Dream again. Mona Kasten

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dream again - Mona Kasten страница 15

Dream again - Mona Kasten

Скачать книгу

już przy stole. Otis kręcił się w kuchni.

      – Dzień dobry – mruknęłam i od razu ruszyłam w kierunku ekspresu do kawy.

      – Cześć. – Otis podał mi kubek. Uśmiechnęłam się do niego i włączyłam ekspres. Maszyna obudziła się i po chwili otoczył mnie cudowny zapach świeżo mielonej kawy.

      Z kubeczkiem w dłoni odwróciłam się w kierunku saloniku. Chłopcy siedzieli przy stole nad talerzami pełnymi jedzenia. Byli zmęczeni, ale najwyraźniej zdążyli już posprzątać większość chaosu po wczorajszym. O tym, że była tu impreza, świadczyło tylko kilka plam na podłodze, nad których pochodzeniem wolałam się nie zastanawiać, i pojedyncze brudne szklanki i talerze.

      Schyliłam się po garnek z dolnej szafki. Postawiłam go na kuchence. Było coś kojącego w fakcie, że zaraz przygotuję sobie moje zwykłe śniadanie. Robiłam to od trzynastego roku życia. Szykowałam je sobie w mieszkaniu airbnb, w którym zatrzymałam się tuż po przyjeździe do Los Angeles, i we wspólnocie mieszkaniowej, do której się później przeprowadziłam. Ten codzienny rytuał przynosił spokój, ukojenie, nawet jeśli przez pół nocy na zmianę rzygałam, szlochałam i próbowałam uciec przed bolesnymi wspomnieniami.

      Zagotowałam płatki owsiane z mlekiem i upiłam łyk kawy, kiedy nagle gruchnęła fala oklasków. Odwróciłam się tak szybko, że odrobina płatków wylądowała na podłodze. Nawet tego nie zauważyłam. Całą moją uwagę pochłaniał Blake, który właśnie wchodził do pokoju. Miał zmierzwione włosy i poduszkę odciśniętą na policzku. Wydawał się zmęczony i niewyspany, ale na jego ustach błąkał się zadowolony uśmieszek.

      Mój żołądek ścisnął się boleśnie. Odwróciłam się szybko i jak szalona mieszałam owsiankę.

      – Gratulacje, stary – zaczął Ezra.

      – Już wczoraj zastanawialiśmy się z Otisem, jak ty to robisz, mając tę szynę na nodze.

      Stukanie kuli było coraz bliżej.

      – Prawdziwy dżentelmen nie zdradza takich tajemnic.

      Sporo mnie kosztowało, by opanować prychnięcie.

      Blake dołączył do mnie w kuchni. Kiedy ostatnio byliśmy tu razem, źle się to skończyło. Jak właściwie wszystko między nami. Podszedł do szafki po mojej lewej stronie, wyjął patelnię, a potem sięgnął po miseczkę i wbił do niej jajka.

      Uparcie wpatrywałam się w moje płatki.

      – Jeszcze w nocy naszemu bałwankowi odpadł nos – poinformował Otis.

      Cam prychnął cicho.

      – Idę o zakład, że ktoś go zeżarł.

      Koncentrowałam się na ich słowach, nie na Blake’u, który postawił patelnię na palniku obok mojego garnka. Nie na fakcie, że znajdował się zaledwie kilka centymetrów ode mnie. Nie na tym, że spędził tę noc z dziewczyną, a ja ich słyszałam.

      Serce ściskało mi się boleśnie. Nie miałam pojęcia, czemu tak się dzieje.

      – Kto byłby zdolny do czegoś takiego? Kto, na miłość boską, ukradłby nos biednemu, bezbronnemu bałwankowi? – dopytywał Otis z komicznym oburzeniem.

      – Ja.

      Spojrzałam na brata przez ramię. Akurat wsunął sobie do ust połowę naleśnika. Kiedy poczuł na sobie nasze spojrzenia, przestał gryźć.

      – Jak mogłeś, stary? Godzinami dopieszczaliśmy tego bałwana, rzeźbiliśmy jego sylwetkę.

      – O ile pamiętam, trwało to niecałą godzinę i zaraz wróciliście do środka – skomentował Blake tak cicho, że pozostali na pewno nie mogli go usłyszeć.

      – Zadziwiające, że w ogóle coś zauważyłeś. Najwyraźniej byłeś zajęty czymś innym. – Te słowa padły, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Od razu wiedziałam, że popełniłam duży błąd.

      – Owszem. – Wycedził to tak powoli, z taką satysfakcją, że nie miałam wyjścia, musiałam na niego spojrzeć, chociaż było to ostatnie, czego chciałam.

      W jego wzroku kryło się coś na kształt wyzwania. Jakby chciał wywołać kolejną reakcję. W tej chwili zrozumiałam, że to, co wydarzyło się wczoraj, miało uderzyć we mnie.

      Odłożyłam drewnianą łyżkę z powrotem do garnka.

      – Ezra, dlaczego amputowałeś bałwankowi nos? – Głos Otisa dochodził jakby z oddali.

      – Bo byłem głodny.

      – W środku nocy? Na banana? W śniegu?

      Blake trzymał mnie na uwięzi swoim spojrzeniem. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Wzbierały we mnie najróżniejsze emocje i wspomnienia. Czułam, jak przenika mnie jak prąd przeszłość, ale i wściekłość. Wściekłość o to, jak mnie traktuje. Wściekłość, że musiałam tego w nocy słuchać. Jednocześnie wiedziałam doskonale, że nie mam prawa do tego gniewu. A jednak nie potrafiłam nad nim zapanować, zżerał mnie od środka. I to właśnie on sprawił, że powiedziałam:

      – W ogóle cię nie poznaję.

      Blake ledwie zauważalnie zesztywniał. Po chwili zmarszczył czoło.

      – I kto to mówi.

      Nie zawracałam sobie głowy tym, by wyjąć łyżkę z garnka. Odwróciłam się do niego.

      – Co to niby ma znaczyć?

      – Przecież to ty zmieniłaś się nie do poznania – odparł. Miałam wrażenie, że od dawna czekał na okazję, by mi to rzucić w twarz. – Dawniej nie zrezygnowałabyś tak po prostu ze swoich marzeń. A teraz? Przyjeżdżasz tutaj i sprzedajesz ukochane rzeczy, bo najwyraźniej nie masz za co żyć. Pewnie wydałaś pieniądze na operację, zamiast dalej walczyć o marzenia.

      Cisza.

      Otaczała mnie ogłuszająca cisza.

      A potem w mojej głowie pojawił się jakiś przenikliwy dźwięk. Narastał z każdą chwilą, aż w końcu nie słyszałam już nic innego. Czułam tylko drżenie rąk, pulsowanie krwi w skroniach i płomień, który wypełzł mi na policzki.

      – Słucham? – Mój głos drżał tak bardzo, że sama z trudem rozumiałam, co mówię. Serce biło jak oszalałe, miałam wrażenie, że coś oddziela mnie od rzeczywistości jak wata owinięta wokół mojej głowy. Blake cały czas tylko przyglądał mi się tym spojrzeniem bez wyrazu, które najwyraźniej opanował do perfekcji.

      – Przecież mówię tylko prawdę.

      Musiałam odwrócić wzrok, bo bałam się, że go uderzę. Wpatrywałam się w moją owsiankę i starałam się zapanować nad emocjami. Niestety, nie wyszło mi to najlepiej. Im dłużej koło siebie staliśmy, w tym większy wpadałam dygot. Moja wściekłość przybierała na sile, aż w końcu wypełniła mnie całkiem.

      –

Скачать книгу