Iluzja. Mieczysław Gorzka

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Iluzja - Mieczysław Gorzka страница 22

Автор:
Серия:
Издательство:
Iluzja - Mieczysław Gorzka

Скачать книгу

po co? – Szawczak wzruszył ramionami.

      – Nie wiem, po co. Na pewno nie chciał napić się kawy ani obejrzeć kryminału w kinie nocnym. Może morderca podrzucił ten album? Może list? Może był u Kurzaja wcześniej i posprzątał własne odciski palców? Może szukał czegoś, co miał Kurzaj? A może chciał podrzucić nam mylne tropy?

      – Na przykład album?

      – Niewykluczone.

      Szawczak namyślał się chwilę.

      – Jeden z wykładowców w szkole policyjnej powtarzał nam, że najprostsze rozwiązania są najbardziej prawdopodobne – powiedział wreszcie. – Nie uważasz, że twoja teoria komplikuje sprawę?

      – Z zasady nie lubię prostych rozwiązań – odpowiedział Zakrzewski. – Pewnie w szkole powtarzali ci też, że przy poszukiwaniu sprawcy najważniejsze jest pierwsze czterdzieści osiem godzin. Jeśli ktoś zabił w afekcie, przypadkowo lub pod wpływem, takie stwierdzenie ma sens. W tym przypadku, kiedy wydaje się, że sprawca starannie zaplanował zabójstwo i postarał się zatrzeć ślady, zapomnij o teorii czterdziestu ośmiu godzin. Będziemy się w tym grzebać przez wiele tygodni.

      – Rozumiem – pokiwał głową Szawczak.

      – Widziałeś gdzieś papierosy? – zapytał nagle Zakrzewski.

      – Nie rozumiem ….

      – Kurzaj nie miał przy sobie papierosów.

      – Chyba nie palił – powiedział Parol. – Nie znalazłem ani papierosów, ani niedopałków, ani popielniczek.

      Marcin pociągnął nosem.

      – Dziwne – powiedział. – A ja dałbym sobie głowę uciąć, że czuję w powietrzu dym papierosów. W takim razie kto palił?

      Szawczak rozejrzał się szybko.

      – Jasna cholera! Nie zwróciłem uwagi.

      Chwilę później znalazł niedopałek w jedynej doniczce stojącej na parapecie okna. Właściciel mieszkania musiał mieć taki sam stosunek do roślin, jak do utrzymywania czystości. Niepodlewana roślina dawno była martwa, zabrudzony nikotyną filtr wystawał z ziemi pod wyschniętymi liśćmi. Wyglądał, jakby ktoś go tu pozostawił raczej niedawno.

      – Słuchaj, Parol, jak ty masz naprawdę na imię?

      Szawczak burknął coś w pod nosem w odpowiedzi.

      – Jak?

      – Gotard.

      – Hm, no cóż. Dość oryginalnie. To się jakoś zdrabnia?

      – Nie.

      – OK. A dlaczego nazywają cię Parol?

      Młody policjant wzruszył ramionami.

      – Sam sobie wymyśliłem taką ksywkę jeszcze w szkole średniej. Teraz przedstawiam się jako Parol. I tak nikt nie pamięta mojego imienia, zazwyczaj głupio jest zapytać, więc jestem Parol.

      – Sprytne. – Zakrzewski się uśmiechnął. – Więc posłuchaj, Parol. Zadzwonisz po techników. Kiedy tylko skończą na miejscu zbrodni, mają przyjechać tutaj i zabezpieczyć album, list i niedopałek. Jestem bardzo zainteresowany, czyje odciski palców znajdą. W tym czasie wypytasz sąsiadów o Kurzaja i dowiesz się, czy miał znajomych, przyjaciół, kto do niego przychodził i tak dalej. Dowiedz się, gdzie mieszka jego rodzina.

      – Dobrze.

      – Jeszcze jedno. W tym samym bloku, w bramie numer trzydzieści, mieszka facet, który znalazł zwłoki. Nazywa się Michał Gorzycki. Sprawdź jego alibi na tę noc, jest jakiś dziwny.

      Szawczak zapisał sobie wszystko w notatniku.

      – A ty? – zapytał.

      – Muszę wyjść z psem na spacer.

      10 Anatomia miłości

      28 czerwca, niedziela po południu

      Zakrzewski zaparkował na swoim stałym miejscu na parkingu naprzeciw bramy, ale zamiast do domu ruszył w kierunku Żabki. W sklepie było pusto, za ladą stała młoda dziewczyna z włosami zafarbowanymi na różowo. Żuła gumę i sprawiała wrażenie, jakby znalazła się w tym miejscu przez pomyłkę.

      – Niezły kask – powiedziała, kiedy Marcin stanął naprzeciw.

      – Niezły – przyznał.

      Pokazał jej swoją odznakę, a później zdjęcie z dowodu osobistego Adama Kurzaja.

      – Zna go pani? – zapytał.

      – Jasne. Jest tu codziennie rano. Przeskrobał coś?

      Zakrzewski zignorował pytanie.

      – Może mi pani coś o nim powiedzieć?

      – Nic, kupuje bułkę, serek i kilka browarów. Wygląda, jakby miał problem z alkoholem.

      – Jak się zachowuje?

      – Jak? – Wzruszyła ramionami, nie przestając nonszalancko żuć gumy. – Normalnie. Jest nawet miły, czasem próbuje żartować. Co przeskrobał?

      – Kiedy był ostatni raz?

      – Wczoraj, jak zwykle.

      – Wdziała pani, żeby z kimś rozmawiał?

      – Chyba nie – zawahała się. – Chociaż tak! Kręci się tu taki bezdomny z długimi włosami. Taki stary. Czasem kupuje tanie wino, jak ma kasę. Dziwnie go nazywają… hmm…

      – Lynyrd – podpowiedział Marcin.

      – Chyba tak. Zna go pan?

      Policjant zignorował jej kolejne pytanie. Zamiast tego wyklepał standardową formułkę.

      – Dziękuję, bardzo mi pani pomogła.

      – Co zrobił? Ukradł coś? – usłyszał za sobą, kiedy był już w drzwiach.

      Odwrócił się na moment.

      – Obawiam się, że straciliście stałego klienta. Nie żyje.

      Wracając przez podwórko do domu, rozglądał się za Lynyrdem.

      Marcin kiedyś uratował go przed patrolem straży miejskiej. Strażnicy nakryli mężczyznę, kiedy pił piwo na ławce między blokami. Chcieli wlepić mu mandat, ale Marcin z nimi pogadał i zostawili Lynyrda w spokoju. Odtąd bezdomny traktował Marcina jak najlepszego kolegę. Zwykle kończyło się tak, że Marcin sponsorował mu piwo albo wino. Lubił rozmawiać z Lynyrdem. Nigdy nie pytał, kim mężczyzna był w przeszłości, ale sądząc po sposobie mówienia i mądrości życiowej, nie zawsze mieszkał na ulicy.

      Zakrzewski

Скачать книгу