Recepta na szczęście. Agata Przybyłek

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Recepta na szczęście - Agata Przybyłek страница 4

Recepta na szczęście - Agata Przybyłek

Скачать книгу

      Julia spróbowała sobie wyobrazić, jak przychodzi do pracy w minispódniczce, i mimowolnie uniosła ku górze kąciki ust.

      – Nie wiem tylko, czy to spodobałoby się mojej szefowej.

      – Pal licho z przełożonymi, liczy się twoje szczęście.

      – Może i tak, ale chyba wolę być singielką z dobrą pracą niż samotną bezrobotną.

      Ola roześmiała się głośno.

      – Może i racja, ale to świadczy tylko o jedynym.

      – Co masz na myśli?

      – Że zawsze mogło być gorzej – stwierdziła, a Julia popatrzyła na nią wymownie.

      – Ty to naprawdę wiesz, jak człowieka pocieszyć.

      – Robię, co mogę. – Ola przysunęła się bliżej i objęła ją mocno. – Wiem, że ci smutno, ale jestem pewna, że niedługo pojawi się w twoim życiu porządny mężczyzna, z którym będziesz mogła założyć rodzinę. Kto wie, może już jest? Czasami szukamy szczęścia daleko, a ono jest bliżej, niż moglibyśmy przypuszczać – powiedziała, a Julia zamknęła oczy, prosząc w myślach, żeby przyjaciółka miała rację.

      Rozdział 2

      Maks nigdy nie był wielkim fanem porządku. Owszem, w dzieciństwie regularnie sprzątał swój pokój, ale właściwie tylko dlatego, że goniła go mama. Początkowo oczywiście próbował mydlić jej oczy i upychał wszystkie rzeczy pod łóżko, ale gdy go przejrzała i przez tydzień miał szlaban na oglądanie telewizji, szybko się tego oduczył i co sobotę robił porządki.

      Niestety, skończyło się to z dniem, gdy rozpoczął studia i wyprowadził się z domu. Rozkładając swoje rzeczy w wynajmowanym pokoju, obiecał sobie w duchu, że koniec z damską dyktaturą, i trzymał się tego do dziś. Gdy więc w kolejny listopadowy poranek obudził się rano, a na szafce tuż przy uchu zobaczył przewrócony kubek i plamę po rozlanej kawie, wcale go to nie zdziwiło. Co więcej, po wstaniu z łóżka dorzucił tam chusteczkę, w którą wydmuchał nos, i zamknął za sobą drzwi, zostawiając to wszystko do czasu, aż naprawdę będzie musiał sprzątać. Miał katar, co u mężczyzn równało się często ze stanem przedagonalnym, i na pewno nie zamierzał zawracać sobie głowy porządkami. Wystarczyło, że lekarz w przychodni nie chciał wypisać mu zwolnienia i musiał chodzić chory do pracy.

      Przeklęty konował – pomyślał, idąc do łazienki, gdzie zostawił wczoraj wieczorem garnitur. Dopiero odebrał go z pralni, a ponieważ zwykle ubierał się przed lustrem, powiesił worek z garniturem na haczyku obok ręczników, dzięki czemu nie musiał dzisiaj grzebać w szafach.

      Zwykle nie chodził do pracy ubrany tak elegancko. Pracował w dziale marketingu prężnie rozwijającej się firmy kosmetycznej, która produkowała też suplementy diety. To właśnie ich promocją się zajmował. Razem z innymi członkami zespołu wymyślał kolejne slogany reklamowe witamin dla kobiet, dzieci czy osób starszych. Tworzył kampanie preparatów na porost włosów oraz paznokci, a czasami nawet specyfików dla panów, którzy zmagali się z łysieniem. Świetnie odnajdował się w swojej roli, a przełożeni cenili jego kreatywność i coraz częściej szeptali o awansie na stanowisko wicedyrektora działu. I to wszystko, gdy miał zaledwie dwadzieścia sześć lat!

      Kiedy zatrudniał się w tej firmie, nie sądził, że zagrzeje w niej miejsce na dłużej. Tematyka była raczej niemęska, poza tym zawsze wyobrażał sobie siebie pracującego w dużym koncernie motoryzacyjnym albo promującego sieć znanych siłowni. Kosmetyki i wszelkie specyfiki dla kobiet nigdy go nie pociągały. Co więcej, z reguły były powodem frustracji, gdy jeszcze mieszkał z siostrą oraz mamą i strącał niechcący jakiś krem z półki, sięgając w łazience po swoją szczoteczkę. Ale wtedy był krzyk!

      Pomimo że na początku traktował swoją pracę jako przejściową, szybko przywiązał się do firmy. Być może dzięki świetnemu zespołowi, a być może dlatego, że często słyszał pochwały, na razie nie zamierzał stamtąd odchodzić. Wizja bycia najmłodszym zastępcą dyrektora oddziału była spełnieniem jego marzeń i nieźle brzmiała, gdy podrywał dziewczyny.

      – Naprawdę jesteś dyrektorem? – Patrzyły na niego rozanielone, więc coraz chętniej i częściej używał tego określenia, mówiąc im o swojej pracy.

      – Oczywiście. – Uśmiechał się uroczo i już wiedział, że te ślicznotki będą jego. Gdyby tylko doba była dłuższa, żeby mógł lepiej i… bliżej poznać je wszystkie!

      W ten środowy poranek nie myślał jednak o kobietach. Bardziej przejmował się swoim katarem i dzisiejszym spotkaniem w firmie. Kiepsko się czuł, a marka lada moment miała świętować swój jubileusz – piętnaście lat od powstania pierwszego projektu. To właśnie na barki działu marketingu spadła organizacja imprezy. W dodatku Maks przeczuwał, że zajęcie się wieloma sprawami przypadnie jemu. Dyrektorka już kilka razy napomknęła, żeby powoli rozglądał się za jakimś hotelem, więc miał solidne powody, żeby tak sądzić.

      – Ty masz takie dobre wyczucie stylu, Maks. – Patrzyła na niego znacząco. – Prezes nie zadowoli się byle czym – dodawała za każdym razem. – To musi być naprawdę coś ekstra.

      Maks polemizowałby z tym pierwszym stwierdzeniem, ale z dwoma kolejnymi jak najbardziej się zgadzał. Prezes rzeczywiście był starszym panem, który wymagał od życia wszystkiego, co najlepsze. Nigdy nie szczędził środków na takie imprezy i o poprzednich jubileuszach firmy krążyły między pracownikami legendy.

      „To musi być coś ekstra”. Słowa dyrektorki brzmiały Maksowi w uszach i momentami odczuwał presję.

      Na razie jednak ważniejszy jest katar – sprowadził się w duchu na ziemię, zapinając spinki przy mankietach koszuli. Ciekawe, czy zostało mu jeszcze chociaż kilka tabletek na zatoki.

      Ubrany poszedł do kuchni i zamiast przygotować sobie śniadanie, spojrzał na leki. Obok czerwonego pudełka na blacie leżało jeszcze kilka tabletek, więc odetchnął z ulgą, bo gdyby musiał zajechać przed pracą do apteki, to pewnie by się spóźnił. Sprawnym ruchem wycisnął jedną z nich z blistra i połknął, nie zaprzątając sobie głowy tym, że przez zażyciem leku powinien coś zjeść. Potem zgarnął resztę pigułek do kieszeni i chwycił butelkę wody. W korytarzu zawiązał eleganckie w buty, założył płaszcz, a potem wyszedł z mieszkania. Jak znał życie, na biurku w jego firmowym pokoju czekała już pyszna bagietka przygotowana przez jedną z pracujących z nim dziewczyn. Ostatnio co rano robiła mu taki prezent, bo poskarżył jej się, że ma dwie lewe ręce, jeśli chodzi o gotowanie.

      – W takim razie biorę na siebie twoje śniadania – oznajmiła, a on oczywiście nie zamierzał narzekać. Czasami był naprawdę wdzięczny rodzicom za geny, dzięki którym wyglądał, jak wyglądał. Nie żeby należał do grona próżnych facetów, ale za sprawą dobrego wyglądu żyło mu się łatwiej.

      Zbiegł po schodach i bez trudu dotarł do samochodu. Na siedzeniu pasażera czekał na niego zapas chusteczek higienicznych kupionych wczoraj po pracy. Gdy włączył radio, z głośników popłynęła spokojna muzyka. Maks ruszył w drogę. Słońce świeciło w najlepsze pomimo niskiej temperatury i zapowiadał się rzeczywiście ładny dzień. No, może gdyby nie ten paskudny katar…

      Po

Скачать книгу