Dream again. Mona Kasten
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Dream again - Mona Kasten страница 5
Zanim całkiem się zaplątałam w tych myślach, usłyszałam, że otwierają się drzwi wejściowe. Po chwili dobiegł mnie głos Ezry.
Nie zatrzymując gry, cisnęłam kontroler na bok i pobiegłam do przedpokoju. Nie pozwoliłam bratu nawet wejść do domu, od razu rzuciłam mu się na szyję. Co prawda jeszcze przed chwilą byłam na niego wściekła, ale nie mogłam inaczej. Tęskniłam za nim, był jedyną osobą, której widok był dla mnie jak powrót do domu. Uściskałam go z całej siły.
– Zaraz się uduszę – sapnął, ale i tak objął mnie i przyciągnął do siebie. Na chwilę zamknęłam oczy.
Ezra poluzował uścisk, patrzył na mnie z góry bardzo uważnie.
Znałam to spojrzenie. Ezra miał swego rodzaju szósty zmysł. Nigdy nie był szczególnie rozmowny, ale miał niezwykłą empatię. Zawsze wiedział, gdy coś było u mnie nie tak. I dlatego w tym momencie ze wszystkich sił starałam się niczego po sobie nie pokazać, gorączkowo szukałam czegoś, co odwróciłoby jego uwagę.
Na szczęście nie musiałam długo szukać. Z całej siły uderzyłam go w bark.
– Za to, że powiedziałeś, że z dworca idzie się do was dziesięć minut.
W odpowiedzi uniósł brew.
– Ja naprawdę idę tu dziesięć minut.
– Może, jeżeli idziesz bez bagażu, masz dwumetrowe nogi i poruszasz się z prędkością światła.
– Przesadzasz, Racuszku.
Skrzywiłam się. Nienawidzę tego przezwiska, o czym doskonale wie.
– Zajęło mi to prawie godzinę.
– Nic dziwnego – mruknął mój brat patrząc na moje bagaże. – Właściwie jak długo chcesz tu zostać?
Otworzyłam usta i zaraz znowu je zamknęłam. W końcu tylko wzruszyłam ramionami. Moja kariera legła w gruzach, zanim w ogóle na dobre się zaczęła, ale nie byłam jeszcze gotowa, by teraz o tym opowiadać. A już na pewno nie w obecności jego dwóch pozostałych współlokatorów, którzy weszli razem z nim i teraz mierzyli mnie wzrokiem z takimi minami, jakby nigdy dotąd nie widzieli dziewczyny. Ten po lewej miał krótkie, kręcone włosy, czekoladową skórę i kanciaste rysy, jakby wykute w kamieniu. Ten po prawej odgarnął z czoła wilgotne włosy i przyglądał mi się spod zmrużonych powiek. Obaj byli przystojni, ale ten drugi był tego bardziej świadomy, co zdradzał jego uśmieszek.
– Ty zapewne jesteś Cam – odezwałam się i wyciągnęłam do niego rękę. Uścisnął ją szybko. Spojrzałam w lewo. – A ty Otis.
– Ezra o nas opowiadał? – domyślił się.
– Owszem.
– Mam nadzieję, że same dobre rzeczy – odezwał się Cam. Przeczesał włosy palcami, uśmiechnął się odrobinę szerzej. Podrywacz, bez dwóch zdań. Dobrze, że przez ostatnie półtora roku poznałam tylu takich typów, że jestem na nich uodporniona.
Brat objął mnie ramieniem, pochylił się.
– Lepiej trzymaj się od niego z daleka. – Chwycił moją walizkę, torbę podróżną zarzucił sobie na ramię. Sięgnęłam po plecak. – Chodź, pokażę ci pokój gościnny.
Skinęłam chłopakom głową, a potem Ezra poprowadził mnie korytarzem. Zatrzymał się przy pokoju koło schodów. Otworzył drzwi. Byłam tuż za nim, gdy wchodził do środka.
Gołe, kremowe ściany. Umeblowanie składało się z małego biureczka i monitora, krzesła, i łóżka przy przeciwległej ścianie. Kolejne drzwi prowadziły z pokoju na werandę i dalej, do ogrodu, teraz zasypanego śniegiem.
– To od tej chwili twoje królestwo. Udało mi się tylko zmienić pościel – zaczął Ezra i podrapał się w szyję. – Właściwie chciałem wynieść biurko i monitor do piwnicy, ale nie zdążyłem. Dałaś mi bardzo mało czasu.
Wystarczająco dobrze znam brata, by wyczytać niezadane pytania między wierszami.
Postawiłam plecak obok walizki i torby podróżnej, wbiłam wzrok w brązową wykładzinę, poruszyłam palcami u nóg.
– Mówiłeś, że pozostali nie będą mieli nic przeciwko temu, jeżeli się tu zatrzymam – zaczęłam powoli.
– I tak jest.
Spojrzałam na niego. Odsunął krzesło od biurka, usiadł. Włosy już mu wyschły, podkręcały się na końcach. Były takie same jak moje. Ludzie zawsze mówili, że jesteśmy jak skóra ściągnięta z mamy, ale kto się dobrze przyjrzał, dostrzegał wyrazisty nos i szeroki podbródek naszego ojca.
– Blake nie sprawiał wrażenia, jakby był zachwycony faktem, że z wami zamieszkam.
Ezra żachnął się.
– Od wypadku Blake niczym nie jest zachwycony.
Miałam pytania, mnóstwo pytań, ale od naszego rozstania nauczyłam się zaciskać usta ze wszystkich sił, ilekroć rozmowa zmierzała w kierunku Blake’a. Z jednej strony nie chciałam wiedzieć, co się z nim stało, z drugiej – umierałam z ciekawości. Ezra zapewne to widział, ale milczał.
Odchrząknęłam.
– Nie przyjechałabym, gdybym miała inne wyjście.
– Wiem. – Ezra przewiercał mnie wzrokiem, ale byłam twarda. Jeżeli w czymś byliśmy naprawdę dobrzy, to my, Livingstonowie, potrafiliśmy zachować nasze tajemnice dla siebie. Ezra opanował tę sztukę już w dzieciństwie, ja dopiero ją doskonaliłam.
Przyglądał mi się przez dłuższą chwilę. Kiedy zrobiło się nieprzyjemnie, wstał, wytarł dłonie o spodnie od dresu.
– Dam ci teraz odpocząć. Później będziemy z chłopakami coś gotować, wtedy poznacie się lepiej.
Skinęłam głową, wdzięczna, że zostawia mi wolną przestrzeń. Miałam w głowie gonitwę myśli, kolejne problemy stawały mi przed oczami: Blake, wspólna przeszłość, Los Angeles, mądre spojrzenie Ezry, rodzice, znowu Blake...
– Pogadam z nim jeszcze raz – zapewnił Ezra, jakby czytał w moich myślach. Wbił ręce w kieszenie spodni, a potem minął mnie i wyszedł z pokoju.
Głośno wypuściłam powietrze z płuc. Jeszcze przez chwilę wpatrywałam się w białe drzwi pokoju gościnnego i oddychałam głęboko, żeby wziąć się w garść. Z każdym oddechem wydawało mi się, że tracę resztki sił. Jakby moje ciało dopiero teraz rozumiało, jak bardzo stresujące były minione dni. Ręce i nogi ciążyły mi trzy razy bardziej niż zwykle, barki bolały po napięciu związanym z podróżą i dźwiganiu bagażu.
Ostatkiem sił podeszłam do łóżka i osunęłam się na niebieską pościel.