała spojrzenie oczu tkwiących w poznaczonej bliznami twarzy o wysuniętym, dziwnie wysokim czole. Truls Berntsen.

      – O co chodzi, sierżancie? – spytała. Zauważyła, jak spochmurniał na jej wyraźnie umyślne podkreślenie, że mimo piętnastu lat w policji ciągle miał stopień sierżanta i z tego powodu, podobnie jak z wielu innych, nigdy nie mógłby zostać śledczym w Wydziale Zabójstw. Gdyby nie umieścił go tu przyjaciel z dzieciństwa, Mikael Bellman, obecnie komendant okręgowy policji.

      Berntsen wzruszył ramionami.

      – O nic. Zdaje się, że to ty kierujesz śledztwem. – Obrzucił ją zimnym psim spojrzeniem, jednocześnie poddańczym i pełnym wrogości wobec ludzi.

      – Idź porozmawiać z sąsiadami – poleciła Katrine. – Zacznij od tych piętro niżej. Interesuje nas szczególnie to, co słyszeli i widzieli wczoraj i dziś w nocy. A ponieważ Elise Hermansen mieszkała sama, chcemy też wiedzieć, z jakimi mężczyznami utrzymywała kontakty.

      – Już uważasz, że to facet i że się wcześniej znali?

      Dopiero teraz Katrine dostrzegła młodego mężczyznę, a właściwie jeszcze chłopaka, który stał obok Berntsena. Szczera twarz. Jasne włosy. Ładny.

      – Anders Wyller. Dzisiaj zacząłem pracę w wydziale. – Miał wysoki głos i uśmiech w oczach. Katrine przypuszczała, że chłopak ma pełną świadomość swoich zdolności do czarowania otoczenia. Referencje jego szefa z posterunku policji w Tromsø wyglądały jak czyste wyznanie miłości. No, ale miał też CV, które nie przeczyło referencjom. Znakomite oceny z Wyższej Szkoły Policyjnej ukończonej dwa lata wcześniej i dobre wyniki jako „funkcjonariusz oddelegowany do pewnych zadań śledczych” w Tromsø.

      – Idź pierwszy, Berntsen – powiedziała Katrine.

      Usłyszała szuranie jego butów, będące jakby protestem przeciwko poleceniom wydawanym przez młodszą szefową, w dodatku kobietę.

      – Witam. – Katrine wyciągnęła rękę do chłopaka. – Przepraszam, że pierwszego dnia pracy w wydziale nie mogliśmy cię powitać na miejscu z otwartymi ramionami.

      – Martwym należy się priorytet przed żywymi – odparł Wyller.

      Katrine rozpoznała cytat z Harry’ego Hole i zobaczyła, że Wyller przygląda się jej dłoni – dopiero wtedy uświadomiła sobie, że wciąż ma na rękach lateksowe rękawiczki.

      – Nie dotykałam niczego obrzydliwego.

      Uśmiechnął się. Pokazał białe zęby. Dziesięć punktów na plus.

      – Mam alergię na lateks – wyjaśnił.

      Dwadzieścia punktów na minus.

      – Okej, Wyller. – Katrine Bratt ciągle stała z wyciągniętą ręką. – Te rękawiczki są bezpudrowe, mają niski poziom alergenów i endotoksyn, a jeśli zamierzasz pracować w Wydziale Zabójstw, będziesz musiał nosić je dość często. No ale oczywiście możemy cię przenieść do gospodarczego albo…

      – Nie, nie, dziękuję. – Roześmiał się i uścisnął jej dłoń. Nawet

Скачать книгу