Recepta na szczęście. Agata Przybyłek

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Recepta na szczęście - Agata Przybyłek страница 8

Recepta na szczęście - Agata Przybyłek

Скачать книгу

jeszcze pracuje w hotelu, czy nie, i niejednokrotnie dzwoniła do koleżanek, żeby uzyskać tę informację. Bywało, że gdy wychodziła z pracy, słyszała z ust przełożonej, żeby pod żadnym pozorem nie wpuszczać Daniela do hotelu, a gdy przychodziła na drugą zmianę, ci ćwierkali do siebie jak gdyby nigdy nic – i to na oczach gości. W tym wszystkim naprawdę można się było pogubić…

      Zamiast jednak rozmyślać o burzliwym życiu kierowniczki, porozmawiała z nią jeszcze chwilę o bieżących sprawach hotelu i wróciła do swoich obowiązków. Gdy po trzynastej przyszła zmienniczka, Julia szybko się zebrała i wyszła na autobus. Oko nadal bolało ją niemiłosiernie, zresztą podczas pracy kilkakrotnie stało się obiektem komentarzy zmartwionych gości.

      – To nic takiego – odpowiadała, chociaż momentami omal nie płakała z bólu.

      Oby okulista mi pomógł, modliła się w duchu, idąc na przystanek. Miała wrażenie, że guzek pod powieką urósł od rana i drapał jej rogówkę coraz bardziej, a do tego naprawdę kiepsko widziała bez soczewek czy okularów. Gdy przeglądała dokumenty albo patrzyła w pracy w ekran komputera, nie było jeszcze tak źle, z bliska widziała lepiej niż z daleka, ale na ulicy miała poważny problem. Majaczące w oddali samochody albo przechodnie stanowili tylko rozmyte plamy.

      Na szczęście po kilkunastu minutach była na miejscu. Piękne słońce zaczęło chować się za chmurami, kiedy opatulona szalikiem szła w kierunku szpitala.

      Gdy znalazła się wewnątrz, poczuła ten charakterystyczny zapach środków dezynfekujących i innych chemikaliów. Julia szła ku dużym przezroczystym drzwiom, a odgłos jej kroków odbijał się od ścian. Tuż przy białych drzwiach zwolniła, niepewna, czy może tak po prostu wejść na ten oddział, ale po chwili wahania uznała, że skoro rejestratorka w przychodni ją tu pokierowała, to chyba wiedziała, co robi. Gdy ktoś zapyta, zawsze mogła przecież skłamać, mówiąc, że przyszła kogoś odwiedzić. Przekonując samą siebie w myślach, nacisnęła klamkę i już po chwili znalazła się na oddziale. Rozejrzała się za dyżurką, ale ponieważ nie mogła jej znaleźć, zaczepiła idącą z naprzeciwka pielęgniarkę.

      – Przepraszam… – Podeszła do niej niepewnie.

      – Tak? – Kobieta przystanęła i uważnie się jej przyjrzała.

      – Jestem umówiona z doktorem Wojciechowskim. Nie wie pani, gdzie dokładnie mam go szukać?

      – Och, pani jest pewnie tą osobą, o której informowała nas Kaśka z przychodni?

      – Tak, to o mnie chodziło.

      – Przykro mi, że panią rozczaruję, ale doktor Wojtek zadzwonił dzisiaj rano, że niestety nie przyjdzie do pracy.

      Julia pobladła.

      – Naprawdę?

      – Niestety. Jego dziecko zachorowało i nie mogli z żoną zorganizować opieki.

      – To fatalnie… – wyszeptała załamana wiadomością dziewczyna.

      – Pani w jakiejś pilnej sprawie, tak? – Pielęgniarka popatrzyła na jej oko, które nie dość, że bez przerwy łzawiło, to od rana jeszcze bardziej napuchło.

      Julia skinęła głową, próbując się nie rozpłakać.

      – Nie mam pojęcia, co począć z tym okiem. Z każdą godziną jest coraz gorzej.

      – Prawdę mówiąc, to nie wygląda najlepiej – zmartwiła się kobieta, a Julia pomyślała, że komu jak komu, ale jej nie musi tego mówić. – Boli panią?

      – Coraz mocniej.

      – W takim razie ktoś naprawdę powinien to obejrzeć – stwierdziła pielęgniarka i zastanowiła się, jak jej pomóc. – Chyba mam pomysł – oznajmiła po kilku minutach.

      – Tak? – W sercu Julii zatliła się nadzieja, chociaż w myślach wyobrażała już sobie, jak guzek pod jej powieką rośnie jeszcze bardziej, aż w końcu traci wzrok i kończy z czarną przepaską na twarzy niczym niegdysiejsi piraci.

      Pielęgniarka tymczasem pokiwała głową, więc otarła wilgotne policzki.

      – Na oddziale dziecięcym powinien być dzisiaj inny okulista. Co prawda, jeśli pamięć mnie nie myli, zaczynał konsultacje już rano, ale może jeszcze uda się go pani złapać.

      – Tak pani myśli?

      – Głowy sobie za to uciąć nie dam, ale skoro to pilna sprawa, to chyba warto spróbować. W drodze wyjątku mogę tam zaraz zadzwonić i czegoś się dowiedzieć.

      – Wie pani co? Lepiej sama od razu tam pójdę. Skoro ten lekarz pracuje od rana, to pewnie każda minuta jest cenna.

      – No cóż… Jak pani uważa.

      – Chyba tak zrobię. Proszę mi tylko powiedzieć, którędy na ten oddział.

      – Dwa piętra wyżej, na lewo od windy – wyjaśniła pielęgniarka. – Doktor nazywa się Filip Leśniewski. Mam nadzieję, że jeszcze go pani złapie, no i że pomoże pani z tym okiem.

      – Ja też mam taką nadzieję. – Julia się uśmiechnęła, chociaż z tym zapuchniętym okiem i śladami po łzach na policzkach musiała wyglądać jak siedem nieszczęść. Pożegnała się z pielęgniarką i podziękowawszy jej za pomoc, od razu ruszyła do windy. Miała nadzieję, że los chociaż minimalnie zacznie jej dzisiaj sprzyjać i spotka tego całego doktora Filipa. W końcu ile nieszczęść mogło spaść na człowieka w jeden dzień? Każda pula musiała się kiedyś wyczerpać.

      Niestety, szybko przekonała się o tym, że nie miała racji. Kłopoty spotkały ją zaraz po wejściu na oddział. Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, doskoczyła do niej jakaś pielęgniarka z niezbyt przychylnym spojrzeniem i zaczęła wypytywać ją, do którego dziecka przyszła w odwiedziny. Zaskoczona Julia, zamiast wymyślić coś na poczekaniu i skłamać, powiedziała jej prawdę, za co wysłuchała długiej litanii zakończonej złośliwym:

      – Co pani sobie w ogóle wyobraża? Że tutaj można tak po prostu przychodzić na prywatne wizyty?

      Może gdyby Julia była w bardziej bojowym nastroju, toby jej coś odpowiedziała, ale dzisiaj zamiast się kłócić, tylko spuściła wzrok i przeprosiła za swoje zachowanie.

      – Ma pani rację – powiedziała pokornie. – Tylko ta sprawa jest naprawdę pilna.

      – Jeszcze pani nie umiera, więc błagam, bez takich dramatów. A jak naprawdę panią boli, to proszę pojechać na SOR. Co to w ogóle za pomysły wchodzić na oddział dla dzieci. Ja naprawdę nie wiem, dokąd zmierza ten świat.

      Dziewczyna chciała jej coś odpowiedzieć, ale w porę uświadomiła sobie, że kłótnia z tą kobietą tylko pogorszyłaby jej sytuację. Chociaż oko coraz mocniej dawało o sobie znać, jeszcze raz przeprosiła pielęgniarkę i bliska łez wyszła z oddziału. Wyglądało na to, że jej jedyna szansa na otrzymanie pomocy została właśnie doszczętnie zdeptana. I co ona miała teraz począć? Nie kontrolowała już prawie ogarniających ją emocji. Trzeba było skorzystać z pomocy tamtej życzliwej pielęgniarki,

Скачать книгу