Iluzja. Mieczysław Gorzka
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Iluzja - Mieczysław Gorzka страница 23
– Dzień dobry – powiedziała wreszcie. – Telefonuję z ulicy Siemieńskiego. Pamięta pan, w czwartek w zeszłym tygodniu w naszej bramie na poddaszu znaleziono zwłoki. Spotkaliśmy pana na parterze, dał pan mi swoją wizytówkę…
Marcin przypomniał sobie parę stojącą na wysokim parterze przy drzwiach do mieszkania numer trzy. Chrząknął.
– Tak, oczywiście pamiętam. Dzień dobry. Słucham panią.
– Powiedział pan, żebyśmy zatelefonowali, gdyby przypomniało nam się, że widzieliśmy kogoś nieznajomego na klatce schodowej w ostatnim czasie. Więc… – zawiesiła głos.
– Tak?
– Widzieliśmy kogoś takiego w ostatnim czasie.
Marcin przystanął i zastygł w bezruchu.
– Widzieliśmy tego pisarza. Wie pan, tego autora kryminałów. Mirosława Rudnickiego.
W pierwszej chwili nie mógł skojarzyć, o kogo chodzi. Dopiero po kilku sekundach do niego dotarło. Prawie wstrzymał oddech.
– Tego, który został zamordowany? – zapytał, starając się, aby jego głos nie zdradzał emocji.
– Tak.
Przez głowę Zakrzewskiego przeleciały dziesiątki myśli.
– Ile razy go państwo widzieli?
– Chyba kilka razy w ciągu ostatnich miesięcy – odpowiedziała.
Jej głos nabrał pewności siebie. Widocznie wcześniej przegadała sobie wszystko z mężem.
– A kiedy pierwszy raz?
– Jakieś pół roku temu. Mijaliśmy go na schodach. Wie pan, czytamy jego kryminały, dlatego go rozpoznaliśmy. Ten jego śmieszny kapelusz rzucał się w oczy. Nikt takiego teraz nie nosi.
– J-jasne.
– Wie pan, mógł przychodzić codziennie. My dużo pracujemy. Może inni sąsiedzi widywali go częściej?
– Rozumiem. A kiedy widzieliście go ostatni raz?
– Kilka dni przed jego śmiercią.
Zakrzewski zatrzymał się gwałtownie. Zahamowana na smyczy Tina popatrzyła na niego z wyrzutem. Nic nie zauważył.
– Czy rozmawiała już pani o tym z policją? – zapytał.
– Nie, nikt nie pytał. – W jej głosie zabrzmiały nuty wyrzutów sumienia.
– Dziękuję, bardzo mi pani pomogła – powiedział Marcin, tym razem zupełnie szczerze.
Wyczuł, że kobieta chce coś jeszcze dodać.
– Policja nie czyta kryminałów, prawda? – zapytała niespodziewanie.
Zakrzewski nie wiedział, co odpowiedzieć.
– W jakim sensie?
– W swojej ostatniej książce Rudnicki opisał bardzo podobną sytuację – wyjaśniła.
– Jaką sytuację?
– Główny bohater książki przetrzymuje przez wiele lat w piwnicy zwłoki kobiety, którą kochał w młodości. Dalej traktuje ją jak żywą i zwierza się jej ze swoich najskrytszych tajemnic. Robotnicy mówili, że u nas na poddaszu też znaleźliście takie stare zwłoki kobiety.
Zakrzewski milczał. Cały świat wokoło zniknął. Znowu przed oczyma miał zwłoki kobiety z tapczanu. Patrzyły na niego szklanym spojrzeniem, a na wyschniętych wargach czaił się kpiący uśmieszek.
– Dziękuję pani bardzo – powiedział wreszcie i rozłączył się.
Prawie biegiem ruszył przed siebie, ciągnąc na smyczy zdziwionego psa.
W domu włączył komputer i w wyszukiwarce internetowej wpisał imię i nazwisko pisarza. Wyświetliło się mnóstwo stron. Na kilku pierwszych miejscach znalazły się sklepy internetowe oferujące książki Rudnickiego, nieco niżej link do Wikipedii. Przeczytał uważnie notkę biograficzną, lecz nic ciekawego nie rzuciło mu się w oczy. Dłużej zatrzymał się na spisie jego książek. Ostatnia miała tytuł Anatomia miłości. Obok tytułu krył się link do strony z recenzją. Przeleciał tekst wzrokiem i odchylił się w fotelu z westchnieniem. Pocierając nerwowo czoło dłonią, myślał intensywnie.
Niemożliwe!
Jeszcze raz przeczytał recenzję, potem poszukał innych, długo przeglądał komentarze internautów. Zgodnie twierdzili, że to najlepszy tytuł Rudnickiego. Wartka akcja, zaskakujące zwroty, nieoczekiwane zakończenie, mroczne klimaty i… bardzo obrazowy i wstrząsający opis aktu nekrofilii. Same pozytywne oceny i maksymalna liczba gwiazdek w recenzjach. Zakrzewski zawsze z rezerwą odnosił się do takich entuzjastycznych ocen, mimo to nie zastanawiał się długo. Wyszedł z mieszkania i zbiegł po schodach. Na ulicy zastanowił się, czy brać motocykl, wreszcie ruszył piechotą. Do centrum handlowego Futura przy ulicy Mińskiej było około ośmiuset metrów. Do Empiku wszedł kilka minut później. Rozejrzał się uważnie. Tragiczna i niewyjaśniona śmierć popularnego autora była dla jego książek doskonałą reklamą. Zanim klient wchodzący do salonu zrobił kilka kroków, już natykał się na książki Rudnickiego.
Marcin kupił Anatomię, zapłacił gotówką, nie chciał dodatkowych gadżetów w promocji ani foliowej torby do zapakowania książki, sprzedawca spojrzał więc na niego z lekką niechęcią, ale był na tyle profesjonalny, by potwierdzić, że ten tytuł Rudnickiego jest najlepszy i wart czterdziestu dziewięciu złotych. Zakrzewski skinął mu tylko głową i wyszedł tak szybko, jakby nie kupił książki, tylko ją ukradł.
W domu usiadł w fotelu i zaczął czytać.
Skończył o trzeciej w nocy.
Około szóstej trzydzieści obudził go natarczywy sygnał telefonu. W porannej ciszy, po nieprzespanej nocy, nawet klasyk Led Zeppelin brzmiał cholernie irytująco.
11 Iniekcja
29 czerwca, poniedziałek, noc i poranek
Spóźnił się!
Na umówionym miejscu przy wejściu do Lasu Sołtysowickiego był dokładnie o dwudziestej drugiej dziewiętnaście, czyli całe cztery minuty po wyznaczonym czasie. Zaparkował swoje bmw x5 na małym parkingu przed drewnianym ogrodzeniem i bramą stylizowaną na wejście do średniowiecznego fortu. Wysiadł z samochodu. Stał na trzęsących się ze zdenerwowania nogach i rozglądał się gorączkowo. Słońce już zaszło za horyzont i robiło się coraz ciemniej. Ulicą Sołtysowicką od czasu do czasu przejeżdżały auta, oświetlając go swoimi reflektorami. Boisko po przeciwnej stronie ulicy było puste i ginęło w mroku, przed sobą miał wejście do pogrążonego w zupełnej ciemności lasu. Było cicho i pusto.
Do jasnej cholery, spóźnił