Mag bitewny. Księga 1. Peter A. Flannery
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Mag bitewny. Księga 1 - Peter A. Flannery страница 25
Darius stał z uniesioną tarczą, przeniósłszy ciężar ciała na wysuniętą do przodu nogę. Jego prawe ramię było uniesione i odgięte w tył, miecz zastygł pod kątem prostym względem przedramienia, gotowy zadać śmiertelny cios.
Tymczasem smok stał nieruchomo tam, gdzie się zatrzymał, jakby wyczuł, że kolejny krok może się dla niego źle skończyć. Jeśli Darius miał uderzyć pierwszy, musiał jakoś skrócić dystans dzielący go od wroga.
Falko poczuł, jak pomruk wydobywający się z miecza maga bitewnego przechodzi w rozdzierający jęk. Poczuł też połączone moce magów skupiające się wokół smoka. Czekali, aż Darius rzuci się do ataku, lecz razem byli niemal gotowi, by zgładzić czarną bestię.
Gdy prawda o tym, co się za chwilę wydarzy, dotarła do Falka, chłopak nagle uprzytomnił sobie, jaką tragedią będzie uśmiercenie tak wspaniałego zwierzęcia i jak niegodne jest uderzenie zza magicznej zasłony jak jakiś skrytobójca. Obce, smocze myśli po raz kolejny wdarły się do jego umysłu. Stwór nie był tam, gdzie chciał teraz być. Przybył tu z powodów, których nie rozumiał. To miejsce zionęło rozpaczą i śmiercią.
I należało do ludzi.
Smok raz jeszcze pociągnął nosem, jakby potrafił wyczuć to, czego nie mógł zobaczyć.
Trafił do krainy ludzi.
Falko czuł, jak napiera na niego fala smoczej nienawiści, gorącej i czarnej jak jego obsydianowe serce. Jej napór przepędził z umysłu Falka wszystkie inne myśli. Jak żywe stworzenie mogło żyć przepełnione tak wielką odrazą i nie oszaleć?
Raptem chłopak pojął, że to prawda.
Że czarne smoki są szalone.
Odkrył, że marzy już tylko o tym, by Darius uderzył. Żeby uśmiercił członka smoczego rodu, nim ten zabije ich wszystkich. Lecz wówczas, kiedy sądził, że zgłębił już wszystkie zakamarki smoczej nienawiści, wyczuł na dnie jego serca tlącą się iskrę smutku. Smutku tak przeraźliwego, że łzy natychmiast napłynęły Falkowi do oczu – i już nie pragnął śmierci tego stworzenia. Gdy zmagał się z wszechogarniającym uczuciem opuszczenia, gdzieś z jego pamięci wypłynęło nieproszone stare przysłowie.
„Nie ma uczucia silniejszego od smoczego smutku. Chyba tylko smocza wściekłość”.
Przez łzy Falko zobaczył, jak Darius zbliża się do smoka powolnymi, przemyślanymi krokami. Chciał znaleźć się dość blisko stwora, by móc dosięgnąć go swoim pulsującym ostrzem. Stojący na swoich pozycjach magowie utrzymywali rozpostartą nad amfiteatrem sieć energii. Tak długo, jak smok nie będzie świadom ich obecności, nie zdoła się z niej uwolnić, ale było jasne, że coś wyczuwa. Próbował się cofnąć, ale powstrzymała go niewidzialna magiczna bariera. Usiłował rozpostrzeć skrzydła, ale magia krępowała mu ruchy. W jego umyśle zapaliły się niezrozumienie i strach, gdy Darius złożył się do ciosu. Jeszcze jeden krok i smoczy łeb zostanie odrąbany od ciała.
Nie! – pomyślał Falko. Nie wolno!
Darius już miał uderzyć, lecz Falko, zanim sam się zorientował, co właściwie robi, rzucił się naprzód.
– NIE! – wrzasnął. Zanim jeszcze słowo opuściło jego usta, wiedział już, że popełnił straszny błąd.
Smok poderwał łeb i odnalazł go wzrokiem, a furia płonąca w jego oczach była jak uderzenie pięści.
– Coś ty zrobił? – zawołał za nim Meredith. – Rozproszyłeś zaklęcie maskujące! Coś ty zrobił, na księżyc i gwiazdy?!
Falko nie mógł odpowiedzieć. Nie mógł się poruszyć. Nie potrafił oderwać oczu od bijącej w niego wzrokiem czarnej kreatury. Na obrzeżach swojego pola widzenia zarejestrował ruch – to Darius rzucił się naprzód, by zaatakować potwora, lecz ostrzeżenie Falka złamało czar, który czynił ludzi niewidocznymi dla smoczych ślepi.
Tutaj są ludzie.
Teraz mógł ich zobaczyć.
Smok cofnął się z zatrważającą szybkością. Miecz maga bojowego zarysował łuski u nasady szyi, ale cięcie było płytkie i smok odniósł tylko powierzchowną ranę. Darius zamachnął się po raz wtóry, ale stwór zadał cios ogonem. Jego ostry szpikulec z potworną prędkością pomknął w stronę maga.
Darius sparował uderzenie tarczą i odskoczył poza zasięg szczęk, ale bestia dopiero wtedy zaatakowała z całą zaciekłością. Falko nie wierzył, że ktoś mógłby przeżyć tak morderczy cios. Potwór rzucił się na maga bitewnego z furią dzikiej pantery, szpony jego przednich łap cięły powietrze z taką zapalczywością, że każdy z ciosów zabiłby na miejscu dorosłego mężczyznę. Darius cofnął się jednak, pozwalając bestii zagarnąć kilka jardów przestrzeni, wirował między rozśmiganymi szponami, aż nadeszła jego kolej na atak.
Odtrąciwszy smoczy pysk tarczą, raz jeszcze spróbował rozorać mu gardło. Potwór zwinął się, by uniknąć morderczego ostrza, po czym niespodziewanym ciosem pazurzastej łapy wybił magowi miecz z ręki.
Rozdziawiona, najeżona zębami paszcza znów pomknęła mu na spotkanie, lecz wtedy z wyciągniętej ręki Dariusa wystrzelił gorejący pocisk magicznej energii. Smok odskoczył do tyłu, rycząc z bólu, gdy uderzenie zerwało mu łuski i rozszarpało skryte pod nimi ciało u nasady żuchwy, tymczasem Darius puścił się naprzód, wznosząc miecz do ostatecznego ciosu. Już miał zanurzyć go w smoczym ciele, gdy bestia trafiła go druzgoczącym cięciem szponiastej łapy.
Mag przyjął uderzenie na tarczę, ale jego siła posłała go na skraj Smoczego Kamienia. Złapał leżący tam miecz i dźwignął się na kolano, a szyja smoka zwinęła się w powietrzu niczym atakująca kobra i z zakrwawionego pyska bestii chlusnęły płomienie. Darius zasłonił się tarczą, huczący ogień omył go i spełzł z niewidocznej bańki energii, która uformowała się wokół maga.
Odpędziwszy od siebie przeciwnika, smok chciał ponownie wzlecieć w powietrze, lecz powstrzymała go ochronna bariera roztoczona przez pozostałych magów. Bestia odbiła się od niej jak od niewidzialnego sklepienia i runęła ciężko na płytę czarnego granitu.
Przez krótką chwilę stwór wydawał się pokonany, przyciśnięty do skały własnym ciężarem, lecz smoki nieprędko się poddają, a siła zaklęcia magów była mocno nadwątlona wybrykiem Falka. Smok z wielkim wysiłkiem podniósł się na nogi i wbił wzrok w cieniste zręby wznoszące się wokół kamienia. Teraz, zebrawszy całą siłę woli, dojrzał skryte na nich postacie – stojących siedmiu magów z twarzami wykrzywionymi strachem i wysiłkiem.
Smok rozejrzał się, jakby chciał zdecydować, kogo rozszarpać w pierwszej kolejności. Może wybrał tego po swojej prawej, bo wyczuł w nim słabość,