Czas Wagi. Aleksander Sowa

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czas Wagi - Aleksander Sowa страница 8

Czas Wagi - Aleksander Sowa

Скачать книгу

przeciągnąć sprawę, generał – utrzymać stanowisko, a poseł w tym wszystkim ma interes. Na dodatek w przebiegły sposób weźmie odwet za coś, co zdarzyło się przed laty. Kraus dawno temu naraził się temu niebezpiecznemu człowiekowi i teraz za to zapłaci.

      9

      Policjant zerknął na zdjęcie w ramce i wsunął się pod kołdrę. Uwielbiał spać, kiedy padało. Sen przyszedł natychmiast. Kiedy usłyszał brzęczenie dzwonka u drzwi, był pewny, że zasnął przed chwilą. Zegarek jednak wskazywał za kwadrans jedenastą. Półprzytomny Emil zwlókł się z łóżka. Za drzwiami stał brzuchaty dzielnicowy.

      – Co jest?

      – Mógłbyś być milszy – zauważył z wyrzutem dzielnicowy. – Nie można normalnie, cześć, dzień dobry?

      – Jak będę pracował w dzień i zajmował się wkurwianiem innych, jak ty, to mogę mówić „dzień dobry” każdemu. Na chuj mnie budzisz?

      – Stary cię wzywa.

      – Nockę miałem.

      – Kraus kazał. Nic nie poradzę.

      – Powiedz, że przyjdę, jak się wyśpię.

      – Musisz się stawić. Kazał cię za wszelką cenę obudzić.

      – Za wszelką cenę?

      – Myślisz, że wchodziłem po schodach dla treningu? – powiedział dzielnicowy. – Za stary jestem na głupoty.

      Emil przeczesał palcami włosy, przetarł dłońmi zaspaną twarz i zaprosił Kalińskiego do środka. W kuchni postawił czajnik na gaz i włączył radio. Z głośników popłynęły ciężkie gitary w Du hast od Rammsteina.

      – Niech spierdala! Wolne mam.

      – Miałeś. Trzeba było się uczyć, a nie do psiarni iść.

      – No… – Emil ziewnął. – Nie da się ukryć.

      – Wiesz przecież, jak to u nas wygląda.

      – A czego chce?

      – Skąd mogę wiedzieć? Kazali mi cię obudzić i przywieźć. Tyle.

      – Ty mnie w chuja nie rób. Przestań pierdolić, przecież widzę, że coś wiesz.

      – Wiesz, jak to jest z plotkami, nie wiadomo…

      – Mów.

      – Ale to nie jest pewne.

      – Coś się dzieje?

      – O tak, dzieje się, dzieje.

      – No, a coś więcej? – Emil potarł dłonią policzek i brodę, stwierdzając, że czas się ogolić. – Czy to też jakaś pieprzona tajemnica?

      – Radia nie słuchasz? Telewizji nie oglądasz?

      – Spać planowałem. Wyjebany jestem jak koń po westernie, więc oszczędź mi rebusów.

      – Nowy Jork mamy w Warszawce – odparł dzielnicowy. – Dziki Zachód na Pradze.

      – Do czego pijesz?

      – Do strzelaniny pod Las Vegas.

      – Obiło mi się o uszy.

      – Mnie nawet z dyżuru domowego ściągnęli – poskarżył się wąsacz. – Skalski na oględziny pojechał, a Hubicz się zesrał. Blokady zrobił, cyrk na kółkach, pościgi jakieś, kurwa, debil, trzy dni po wszystkim. Wszystko, żeby w papierach grało, bo to od razu było wiadomo, że można szukać wiatru w polu.

      – Akurat obrabialiśmy włamywacza. No, ale to stara sprawa, nie? Będzie ze trzy tygodnie.

      – Prawie miesiąc.

      – No to o co chodzi?

      – Podobno stary ma przez to być spuszczony w klozecie. – Kalina ściszył głos.

      – Skąd wiesz?

      – Dyżurny dostał telefon ze stołecznej. I zaraz do Krausa przyjechali jacyś ważniacy w garniturach, pogadali z nim, a potem stary do kibla wyszedł i rzygał.

      – Nie wierzę.

      – No mówię przecież. Jak kot po trawie.

      – Skąd możesz to wiedzieć?

      – Sprzątaczki mówiły.

      – A co ja mam z tym wspólnego? – zapytał Emil, ruszając do łazienki. – Przecież mnie tam nawet nie było!

      – Nie wiem! Stary ci sam nowinki zreferuje. Wiem, że Skalskiego z Hubiczem zawiesili. I że jak tu jechałem, dyżurny mnie wywoływał i poinformował, że Kraus już czeka. Tak że lepiej się pośpiesz. A! Masz się nie przebierać.

      – To co? W piżamie mam się zameldować? – zawołał Emil z łazienki.

      – Nie wiem. Zbieraj się i nie pierdol. Masz przyjść w cywilkach. Tyle. Przyjąłeś czy chcesz rozkaz na piśmie? – zdenerwował się dzielnicowy.

      Emil wypłukał usta z pasty i zerknął w lustro. Kolejny raz z niezadowoleniem stwierdził, że zarost zdaniem komendanta będzie kwalifikował się do usunięcia.

      – Golić się też nie musisz.

      – Widać staremu bardzo zależy – mruknął Emil, zakładając koszulę. – Skurwiel – dodał, myśląc o postępowaniu dyscyplinarnym, jakim Kraus groził.

      Wsiadając do radiowozu, policjant stwierdził, że z wiszących nisko nad dachami ponurych chmur niebawem coś znów spadnie. Nie pomylił się, bo pierwsze krople deszczu rozbiły się o szyby, gdy tylko ruszyli w stronę komendy na Grenadierów.

      10

      Detektyw wyszedł zza biurka i podał rękę Wagniewskiemu. Na twarzy milionera rysowały się zmęczenie i rezygnacja.

      – Miałem nadzieję, że zamiast tego – wskazał banknoty w czarnej sportowej torbie – zobaczę córkę.

      – Zobaczy pan.

      – Kiedy?

      Detektyw nie odpowiedział. Zamknął torbę i usiadł.

      – Nie rozumiem, dlaczego nie podjęli okupu.

      – Nie wiem – odparł detektyw. – Widocznie coś poszło nie tak.

      – Ale co?

      – Panie Włodzimierzu, muszę o coś zapytać.

Скачать книгу