Sfora. Przemysław Piotrowski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Sfora - Przemysław Piotrowski страница 24

Жанр:
Серия:
Издательство:
Sfora - Przemysław Piotrowski

Скачать книгу

– jęknął zawiedziony. – Owszem, mam. Nalać do szklanki?

      – Niekoniecznie. Wezmę butelkę.

      Brudny nie przepadał za ludźmi pokroju Krzywickiego. Rozgadanymi, dowcipkującymi i wiecznie próbującymi zwrócić na siebie uwagę. Ten facet – poza bezdyskusyjnym profesjonalizmem, jaki prezentował w pracy – miał w sobie coś, co nie pozwalało go nie polubić, nawet takiemu ponurakowi jak Brudny. Komisarz wziął butelkę z sokiem i schował do kieszeni płaszcza. Zmusił się do uśmiechu.

      Woda w czajniku zagotowała się i patomorfolog przygotował pięć kubków. Nasypał zmielonego ziarna i zalał wrzątkiem. Do jednego dolał śmietankę. Wtedy w korytarzu rozległy się głosy.

      – O… – Krzywicki podniósł palec wskazujący. – W samą porę. Chyba mamy komplet.

      W drzwiach pojawili się inspektor Czarnecki, psycholog policyjny Elżbieta Pałka i prokurator Winnicka. Nowo przybyła ściągnęła czapkę i ciepłą kurtkę z futrzastym kołnierzem, po czym ciepło przywitała się z każdym z osobna. Poprawiła rozczochrane włosy i potarła dłonie. Na jasnej cerze odznaczały się czerwone plamy od mrozu.

      – Marzyłam o kawie – podziękowała, odbierając parujący kubek. – Mam nadzieję, że nie musieliście specjalnie na mnie czekać.

      – Nie, ale gdyby było trzeba, to na ciebie, Elu, na pewno byśmy poczekali.

      – Ach, Robert – westchnęła. – Słuchajcie, nie chcę dłużej przeciągać. Jeśli jesteście gotowi, to ja też.

      – Zaczynajmy więc. Znacie drogę, moi mili. – Krzywicki przepuścił wszystkich znajdujących się w gabinecie i ruszył ich śladem. – Izaaa! Zaczynamy! – krzyknął w korytarzu. Po dwóch sekundach z pomieszczenia obok wyłoniła się drobna blondynka w niebieskim kitlu. Brudny pamiętał ją. Nazywała się Iza Nowakowska, miała piękny uśmiech, fajny tyłek i wizualnie pasowała do tej roboty jak pięść do nosa.

      Krzywicki ze swoją asystentką przemknęli obok gości i odsunęli drzwi do sali sekcyjnej. Doktor uprzedził, że zastane powietrze może być nieco nieświeże, ale same zwłoki jeszcze nie zaczęły gnić na tyle, aby fetor był trudny do wytrzymania. Brudny na wszelki wypadek łyknął trochę soku z czarnej porzeczki. Chwilę potem weszli.

      – Oto nasza siostra Teresa. – Krzywicki od razu sięgnął do szuflady po lateksowe rękawiczki i sprawnie je naciągnął.

      Na stole sekcyjnym leżały zmasakrowane zwłoki kobiety w habicie. Pierwszym, co rzucało się w oczy, była obszerna, szarpana rana na wysokości brzucha. Ciało, wciąż jeszcze nieumyte i nieoczyszczone, zawierało fragmenty ziemi, listowia i kołtunów wilczej sierści. W wielu miejscach, częściowo przykryte fragmentami materiału, zionęły wygryzione otwory, które w tej chwili w większości przybrały prawie czarny kolor. To, co pozostało z twarzy, przypominało upiorną maskę.

      – Izo. Myślę, że możemy zaczynać – oznajmił.

      Jego asystentka chwyciła pokaźnych rozmiarów nożyce i zaczęła rozcinać resztki porwanego habitu. Robiła to z niebywałą wprawą i zaledwie po minucie ciało pozostało jedynie w bieliźnie. Ta kilkoma wprawnymi ruchami również została usunięta.

      W następnej kolejności Nowakowska nałożyła na twarz chirurgiczną maskę, sięgnęła po skalpel i nacięła skórę wokół czaszki, mniej więcej na wysokości czoła. Dolną połowę odwinęła na brodę ofiary, a z górnej zdjęła cały skalp. Później niewielką piłą tarczową przecięła czaszkę i jej górną część usunęła, eksponując mózg denatki.

      – Jak się zapewne domyślacie, przyjrzałem się ofierze już wcześniej – oznajmił Krzywicki. – Na głowie nie dostrzegłem żadnych obrażeń mogących być efektem uderzenia jakimś tępym narzędziem, konarem czy czymkolwiek. Struktura mózgu… – patomorfolog przez kilkanaście sekund badał mózgowie ofiary – …też nie wykazuje żadnych cech mogących potwierdzić taką hipotezę. Tkanka jest zwarta, zdrowa i…

      – Robert, skup się na konkretach, proszę – polecił Czarnecki.

      – Ech… nigdy nie dacie mi się wykazać – mruknął wyraźnie poirytowany. – Ale okej. Proszę bardzo. Spójrzcie na te ślady na kręgach szyjnych.

      Brudny nachylił się najbliżej ze wszystkich, niemal wsadzając nos w rozerwaną szyję ofiary, jeśli o czymś takim jak szyja w ogóle można było jeszcze mówić. Większość tkanki była pożarta, a głowa trzymała się jedynie na kilku nieprzerwanych kręgach i napiętych do granic możliwości ścięgnach. Krzywicki kontynuował:

      – Tu mamy ślady po jakimś ostrym narzędziu, dokładnie na kręgach czwartym, piątym i siódmym. Rozstrzał jest naprawdę duży, więc ktoś musiał rżnąć gardło ofiary z niespotykaną zawziętością. Dziwi tylko, że na tym poprzestał, bo gdy już zajdzie się tak daleko, to zwykle nie potrzeba wiele siły, aby ostatecznie oddzielić głowę od korpusu.

      – Może ktoś go przestraszył i nie dokończył? – mruknął Brudny.

      – To niewykluczone.

      – Zwłaszcza że zabrał ciało i przeniósł je prawie dwa kilometry w głąb lasu – dodał podinspektor Zimny.

      – Możesz ocenić, jakiego typu to ostrze? – spytał Czarnecki.

      – Raczej spore, ząbkowane. Stawiałbym na nóż wojskowy albo myśliwski. Przekażę próbki kości i tkanek do laboratorium, to Anka z pewnością doprecyzuje, jaka to stal. Może nawet uda się określić stop i markę.

      – Ania pewnie pojawi się u ciebie, jak skończy działać na miejscu zbrodni.

      – Dziś spędzę z siostrą Teresą jeszcze parę dobrych godzin, więc może wpadać w każdej chwili. Izo, otwórz ją, proszę, do końca. – Uwaga doktora znów skupiła się na asystentce.

      Nowakowska wzięła skalpel i wykonała polecenie. Nie miała wiele pracy i w zasadzie ograniczyła się do kilkunastocentymetrowego cięcia od mostka po przełyk oraz jednego krótkiego na wzgórku łonowym. Krzywicki kontynuował:

      – Część ran została zadana już po śmierci ofiary. Mam tu na myśli głównie obrażenia, które powstały w wyniku pożerania zwłok przez wilki. Nie ma krwawych podbiegnięć, co wyraźnie sugeruje, że serce już nie tłoczyło krwi. Z kilkoma wyjątkami. – Patomorfolog sięgnął po kubek z kawą i dopił resztkę napoju. – W okolicach brzucha denatki, choć na pierwszy rzut oka można by to przeoczyć, bo wilki, pożerając ofiarę, zatarły ślady, widać gdzieniegdzie wspomniane krwawe podbiegnięcia. Wiecie, co to oznacza…

      – Patroszył ją na żywca – mruknął Brudny, przyglądając się ledwo dostrzegalnym fragmentom zaczerwienionych tkanek.

      – Mało tego… – Krzywicki obrzucił spojrzeniem zebranych i sięgnął po pęsetę. – Przez kilka sekund grzebał w jamie brzusznej denatki, po czym wyciągnął kępkę czarnych włosów. – On ją patroszył i pożerał. Bo jeśli to jest sierść wilka, to ja jestem pierdolony Han Solo.

      O ile

Скачать книгу