Czas Wagi. Aleksander Sowa

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czas Wagi - Aleksander Sowa страница 11

Czas Wagi - Aleksander Sowa

Скачать книгу

zatrzymał papierosa w pół drogi do ust i uniósł brwi. Emil nabrał powietrza, spojrzał na krople deszczu sunące po szybach, a potem na komendanta. Nie potrafił wyczytać z jego twarzy nic oprócz wyczekiwania i ciekawości.

      – To nie zabrzmi dobrze.

      – Byłbym zdziwiony, gdyby było inaczej – odpowiedział Kraus. – Nie znamy się miesiąc.

      – Wstąpiłem do policji, żeby bronić słabszych.

      – Nie jesteśmy na konferencji prasowej.

      – Mnie naprawdę nie interesuje służba, etos, patos i inne…

      – Pierdoły?

      – …sprawy, komendancie. Pewnego dnia postanowiłem, że nie chcę, aby ludzie się bali bandytów, złodziei, gwałcicieli…

      – Co chciałbyś robić, kiedy dorośniesz? Chcesz zostać kierownikiem, naczelnikiem, komendantem? – dodał Kraus bez zastanowienia. – Powiatowym, stołecznym, a może głównym? Nie chciałbyś?

      – Jestem zbyt uczciwy.

      – Dajże już spokój! Z takim pyszczkiem nie zrobisz kariery.

      – Myślałem, że karierę robią ci, co są dobrzy.

      – Trzeba tylko wiedzieć w czym. Dobrą radę ci daję: nie pyskuj, bo niczego nie osiągniesz. I nie narzekaj. Właśnie proponuję ci awans. Od jutra możesz być detektywem.

      – Teoretycznym, bo bez grupy i bez pieniędzy.

      – Nie mówiłeś przypadkiem, że chciałeś bronić słabszych?

      – Mówiłem też, że chciałem do innego wydziału. I rozumiem, że się nie da, więc wyjaśnijmy przynajmniej, w co mnie pan komendant pakuje.

      – W nic.

      – Nie wierzę.

      – Po prostu przyszedł czas na kopa w górę. – Kraus wzruszył ramionami i obrzucił Emila czujnym spojrzeniem, po czym zmrużył oczy i zagasił niedopałek w popielniczce.

      – Chodzi o Katowice?

      – Nie zapomniano tego, co zrobiłeś, kiedy byłeś posterunkowym.

      – Szeregowym. A Kosar?

      – Jesteście jak Sonny Crockett i Ricardo Tubbs. Jak Starsky i Hutch albo Dempsey i Makepeace!

      – Pan komendant chyba spędza sporo czasu przed telewizorem.

      – To ja ciebie wezwałem na dywanik, a nie ty mnie! Weźmiesz się za prawdziwą robotę. Tym bardziej że moja komenda ma braki kadrowe. I mały problem. – Komendant uśmiechnął się szeroko, odsłaniając rząd równych zębów. Po chwili do uśmiechu dodał rozłożone ręce, podrapał się po głowie i zaczął innym tonem: – I martwię się o ciebie, Stompor. Wszystko u ciebie w porządku?

      – Nieustające pasmo sukcesów.

      – Wyczuwam ironię. I doszły mnie słuchy o twoich kłopotach…

      – Jedynym moim kłopotem jest ta praca.

      – W życiu osobistym, Emil.

      – A więc już panu donieśli?

      – Rozstałeś się z narzeczoną?

      – Zmieniam zdanie – odparł Emil. – Moim kłopotem są służba, plotki i przełożeni.

      – Trzymasz formę. Kiedyś cię za to wywalą. Na zbity pysk.

      – Bądźmy szczerzy. Mam trzydzieści pięć lat. Nie jestem dzieciakiem. Dobrze wiem, że coś jest na rzeczy. Chciałbym wiedzieć co. Wewnętrzni, statystyka, emerytura? Pan może mi pięknie mówić, ja mogę odpowiadać to, co pan chciałby usłyszeć. Tylko czy nam na tym zależy?

      – Piękna perspektywa. Szkoda, że nierealna. Niech będzie. Mógłbym, przepraszam za wyrażenie, pierdolić ci o tym, że naprawdę o nic nie chodzi. Mógłbym, ale tego nie zrobię. Doceń to.

      – Doceniam.

      – To dobrze. Słyszałeś o tym porwaniu?

      – Doleciało do mnie w kuluarach.

      – Pracuję dwadzieścia pięć lat, a ostatni raz taką sraczkę w stanie wojennym pamiętam. Zawiesili Skalskiego z Hubiczem. Na Mostowskich zapierdalają po korytarzach jak z piórkiem w dupie.

      – Co mam z tym wspólnego?

      – To, co zrobiłeś na Śląsku. I to, co robisz każdego dnia. Myślę, że przejrzeli teczki i cię wyłowili. No i to pismo. – Komendant stuknął paczką papierosów w telegram. – Mam cię namówić na przeniesienie. Wiem, że to dziwnie brzmi. Żeby prosić sierżanta o zgodę? Przecież to jest policja, a nie koncert życzeń! Dla mnie to jakaś głupota!

      – Czyli mogę się nie zgodzić?

      – Przeczytam ci, co stołeczny napisał: Zwracam się z poleceniem o spowodowanie, aby starszy sierżant Emil Stompor bez zwłoki zwrócił się z dobrowolnym raportem o przeniesienie na stan etatowy Komendy Stołecznej Policji, Wydział Kryminalny. Z powodu stawiającej policję w negatywnym świetle sprawy porwania zostanie powołana grupa robocza złożona z wyróżniających się policjantów. Stompor wejdzie w jej skład. – Kraus odłożył pismo, odchylił się w fotelu i zaczął bębnić palcami w biurko.

      – Nie zgadzam się.

      – Spójrz na to inaczej. Nie jakaś KRP Warszawa VII, ale Komenda Stołeczna.

      – Nie podoba mi się to.

      – Szesnasta grupa. Detektyw. Maksymalny dodatek – zauważył Kraus.

      – To brzmi tak samo jak tamto gówno na Śląsku!

      – Przesadzasz.

      – Śmierdząca sprawa.

      – Uznali, że się nadajesz do najpoważniejszej sprawy kryminalnej w Polsce.

      – Raczej najgłośniejszej.

      – Tak czy inaczej, priorytetowej. To jak będzie?

      – W razie niepowodzenia łeb mi obetną.

      – Nie bądź durniem! Tutaj nie możesz liczyć na taki awans.

      – Aha. Czyli nie muszę się zgodzić, ale…

      – Tak, nie musisz.

      – …ale jak się nie zgodzę, to nie awansuję?

      – Nie wiesz, jak to wygląda?

Скачать книгу