Sfora. Przemysław Piotrowski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Sfora - Przemysław Piotrowski страница 25
– Wilk? – wtrącił Brudny.
Inspektor odpuścił.
– Spróbujcie to sobie wyobrazić… – Krzywicki odłożył pęsetę i wsadził ręce w otwartą klatkę piersiową denatki. Przez kilkanaście sekund przekładał w dłoniach jej płuca, następnie w kilku miejscach naciął je skalpelem. – Ofiara zmarła wskutek przerwania tętnicy szyjnej i dostania się dużych ilości krwi do płuc. Można by rzec, klasyka. Utopiła się we własnej krwi – dodał niemal służbowym tonem, po czym zdjął rękawiczki i sięgnął po leżącą na biurku paczkę papierosów. Wyciągnął jednego i zapalił. – Mogę wam jeszcze poopowiadać o innych obrażeniach, ale zdecydowana większość to robota wilków. Mało istotne z naszego punktu widzenia.
– A jakieś ślady sugerujące molestowanie? – włączyła się do dyskusji Winnicka. – Jest pan pewny, że nie doszło do penetracji?
– Narządy rodne, podobnie jak odbyt, są w prawie nienaruszonym stanie. Nie znalazłem też śladów nasienia. Ale, oczywiście, potrzebne jest potwierdzenie z laboratorium.
– Ten facet nie chciał jej bzyknąć. – Brudny się wyprostował. – On chciał ją zabić.
– I zjeść – dorzuciła Zawadzka.
– To jest, kurwa, chore. – Winnicka nerwowo zaczęła grzebać w torebce. Po chwili wyciągnęła paczkę papierosów i zapaliła jednego.
– Czyli jednak mamy w mieście kanibala – powiedział Zimny.
– Kreującego się na wilkołaka albo… – Krzywicki wyłowił wzrokiem milczącą dotąd Pałkę – …myślącego, że nim jest.
Rudowłosa profilerka widziała jego spojrzenie, ale nie odpowiedziała. Z powrotem skierowała wzrok na zmasakrowane zwłoki.
– Ela? – Czarnecki ponownie wywołał ją do tablicy. – Co o tym myślisz?
Pałka milczała przez kilka kolejnych sekund.
– Przepraszam. – Wzdrygnęła się. – Trochę odpłynęłam myślami. Chryste, nie wiem. To za wcześnie, potrzebuję czasu, aby to poukładać. Ale jeśli wyniki z laboratorium potwierdzą te wszystkie podejrzenia, to z pewnością będziemy mieć najciekawszy przypadek kanibala w historii polskiej kryminalistyki.
– I co najmniej równie ostrą jatkę w mediach… – wtrącił Zimny. – Swoją drogą, wiecie, że ten kurdupel z lokalnej TVP już wspomniał o wilkołaku?
– Bilski. Tak, w radiu też już o tym mówili – rzuciła Winnicka.
– Facet zrobił wywiad z jednym ze świadków, chyba nawet tym, który do nas wydzwaniał.
– Szybcy są – skomentował Czarnecki. – Ale Elu, weszliśmy ci w słowo…
– Nie, nie. – Pałka machnęła ręką. – Na szybko próbuję poskładać do kupy te wszystkie informacje, ale nie chcę teraz bez zastanowienia tworzyć teorii. W każdym razie… – Profilerka zawiesiła głos, zmrużyła oczy i stała się jakby nieobecna. – On musiał znajdować się w stanie skrajnego… skrajnej… Najpierw zaatakował jej gardło, powalił, zaczął dźgać. Gryźć… Wściekłość… Przemawia przez niego wściekłość. Niewyobrażalny gniew. On… – Pałka ocknęła się z zamyślenia. – Nie, nie, przepraszam. Tylko głośno myślę. Muszę wybrać się na miejsce zbrodni i miejsce porzucenia zwłok.
– Taki motyw też do mnie przemawia – rzucił Brudny i odchrząknął dyskretnie. Czuł w gardle drapanie i wcale nie był z tego powodu szczęśliwy.
– Proszę nie wyciągać żadnych pochopnych wniosków z tego, co niechcący zasugerowałam – odparła Pałka. – Powtarzam, że tylko głośno myślałam i…
– Nie zasugerowałem się tym, co pani powiedziała.
– I… bardzo dobrze.
Czarnecki cenił komisarza za niespotykany profesjonalizm, kreatywność, skuteczność i rzadko spotykaną umiejętność łączenia na pierwszy rzut oka zupełnie niepasujących do siebie faktów w logiczny ciąg przyczynowo-skutkowy. Bywał jednak szorstki, gburowaty, opryskliwy. Inspektor ubolewał nad tym, ale wiedział też, że Brudnego nie zmieni. Oferując mu współpracę, należało się liczyć z tym, że bierze się komisarza w pakiecie. Z całą ponurą przeszłością.
– Dobrze, najwyższy czas wziąć się do pracy – rzekł Czarnecki. – Jeśli nie wydarzy się nic nadzwyczajnego, to jutro o dziewiątej widzimy się w moim biurze. Wiecie, co robić.
Brudny obrócił się na pięcie i w towarzystwie Zawadzkiej opuścił pomieszczenie. Nałożył czapkę i wyszedł na zewnątrz. Zapalił papierosa. Niebo już nie było tak błękitne jak kilkadziesiąt minut temu. Z zachodu nadciągnęły ciemne, kłębiaste chmury, które już za kilka chwil miały połknąć jaskrawo świecące słońce i sypnąć śniegiem. Nie wróżyło to nic dobrego. Zerwał się mroźny wiatr.
– Co ci chodzi po głowie? – zagaiła Zawadzka.
Komisarz postawił kołnierz płaszcza. Zakaszlał, następnie odchrząknął i splunął.
– Chyba coś mnie bierze.
– Ciebie? – Zawadzka prychnęła.
– No właśnie…
– Jak chcesz, to mam propolki na gardło.
– Nie chcę.
Zawadzka wlepiła podejrzliwe spojrzenie w przyjaciela.
– Wszystko okej, Igor?
– Tak.
– No chyba jednak nie. Powiesz mi czy będziesz zachowywał się jak naburmuszony smarkacz?
– Daj spokój, Julka.
– Potrafisz być naprawdę irytujący, wiesz?
– Odpuść.
– Czasem naprawdę mnie wkurwiasz.
Z budynku wyszła Winnicka i przemknęła obok Zawadzkiej, zupełnie ich ignorując. Brudny poczuł zapach jej perfum. Bez słowa odprowadził ją wzrokiem. Miała długie, zgrabne nogi i stawiała kroki, jakby przechadzała się po wybiegu dla modelek. Pomyślał, że podobnie porusza się Oksana. Gdy wsiadła do samochodu, za plecami usłyszał głosy Pałki, Zimnego i Czarneckiego. Pochwycił spojrzenie inspektora, który na chwilę przeprosił rozmówców.
– Mogę zacząć działać? – zapytał.
Czarnecki posłał Zimnemu wymowne spojrzenie. Podinspektor domyślił się, o co chodzi, i twierdząco pokiwał głową.
– Masz, Igor, pełen dostęp.
– Dzięki.