Dream again. Mona Kasten
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Dream again - Mona Kasten страница 16
Szczęka mu drżała, tak mocno zaciskał zęby.
– A skoro tak bardzo cię to interesuje, że ciągle do tego wracasz: tak, wyglądam inaczej. Ale to nie jest twoja sprawa. Ani to, ani reszta mojego ciała. Więc przestań robić mi z życia piekło, ty zarozumiały dupku.
Skończyłam bez tchu. Miałam wrażenie, że zaraz zemdleję. Drżały mi mięśnie, oby tylko Blake tego nie widział.
Nawet nie drgnął. Nie wiedziałam, z wściekłości czy z innego powodu. A potem odwrócił się ode mnie i spojrzał w kierunku saloniku.
Dopiero teraz dotarło do mnie, że otacza nas cisza jak makiem zasiał. Odwróciłam się przez ramię. Otis, Cam i mój brat patrzyli na nas szeroko otwartymi oczami.
Przeszył mnie lodowaty dreszcz. Nagle nie mogłam już dłużej zapanować nad pieczeniem pod powiekami.
Najszybciej jak się dało odwróciłam się na pięcie i wybiegłam z kuchni. Pobiegłam do pokoju gościnnego, zatrzasnęłam za sobą drzwi, zanim Blake albo ktokolwiek inny powiedziałby coś, co kompletnie wyprowadziłoby mnie z równowagi.
– Pierwsze dwie godziny treningu są za darmo, później podpiszemy kontrakt i opracujemy wspólnie plan, który pomoże ci zrealizować założone cele – paplała trenerka. – Tu masz kartę wejściową. Przebieralnie są w piwnicy. – Wskazała schody po drugiej stronie recepcji.
– Dzięki. – Wzięłam od niej kartę.
– Miłego treningu!
Posłałam jej promienny uśmiech, a potem zbiegłam do piwnicy. Włożyłam rzeczy do szafki, zamknęłam ją i ruszyłam korytarzem do sali treningowej.
Kiedy po spięciu z Blakiem uciekłam do swojego pokoju, przez kilka minut krążyłam po nim jak tygrysica w klatce, a potem przebrałam się w sportowe ciuchy. Wymknęłam się drzwiami na werandę i ruszyłam do pobliskiego studia fitness.
Nie wytrzymałabym ani minuty dłużej w domu mojego brata. W tej chwili po prostu nie mogłam przebywać z Blakiem pod jednym dachem. Chciałam zapomnieć, że zarówno miniona noc, jak i nasze spięcie w kuchni w ogóle miały miejsce. A pierwszy darmowy trening oferowany przez klub nadawał się do tego celu znakomicie. Zdecydowałam się na zajęcia jogi, w nadziei, że dzięki temu zdołam się trochę uspokoić i złapać dystans do rzeczywistości.
Weszłam do pomieszczenia, w którym inni uczestnicy siedzieli już na matach na podłodze. Ja także rozłożyłam matę na ziemi i rozejrzałam się dookoła. Kilka siwych pań i panów rozmawiało z przejęciem. Wyglądało na to, że jest tu, oprócz mnie, tylko jedna osoba w moim wieku. Typ miał starannie ułożone jasne włosy i uśmiechnął się, gdy pochwycił mój wzrok. Spontanicznie podeszłam do niego i rozłożyłam matę tuż obok. Zaczęłam się rozciągać. Wyprostowałam ramiona, dotknęłam dłońmi palców u nóg, zamknęłam oczy. Po kilku głębokich oddechach w tej pozycji wyprostowałam się i zobaczyłam, że typ naśladuje moje ruchy. Zachciało mi się śmiać. Ale tylko przez ułamek sekundy. W głowie wciąż miałam Blake’a i jego pogardliwe komentarze.
Jasne, zdawałam sobie sprawę, że zraniłam go, kiedy się z nim rozstałam. Ale nie miał prawa tak mnie traktować. I bez tego miałam wystarczająco dużo na głowie, zwłaszcza biorąc pod uwagę wszystko, co się wydarzyło w Los Angeles. Nie miałam siły jeszcze i na jego otwartą nienawiść. Nagle przypomniałam sobie odgłosy docierające wczoraj w nocy z jego pokoju i zrobiło mi się niedobrze.
– Wszystko w porządku? – zapytał ładniutki koleś koło mnie.
Posłałam mu pytające spojrzenie.
Podniósł rękę i zrobił taki gest, jakby chciał obrysować moją twarz.
– Jesteś trochę blada.
Z trudem przełknęłam ślinę.
– Mam za sobą ciężki tydzień.
– Witaj w klubie.
– Joga na pewno dobrze nam zrobi – stwierdziłam z większym optymizmem, niż by to wynikało z mojego samopoczucia.
– Po ostatnich zajęciach miałem skurcz w łydce. Do tej pory nie jestem pewien, czy dobrze zrobiłem, wracając tutaj.
– Wydaje mi się, że wiele osób ma skurcze, tylko nikt się do tego nie przyznaje.
– Naprawdę tak uważasz?
Skinęłam głową i wyciągnęłam ręce do góry.
– Kiedy mieszkałam w Los Angeles, chodziłam na zajęcia jogi na świeżym powietrzu. Wszyscy udawali, że niby łączą się z naturą, ale gdy się człowiek dokładniej przejrzał, widać było zaciśnięte usta. – Zrobiłam przesadnie ponurą minę, aż typ się roześmiał.
Po chwili spoważniał i przyjrzał mi się uważnie.
– Gdybym miał zgadywać, strzeliłbym, że jesteś z Kalifornii.
Znieruchomiałam.
– Naprawdę?
Skinął głową.
– Pewnie. Opalenizna, pasemka od słońca i koszulka natychmiast cię zdradzają.
Spojrzałam na siebie.
No tak, koszulka z Dodgersami to rzeczywiście najlepszy dowód.
– Kiedyś też rozważałem wyjazd do Kalifornii – przyznał z rozmarzonym wzrokiem.
– Więc jakim cudem wylądowałeś w Woodshill?
Wzruszył ramionami.
– Chciałbym uczyć, a tutejszy uniwersytet ma renomę. Bardzo się ucieszyłem, gdy mnie przyjęli, i bardzo mi się tu podoba. Ale Los Angeles też ma sporo do zaoferowania. Zawsze sobie wyobrażam, że tam jest jak w filmie: na każdym kroku spotykasz znanych aktorów i muzyków i ciągle rozkoszujesz się cudowną pogodą na plaży.
Też tak myślałam. O tym, że rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej, przekonałam się dopiero po pewnym czasie.
– Rzeczywiście, było fajnie – skłamałam. Widząc jego pytające spojrzenie, dodałam: – Fajnie, ale drogo.
– Kiedyś z ciekawości przeglądałem w necie ceny mieszkań. Nie do wiary, ile sobie życzą. Tu jednak Woodshill wygrywa.
– Brawo Woodshill! – krzyknęłam i pomachałam niewidoczną flagą. Chłopak uśmiechnął się.
– Jestem Scott – złożył dłonie