Lis. Dubravka Ugrešić

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Lis - Dubravka Ugrešić страница 9

Автор:
Серия:
Издательство:
Lis - Dubravka Ugrešić

Скачать книгу

gmatwały i plątały, inne do końca pozostaną nierozplątane, a kiedy powieje silniej albo spadnie deszcz, litery rozmażą się na papierze i życzenia spłyną w dół jak łzy. Może tutaj, w tym miejscu (początek lipca, czas Tanabaty), mogłaby się skończyć opowieść o tym, jak powstają opowieści? W Kioto byłam, i sake piłam, a jeśli mi nie wierzycie, to sprawdzicie, bo wciąż jeszcze mam mokry język, nawet teraz…

      To prawda, nie byłam w świątyni Suwayama Inari w Kobe, którą Pilniak opisuje w opowiadaniu. Ale byłam w Fushimi Inari w Kioto. Tam kupiłam tanią maskę lisa z papier mâché, o których to maskach Pilniak wspomina w swoim opisie japońskiej podróży. W jednym z licznych sklepików pamiątkarskich, które stały upchane jeden obok drugiego, kupiłam amulet, miniaturowego liska zrobionego z futerka. Z zakupu japońskich ciasteczek faszerowanych azuki, słodką pastą z czerwonej soi, i z podobizną lisa odciśniętą w cieście, zrezygnowałam. W sąsiednim Kobe odwiedziłam dom (jeden z domów), w którym mieszkał Jun’ichirō Tanizaki. Znajduje się on przy ulicy Uozaki i otwarty jest dla zwiedzających tylko w soboty i niedziele. Był poniedziałek, o czym zupełnie zapomniałam. Może opowieść o tym, jak powstają opowieści, mogłaby się zakończyć wraz z fotografią drewnianego domu Tanizakiego i bujnego ogrodu, którą zdołałam zrobić, wspiąwszy się na palce, znad wysokiego drewnianego ogrodzenia.

      Albo na przykład opowieść o tym, jak powstają opowieści, mogłaby się też zakończyć wraz z moimi rozmowami z K. Wielkodusznie zaofiarował się, że będzie moim przewodnikiem w Kioto i Kobe. K. przewędrował całą Azję, północną Afrykę i Europę, czytał książki pisarek wietnamskich z takim samym zainteresowaniem jak austriackich czy północnoafrykańskich i nosił japońskie buty tabi z gumową podeszwą w żywych kolorach, a także rodzaj zmodernizowanej japońskiej hakamy, torbę z Laosu zarzuconą na ramię, marokańską gandorę oraz kaszkiet. Już swoim ubraniem sygnalizował, że kosmopolityzm i globalna fuzja kulturalna są jego intelektualnym i życiowym wyborem. K. – który zakotwiczywszy się w Wiedniu, zdołał odwiedzić Chorwację w czasie wojny, wziąć udział w demonstracjach przeciwko Miloševiciowi w Belgradzie, nauczyć się polskiego i kilku słów w niemal każdym języku słowiańskim, być w Portbou, pochylić głowę przy grobie Waltera Benjamina, zajrzeć do Pasaży, i odbyć chwile kontemplacji, próbując wczuć się w tragiczny koniec Benjamina – powiedział: „Literaturę światową można porównać do wieloryba, do którego przyczepiają się niczym wprawni piraci ryby zwane podnawkami (remora). Podnawki przyklejają się do ciała wieloryba i zjadają z jego skóry pasożyty. Wykorzystują wieloryba jako źródło pożywienia, ochronę i środek transportu. Ale gdyby nie było podnawek, ciało wieloryba opanowałyby pasożyty i ono by się rozpadło. Nie mam złudzeń co do swojego talentu pisarskiego. Jestem literacką podnawką. Moją misją jest troska o zdrowie wieloryba”.

      Angielski, którym posługiwał się K., przypuszczam, był w porządku, ale z trudem go rozumiałam, głównie z powodu wymowy. Jednak, przybywszy z przeciwnych stron świata, K. i ja nie „zgubiliśmy się w tłumaczeniu”, co więcej – może się właśnie dzięki błędnemu przekładowi – odnaleźliśmy.

      Myślę, że moja opowieść mogłaby się zakończyć pewnym detalem z powieści Dōhyō (Kamienie milowe), japońskiej pisarki, feministki i komunistki Yuriko Miyamoto. Yuriko wraz z przyjaciółką Yuasą Yoshiką przyjeżdża do Moskwy w 1927 roku. W Moskwie młode kobiety studiują język i literaturę rosyjską oraz zaprzyjaźniają się z Sergiejem Eisensteinem. Po trzech latach przyjaciółki wracają do Japonii, gdzie Yuriko zostaje redaktorką kobiecego marksistowskiego czasopisma literackiego, a Yuasa Yoshiko znaną tłumaczką literatury rosyjskiej na język japoński. Yuriko promuje literaturę proletariacką, dołącza do japońskiej partii komunistycznej i wychodzi za mąż za jej sekretarza generalnego, skądinąd krytyka literackiego, Kenjiego Miyamoto. Z powodu działalności komunistycznej stała się celem japońskiej policji na długi czas i przesiedziała w więzieniu ponad dwa lata.

      To wszystko i jeszcze wiele więcej Yuriko Miyamoto opisała w sfabularyzowanej autobiografii Dōhyō (1950). Powieść została napisana w trzeciej osobie, główną bohaterką jest pisarka Sasa Nobuko, która z Japonii przylatuje z przyjaciółką do Moskwy. Nobuko zostaje zaproszona na zabawę do domu pisarza Polniaka. Impreza przeradza się w orgię pijacką, Nobuko odmawia picia (Ja ne mogu!, powtarza po rosyjsku). W pewnym momencie Polniak i Nobuko wpadają na siebie w korytarzu, Polniak wpycha kobietę do jakiegoś pokoju, gdzie próbuje ją zgwałcić, ale, na szczęście, przeszkodzą mu w tym goście (wśród nich jest też żona pisarza, która według Nobuko przypomina lalkę). Nobuko czuje się głęboko zraniona i zastanawia się, czy powtarzane przez nią zdanie: Ja ne mogu! – nie wyzwoliło niebywałej brutalności ze strony Polniaka.

      W czasie pobytu w Moskwie Yuriko Miyamoto i Yoshiko Yuasa rzeczywiście zostały zaproszone na pożegnalny wieczór, który przygotował japoński profesor Masao Yonekawa w domu Borysa Pilniaka. Yonekawa w swoich pamiętnikach wspomniał, że Miyamoto poskarżyła mu się, iż Pilniak próbował ją zgwałcić. Epizod z powieści Miyamoto skomentowała chętnie A.O., japońska slawistka i profesorka literatury. Może Miyamoto postanowiła się zemścić na Borysie Pilniaku: w jej książce eksces z nim ma charakter epizodyczny. Albo chodziło o wewnętrzną polemikę, o niezgodę dwóch typów pisarzy, o których pisze Isaiah Berlin w swoim eseju Jeż i lis. Miyamoto najwyraźniej była „jeżem”.

      Może opowieść o tym, jak powstają opowieści, mogłabym zakończyć na powrocie z Kioto do Tokio, w momencie kiedy spektakularny shinkasen zbliżał się do tokijskiej stacji, do tej wspaniałej repliki głównego amsterdamskiego dworca. Pociąg pędził przez aleję drapaczy chmur, promienie słońca przedzierały się przez melodramatyczne niebo przytłoczone ciemnymi chmurami. W szybach budynków odbijały się pędzący shinkansen i wieżowce z przeciwnej strony, zmieniając gnający przed siebie realny w skomplikowany, zwielokrotniony, pęknięty i nadrealny. Była to chwila wizualnego szaleństwa, które w sposób bardziej doskonały i prawdziwy od czegokolwiek innego odzwierciedlało rzeczywistość. Pędziłam przez zmultiplikowany świat. W pociągu siedzieli tacy niby mężczyźni, niby chłopcy w służbowych ubraniach, z fryzurami bohaterów z anime, i niby kobiety, niby dziewczynki, które cienkimi paluszkami, jakby to były pałeczki, bezszelestnie klikały w ekrany komputerowych gier, albo też jedni i drudzy, mężczyźni i kobiety, spali spokojnie, dziobiąc powietrze swoimi pięknymi głowami. Do zwielokrotnionych odbić w szybach drapaczy chmur dołączyły cienie lisów, goniąc się nawzajem, bawiąc w łowy, ścigając z pociągiem. Na czubkach ogonów kręciły piłeczkami jak wprawni żonglerzy, oszuści, spryciarze, mistrzowie gier, iluzjoniści, lisy z jednym ogonem, z trzema, z pięcioma… Kontury kitsune, drapieżników, przesuwały się po niebie jak świecące kule, wypuszczały niebieskie iskry i rozpryskiwały się jak petardy.

      To była ich iluzjonistyczna orgia. Wtedy chyba poczułam, że także moja opowieść o tym, jak powstają opowieści, zwinęła się w kłębek i wróciła do początku, podobna do lisa, który zmęczony grą położył się, by odpocząć, i teraz, mrugając oczami, zapada w sen. We śnie słodko ssie czubek swojego ogona jak dziecko palec.

      II

      SZTUKA RÓWNOWAGI

      Był wieczór; siedziała i paliła sobie papierosa w głębokim cieniu, który zarysowywał na ścianie wysoki kredens. Cień był tak głęboki, że można było dostrzec tylko tlący się dym i jej przenikliwe oczy. Reszta – kościste, wyschłe ciało skryte pod szalem, ręce, owal popielatej twarzy, siwe spopielałe włosy – wszystko zniknęło w mroku. Wyglądała jak dogasający wielki płomień, jak tląca się iskra, która cię sparzy, jeśli jej dotkniesz.

      Josif Brodski, Nadieżda Mandelsztam, Nekrolog 1981

      .

      1.

Скачать книгу