Mag bitewny. Księga 1. Peter A. Flannery
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Mag bitewny. Księga 1 - Peter A. Flannery страница 16
– Zgadza się, lecz z wyboru, a nie dlatego, że ktoś mu kazał. Falko wywodzi się ze szlacheckiego rodu i jego głos się liczy.
Bellius wodził ciemnymi oczami od Symeona do Falka. Wyglądał jak zapędzone w kozi róg zwierzę i przez krótką chwilę zdawało się, że straci głowę. Lecz wówczas przywołał na twarz swój żmijowy uśmiech.
– Niech tak będzie. Wyzwanie wejdzie w porządek prób. Niech wyzywający się zbliży.
Falko odwrócił się od Belliusa, gdy Balthazak lekko popchnął syna w kierunku pawilonu. Stary kowal był tak samo zadziwiony jak wszyscy na wieść, że Falko zachował swoje szlachectwo, ale nie miał zamiaru zmarnować szansy na polepszenie sytuacji syna.
Malaki stanął przed pawilonem z wyrazem zdumienia na twarzy. Chyba nie uświadamiał sobie, że znalazł się w absolutnym centrum uwagi. Wlepiał wzrok w osobę, o której myślał, że ją znał. Która była jego przyjacielem, odkąd pamiętał. Jego ściągnięte brwi nie wróżyły dobrze Falkowi, a w ciemnobrązowych oczach płonęło niebezpieczne światło. Lecz raptem Malaki ujrzał w twarzy przyjaciela coś, co wygładziło zmarszczone czoło i przytłumiło to światło.
Zobaczył w niej strach. Nie przed reperkusjami ze strony szlachty, ale przed tym, że Falko nie przemyślał tego jak należało i że dokonał złego wyboru. Że właśnie stracił przyjaciela.
Falko oddychał z trudem, czując na sobie wzrok Malakiego, ale po chwili rysy twarzy przyjaciela również się wygładziły i coś na kształt uśmiechu błysnęło mu w oczach. Ten uśmiech mówił: „Aleś ty durny, Falko Danté. Jak już będzie po wszystkim, łeb ci urwę!”.
– A więc, panie de Vane... – Bellius nieprzyjemnie przeciągał sylaby. – Czy wybierzesz rycerza, który stanie z tobą do walki, czy też ma to zrobić za ciebie twój schorowany paniczyk?
Malaki przesunął wzrokiem po możnych. Byli wśród nich znakomici wojownicy, ale nie sądził, by któryś podjął wyzwanie wbrew Belliusowi. Mógłby poważyć się na to sir Gerallt Godwin, ale Malaki nie chciał stawiać ojca Bryny w kłopotliwym położeniu.
Raz jeszcze ciszę przerwał Falko:
– Ja wybiorę mu przeciwnika.
Bellius uśmiechnął się i machnął ręką, jakby nie robiło mu to różnicy. Przecież to on, Bellius Snidesson, miał w garści szlachtę Caer Dour.
Zapadła niezręczna cisza. Wszyscy wiercili Falka wzrokiem. On zaś rzucił Malakiemu ostatnie zdecydowane spojrzenie, a potem utkwił wzrok w Belliusie, lecz szlachcic milczał i czekał. Cisza ciągnęła się jak smoła i gdy Bellius uniósł niecierpliwie brwi, Falkowi nagle zaschło w ustach. A potem oblizał wargi i przemówił:
– Wybieram sir Williama Chevaliera. Wybieram królewskiego emisariusza.
6
Sługa czy szlachcic
– Ale... co to... przecież... – bełkotał bez ładu i składu.
Z jego ust wydobył się krótki, nerwowy śmiech, lecz ostatni ślad rozbawienia dawno już opuścił jego twarz. Kiedy wydawało się, że zebrał się w sobie, i otworzył usta, by coś powiedzieć, za jego plecami zamajaczyła wysoka postać. Spojrzenia wszystkich skupiły się na sir Williamie Chevalierze.
Emisariusz minął Belliusa i stanął dwa kroki przed Falkiem, który dopiero teraz uprzytomnił sobie, jak wielkim mężczyzną jest Chevalier. Mimo to nie cofnął się, podniósł wzrok i spojrzał prosto w surowe szare oczy.
– Jak ci na imię, chłopcze?
– Falko, panie. – Nigdy jeszcze nie czuł takiej grozy. – Falko Danté.
– Danté? – powtórzył emisariusz, jakby słyszał już wcześniej to imię.
– Tak – powiedział Bellius zza jego pleców. – To syn Aquili Dantégo, człowieka, który zhańbił to miasto.
Źrenice emisariusza drgnęły, ale poza tym drobnym gestem irytacji kompletnie zignorował uwagę Belliusa.
– Dlaczego ty sam nie bierzesz udziału w próbach? – spytał.
– Ha! – prychnął Bellius, a po tłumie możnych przebiegły szydercze śmiechy, jakby sama ta myśl była czymś absurdalnym.
– Falko posiada wiele talentów – wstawił się za chłopakiem Symeon.
– Oczywiście – powiedział Bellius. – Jeśli zamiast miecza dać mu wierzbową witkę, może wytrzyma kilka sekund pojedynku, zanim zakaszle się na śmierć. – Szlachcice podchwycili kpinę, a Falko spuścił głowę. – Pan Danté jest słabego zdrowia – wyjaśnił Bellius. – Jego choroba ma nazwę, ale najprościej byłoby ją określić jako ciężki przypadek zniewieściałości.
Kolejne śmiechy wyrwały się z tłumu, lecz wielu widzów pochyliło głowy, usłyszawszy okrutne docinki Belliusa.
– Falko choruje na szkarłatnicę – powiedział Symeon, a wyraz jego twarzy wyklarował Belliusowi, że najlepiej zrobi, jeśli przestanie znęcać się nad chłopakiem. – Nieustępliwe schorzenie dręczy go od dziecka.
Usłyszawszy to, emisariusz przesunął wzrok nieco wyżej, na czoło chłopca, gdzie pod linią włosów dostrzegł czerwonawą wysypkę. Kąciki jego ust opadły w dół, zmrużył podejrzliwie oczy, jakby miał powody, by wątpić w tę diagnozę.
I ta wątpliwość, którą Falko wyczytał w jego oczach, zabolała go bardziej niż poniżenie, jakiego zaznał od Belliusa, ale chłopak dawno już pogodził się z niedostatkami swojego ciała. Powątpiewanie i drwiny nie były dla niego niczym nowym, uniósł więc głowę i raz jeszcze spojrzał emisariuszowi prosto w oczy.
– Co chcesz osiągnąć tym wyzwaniem, panie Danté? – zapytał królewski wysłannik.
– Nie chcę niczego, a przynajmniej nie dla siebie.
– A co chcesz w ten sposób dać swojemu przyjacielowi?
– Chcę jedynie, żebyś ocenił go sprawiedliwie, tak jak oceniłbyś każdego innego człowieka, który przystąpiłby dzisiaj do prób. I jeśli wygra, żebyś rozważył zabranie go ze sobą do Furii.
Zewsząd rozbrzmiały odgłosy niedowierzania, ktoś stłumił okrzyk,