Pragnienie. Ю Несбё
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Pragnienie - Ю Несбё страница 7
W tle dźwięczał wysoki głos Wyllera.
– Więc oni się nazywają Enrique i…
– Nie, nie! – zaśmiały się dziewczyny. – Henrik. I Alf.
Truls uchwycił spojrzenie Wyllera i skinął głową w kierunku drzwi.
– Bardzo wam dziękuję, to już wszystko – zakończył Wyller. – Mogę jeszcze tylko prosić o numery telefonów?
Dziewczyny popatrzyły na niego z przestrachem pomieszanym z radością.
– Do Henrika i do Alfa – dodał Wyller z lekkim uśmiechem.
Katrine stała w sypialni za lekarką sądową, która kucała przy łóżku. Elise Hermansen leżała na plecach na kołdrze, ale krew poplamiła jej białą bluzkę w sposób świadczący o tym, że gdy trysnęła, kobieta stała wyprostowana. Z całą pewnością doszło do tego przy lustrze w przedpokoju, bo chodnik w tym miejscu był tak nasiąknięty krwią, że przylepił się do parkietu. Ślady krwi między przedpokojem a sypialnią oraz jej niewielka ilość w łóżku wskazywały na to, że serce prawdopodobnie przestało bić już w przedpokoju. Biorąc pod uwagę temperaturę ciała i rigor mortis, pani doktor oceniła, że zgon nastąpił między godziną dwudziestą trzecią a pierwszą w nocy, jego przyczyną zaś była prawdopodobnie utrata krwi po przebiciu tętnicy szyjnej w jednym lub kilku miejscach tuż nad lewym barkiem.
Ofiara miała spodnie i majtki opuszczone do kostek.
– Oskrobałam i obcięłam paznokcie, ale gołym okiem nie dostrzegłam żadnych fragmentów naskórka – poinformowała lekarka.
– Od kiedy to zaczęliście wykonywać robotę techników? – spytała Katrine.
– Od kiedy Bjørn nas poprosił. On tak ładnie prosi.
– Aha. Jakieś inne obrażenia?
– Zadrapanie na lewym przedramieniu i drzazga po wewnętrznej stronie środkowego palca lewej ręki.
– Ślady gwałtu?
– Żadnych widocznych śladów przemocy na podbrzuszu, ale to… – Lekarka przyłożyła szkło powiększające do brzucha ofiary.
Katrine spojrzała przez nie i zobaczyła wąską lśniącą smugę.
– …może być ślina ofiary albo czyjaś inna. Ale bardziej wygląda mi to na preejakulat albo spermę.
– Miejmy nadzieję – stwierdziła Katrine.
– Nadzieję na gwałt? – spytał Bjørn Holm, który stanął za nią.
– Jeżeli doszło do gwałtu, wszystko wskazuje na to, że odbyło się to post mortem – odparła Katrine, nie odwracając się. – Więc ofiara i tak nie była tego świadoma. A mnie przydałoby się trochę nasienia.
– Żartowałem – powiedział cicho Bjørn swoim miękkim dialektem z Toten.
Katrine zamknęła oczy. Bjørn oczywiście wiedział, że sperma w takiej sprawie to jak klucz do skarbca. I oczywiście usiłował żartować. Próbował złagodzić to dziwne, bolesne napięcie panujące między nimi od trzech miesięcy, czyli od wyprowadzki Katrine. Ona też podejmowała takie próby, tyle że nic z tego nie wychodziło.
Lekarka podniosła głowę.
– Ja już skończyłam – oznajmiła, poprawiając hidżab.
– Karetka czeka, moi ludzie zniosą ciało – powiedział Bjørn. – Dzięki za pomoc, Zahra.
Lekarka skinęła im głową i pospiesznie wyszła, jakby i ona wyczuła ten brak porozumienia między nimi.
– No i co? – Katrine zmusiła się, żeby popatrzeć na Bjørna. Zmusiła się też do zignorowania pochmurności w jego spojrzeniu, w którym było więcej smutku niż błagania.
– Niewiele jest do powiedzenia. – Bjørn podrapał się w duży czerwony bak wystający spod rastafariańskiej czapki.
Katrine czekała z nadzieją, że wciąż rozmawiają o zabójstwie.
– Raczej nie miała fioła na punkcie sprzątania, bo znaleźliśmy włosy kilku osób, głównie mężczyzn, a wszyscy oni zapewne nie odwiedzili jej wczoraj wieczorem.
– Była adwokatką ofiar gwałtów – zauważyła Katrine. – Dla samotnej kobiety, która ma tak wyczerpującą pracę, sprzątanie nie musi być aż takim priorytetem jak dla ciebie.
Uśmiechnął się przelotnie, nie ripostując, a Katrine znów poczuła wyrzuty sumienia, które zawsze potrafił u niej wywołać. Rzeczywiście nigdy nie kłócili się o prace domowe, Bjørn zbyt szybko rozprawiał się ze zmywaniem, myciem schodów, praniem, sprzątaniem łazienki i wietrzeniem pościeli, bez najmniejszych wyrzutów czy uwag. Jak ze wszystkim innym. W ciągu roku wspólnego mieszkania nie doszło do ani jednej cholernej kłótni, on zawsze umiał się od tego wykręcić. A kiedy ona zawodziła albo nie miała siły, był przy niej, troskliwy, ofiarny, niestrudzony, jak jakaś pieprzona irytująca maszyna, która kazała jej się czuć idiotyczną królewną tym mocniej, im wyższy piedestał dla niej budował.
– Skąd wiesz, że to włosy mężczyzn? – westchnęła.
– Dla samotnej kobiety, która ma tak wyczerpującą pracę… – zaczął Bjørn, nie patrząc na nią.
Katrine założyła ręce na piersiach.
– Co próbujesz teraz powiedzieć, Bjørn?
– Co? – Jego blada twarz lekko poczerwieniała, a oczy wytrzeszczyły się odrobinę bardziej niż zwykle.
– Pijesz do mnie? Okej, jeśli chcesz wiedzieć, to…
– Nie. – Bjørn uniósł ręce, jakby się bronił. – Nie o to mi chodziło. To był po prostu kiepski żart.
Katrine wiedziała, że powinna odczuwać współczucie. Trochę nawet je czuła. Ale nie ten rodzaj, który każe kogoś objąć. To współczucie przypominało raczej pogardę, wzbudzającą w niej ochotę, żeby go uderzyć, upokorzyć. I właśnie dlatego, że nie chciała widzieć Bjørna Holma, tego wspaniałego człowieka, upokorzonego, właśnie z tego powodu go opuściła.
Odetchnęła głęboko.
– Czyli mężczyźni?
– Większość tych włosów była krótka – wyjaśnił Bjørn. –