Dream again. Mona Kasten
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Dream again - Mona Kasten страница 4
Wzięłam się w garść i odepchnęłam od siebie te wspomnienia, tak samo jak wszystkie inne. W odsuwaniu nieprzyjemnych wspomnień jestem naprawdę dobra. Usiadłam na kanapie, możliwie najdalej od niego, i przyglądałam mu się przez dłuższą chwilę.
– Ezry nie ma w domu? Mówiłam mu, kiedy przyjadę.
– Po co tu przyjechałaś, Jude? – Blake nie odrywał wzroku od ekranu.
Jego głos był ochrypły i niski, tak jak to zapamiętałam. Znowu przeszedł mnie dreszcz. Pewnie z zimna.
– Ezra nie wspominał, że przyjadę?
– Zaprotestowałbym, gdybym wiedział.
Zacisnęłam zęby. A więc brat mnie okłamał, gdy zapewniał, że nikt nie będzie miał nic przeciwko temu, jeśli chwilowo się u niego zatrzymam. Cholerny świat. Nie miałam pieniędzy, by poszukać czegoś innego, ale z drugiej strony nie chciałam rozdrapywać starych ran, wprowadzając się wbrew woli Blake’a. Ezra zaklinał się, że wszyscy się zgodzili, a ja ślepo mu uwierzyłam.
– Właściwie chciałam tu trochę posiedzieć – zaczęłam niespokojnie.
Blake zatrzymał grę, ale nadal na mnie nie patrzył.
– Jak długo?
– Jakiś czas, chwilowo. Poszukam pracy i...
– Jak długo? – Wpadł mi w słowo.
Zagryzłam wargi. Powoli traciłam cierpliwość, ale za wszelką cenę starałam się zachować spokój. To nasze pierwsze spotkanie od wieków, a niełatwo zapomnieć o wszystkim, co się między nami wydarzyło. Ezra opowiadał mi o pierwszym semestrze, gdy Blake ciągle trenował, szalał na parkiecie do utraty sił. Opowiadał mi także o niezliczonych dziewczynach, zazwyczaj bardziej szczegółowo, niżbym tego chciała.
– Na razie nie wiem, Blake – odparłam po dłuższej chwili.
Spiął się cały, gdy wypowiedziałam jego imię. Wstał gwałtownie i głośno zaklął z bólu.
Poderwałam się na równe nogi.
– Poczekaj, pomogę ci – rzuciłam pośpiesznie i chciałam podnieść kulę z podłogi, on jednak powstrzymał mnie ruchem dłoni.
Schylił się sam, choć nie udało mu się ani za pierwszym, ani za drugim razem. Kiedy wreszcie ją podniósł, stanął przede mną i patrzył z góry.
Prawie zapomniałam, jaki jest wysoki.
– Żeby wszystko było jasne, nie chcę, żebyś tu mieszkała. Byłoby lepiej, gdybyś jak najszybciej poszukała sobie innego miejsca.
Przyjemny właściwie dreszcz zastąpił teraz ból. Z trudem przełknęłam ślinę i zastanawiałam się, co odpowiedzieć, Blake jednak minął mnie i pokuśtykał w kierunku przedpokoju. Patrzyłam na niego, gdy pokonywał pierwszy stopień, z dłonią na poręczy, z kulą pod pachą.
Wyraz jego oczu był znajomy, ale cała reszta się zmieniła. To był zimny, złamany mężczyzna, który w niczym nie przypominał pogodnego chłopaka, który był moją pierwszą wielką miłością.
Wiedziałam doskonale, że to wszystko moja wina.
SZEŚĆ LAT WCZEŚNIEJ
Piłka uderzyła w szybę, ja jednak nadal nakładałam farbę. Mama pozwoliła mi tylko na dwa pasemka, ale ponieważ Ezra ciągle trafiał w okno łazienki dla gości zamiast w swój durny kosz, farba była już wszędzie, nawet na mojej twarzy, że o włosach nie wspomnę.
Zabierałam się właśnie do drugiego kosmyka, gdy piłka znowu trafiła w szybę, a farba znowu rozprysła się na wszystkie strony, bo wzdrygnęłam się gwałtownie. Krzyknęłam ze złości, podbiegłam do okna, otworzyłam je z rozmachem.
– Mama cię zabije, jeżeli rozwalisz jeszcze jedną szybę – wrzasnęłam.
– Sorry – odpowiedział głos, który nie należał bynajmniej do mojego brata. – Moja wina.
Blake trzymał piłkę pod pachą i patrzył na mnie błagalnym wzrokiem.
Chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale słowa utkwiły mi w gardle. Dosłownie. Wydobyłam z siebie tylko ochrypły pomruk, w jego oczach pojawiło się rozbawienie.
Znałam Blake’a właściwie całe moje życie, a jednak w tamtej chwili nie mogłam oderwać od niego wzroku. A tym bardziej zamknąć okna. Był zbyt piękny.
Faceci nie powinni być tacy przystojni.
W przeciwieństwie do mojego brata (a także, ku mojej rozpaczy, i mnie), Blake nie miał pryszczy. Lato rozjaśniło mu końcówki włosów, ozłociło skórę. Nie widziałam go zaledwie kilka tygodni, a jednak się zmienił. A może zmieniło się coś we mnie. Po raz pierwszy, odkąd się znaliśmy, nie mogłam przestać na niego patrzeć.
Pot lśnił na jego grdyce. Nagle do mnie dotarło, że w ciągu ostatnich miesięcy znowu urósł. Kiedy Blake i jego mama wprowadzili się do domu po sąsiedzku, był ode mnie zaledwie kilka centymetrów wyższy. Tymczasem teraz po prostu wystrzelił w górę. Choć byłam w środku, a nasz dom miał fundamenty, nie musiał nawet odchylać głowy do tyłu, żeby na mnie patrzeć.
Na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. Wyciągnął rękę i starł mi z nosa odrobinę farby.
Roztarł ją między palcami.
– Słodko wyglądasz, Jude.
Z perspektywy czasu wiem, że to był właśnie ten moment. Ten przepraszający, delikatny uśmiech i niewinny dotyk wystarczyły.
Coś we mnie wezbrało, wypełniło mnie całą ciepłem.
W moim żołądku ktoś wypuścił stado świetlików. Latały jak oszalałe, do tej pory nigdy czegoś takiego nie czułam.
– Jeszcze raz przepraszam za okno. Będę bardziej uważał.
– Nie ma sprawy – wychrypiałam.
A potem zamknęłam okno i przycisnęłam dłoń do brzucha. Łaskotanie nie ustawało.
Nie mam pojęcia, jak długo siedziałam na kanapie. W pewnym momencie sięgnęłam po pada i dograłam grę Blake’a do końca, choć myślami byłam gdzie indziej. Koszykarze biegali po boisku bez celu, poziom był dla mnie zdecydowanie za wysoki. Przegrałam dramatycznie, ale nic mnie to nie obchodziło.
Ezra zataił przed Blakiem moją obecność w Woodshill, a przede mną ukrywał fakt, że Blake mnie nienawidzi. Wydawało mi się, że potrzeba tylko trochę czasu, byśmy o sobie zapomnieli i zostawili przeszłość za sobą. Ale wystarczyło jedno spojrzenie, bym zrozumiała,