Sfora. Przemysław Piotrowski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Sfora - Przemysław Piotrowski страница 5
– Nie chciałbyś jeszcze szybkiego numerku przed wyjściem? – szepnęła mu kuszącym tonem do ucha, dociskając pośladki do jego krocza.
– Hmm… właśnie najadłem się jajek z bekonem i cebulą – odparł Brudny i położył dłonie na jej biodrach.
– Nie musimy się całować…
– Nieee…? – przysunął partnerkę do siebie.
– Nieee…
– Nie mamy wiele czasu, Oka…
– No przecież mówię. Szybki numerek. Najlepiej na ostro… – Szczypenko rzuciła mu wymowne spojrzenie. – To jak? Wolisz wziąć mnie na stole czy idziemy na sofę?
Brudny poczuł gwałtowny przypływ podniecenia. Ta kobieta wzbudzała w nim nieprawdopodobne pożądanie. Czasem jednym gestem czy słowem potrafiła postawić go na baczność w ułamku sekundy.
– Czyżbym czuła to i owo…? – zapytała, zalotnie spuszczając wzrok na jego bokserki.
– Wiesz, że jesteś bardzo niegrzeczną dziewczynką?
– Taaak?
– Yhy… Ale czy?
– Bez obaw. Już nie boli. To tylko blizny.
Szczypenko delikatnie pocałowała partnera w szyję, następnie musnęła językiem płatek ucha. Brudny jęknął cichutko. Wtedy kobieta chwyciła w zęby małżowinę i syknęła przez zęby:
– Czy mój pan przestanie się w końcu certolić i zerżnie swoją kobietę na tym cholernym stole?
Brudny uwielbiał, gdy tak mówiła. Chwycił ją za biodra, uniósł, obrócił i popchnął na stół. Talerz po jajecznicy, widelec, resztka bułki i gazeta wylądowały na podłodze, ale żadne z dwojga kochanków się tym nie przejęło. Podwinął szlafrok kochanki, błyskawicznie ściągnął bokserki i wszedł w nią od tyłu, tak jak tego pragnęła. Mocno i głęboko.
Kochali się dziko i zachłannie przez kilka następnych minut, aż poczuł, jak wzbiera w nim potężny orgazm. Gdy w końcu trysnął w jej wnętrzu i niemal bezwładnie opadł na drżącą w spazmach ekstazy kochankę, poczuł, jak spływa na niego absolutny spokój. Przez kilkadziesiąt sekund ciężko oddychał tuż nad jej uchem. Ona ulegle i cierpliwie leżała.
– Kocham cię, Oka – szepnął po chwili i pozwolił partnerce odwrócić się przodem do siebie.
– Ja ciebie też, Igor. Bardzo – odparła i ścisnąwszy dłońmi jego policzki, namiętnie pocałowała go w usta.
– A nie miało być bez całowania…? – zagadnął, gdy Szczypenko w końcu pozwoliła mu na chwilę oddechu. – Pamiętasz? Jajka, bekon, cebula?
– Uwielbiam mojego pana w każdej odsłonie.
Szczypenko szczerze się uśmiechnęła i dała mu ostatniego, soczystego buziaka. Spojrzał jej głęboko w oczy. Niewielka rana tuż pod dolną powieką zdążyła się już ładnie zabliźnić, teraz tylko dodawała jej uroku. Tak jak inne: na szyi, nogach i plecach. Ta ostatnia wciąż była świeża i mocno widoczna, ale chociaż uszkodzenia tkanki były dość skomplikowane i założono wiele szwów, chirurg wykonał kawał znakomitej roboty. Z czasem blizna miała się wyrównać, ułożyć i niemal zniknąć. W razie gdyby coś poszło nie tak i pacjentka była niezadowolona, pozostawała plastyka, która wobec niezaprzeczalnych dokonań Brudnego, miała zostać w pełni sfinansowana z funduszy zielonogórskiej policji.
– Muszę iść – oznajmił Brudny.
– Teraz możesz – zachichotała.
Oboje podnieśli się z blatu stołu. Brudny wciągnął bokserki i poszedł do łazienki. Szczypenko poprawiła szlafrok i odprowadziła go wzrokiem. Pomimo przeżyć ostatnich kilkudziesięciu dni niczego nie żałowała. Rany się zabliźniły, zdrowie wracało. W powrocie do jako takiej równowagi psychicznej pomogły wizyty w rodzinnej wsi nieopodal Lwowa oraz spotkania z psychologiem. Wtedy zawsze był przy niej Igor. Nie odstępował jej na krok, opiekował się nią i bez cienia grymasu spełniał każdą jej zachciankę. W pewnym momencie zaczęła nawet czuć się trochę głupio, bądź co bądź wcześniej wszystkie podobne zachowania były mu całkiem obce. Tak jakby ta jedna noc w Nietkowie zmieniła wszystko, pozwoliła raz na zawsze zamknąć ponurą przeszłość i pomogła otworzyć się na uczucia. Na ludzi. W końcu na nią samą.
Pamiętała, jak próbowała walczyć z jego charakterem. Początkowo nawet kręciła ją ta szorstkość w obyciu, opanowanie, tajemniczość. Odpowiadało jej to zwłaszcza w pierwszej fazie znajomości. Z natury była w łóżku uległa i gdy darzyła mężczyznę silnym uczuciem, zawsze pragnęła oddawać mu się całkowicie, toteż ten jego surowy, męski sznyt bardzo ją pociągał i podniecał. Z czasem jednak zapragnęła czegoś więcej, ale przez długie miesiące nie potrafiła przebić się przez mur, którym odgrodził się od reszty świata. Bardzo go kochała, jednak w pewnym momencie zaczęła mieć poważne obawy, że nigdy nie przebije się do jego serca i – jeśli chciałaby się z nim związać aż po grób – będzie skazana na życie bez prawdziwych uczuć. I nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki Igor zmienił się nie do poznania. Stał się troskliwy, czuły, ciepły. Potrafił, trzymając ją za rękę, przeleżeć przy jej boku całe dnie i z nogami pod kocem wspólnie oglądać filmy, a nawet zorganizować romantyczną kolację przy świecach. W końcu też po raz pierwszy przełamał się i usłyszała z jego ust słowo „kocham”, mało tego, nie miał oporów, aby powtarzać jej to kilka razy dziennie, okraszając swoje wyznania dodatkowym bukietem kwiatów lub czekoladkami. Teraz, jeśli w ogóle to było możliwe, kochała go jeszcze mocniej. Nie tylko był jej tajemniczym i surowym gliną, w którym się zadurzyła, ale także troskliwym i kochającym partnerem, o którym zawsze marzyła. Wreszcie – o czym fantazjuje pewnie większość żeńskiej populacji świata – księciem, który na białym koniu przybył, aby w ostatniej chwili wyrwać ją z rąk potwora.
Czasem zastanawiała się, czy nie powinna w duchu dziękować Rzeźnikowi z Nietkowa, który w bestialski sposób zabił tylu niewinnych ludzi i o mało nie dopadł jej samej. Pewnie gdyby nie on, Igor wciąż snułby się na granicy światów – jak to zwykł dziś mawiać – życia numer jeden w sierocińcu hieronimek i życia numer dwa po jego opuszczeniu. Niedawno mógł rozpocząć życie numer trzy. Z Oksaną Szczypenko.
Gdy jej mężczyzna bez słowa zniknął za drzwiami łazienki, pomyślała, że trochę stęskniła się za tamtym Igorem. Nie żeby nie lubiła jego nowej wersji, ale ostatnio trochę przesadzał. Gdy kilka dni temu znów rozpoczęli współżycie, był bardzo delikatny i czuły, ciągle dopytywał się, czy na pewno nie boli i czy nie powinni jeszcze poczekać, aż rany na dobre się zagoją. Oksana bardzo to doceniała, ale gdzieś w środku czuła, że znów potrzebuje twardego, szorstkiego, stuprocentowego samca alfa, którym Igor jawił się wcześniej. Który wie, jak bez słowa rozpalić i porządnie wybzykać napaloną kobietę.
Uśmiechnęła się pod nosem i pomyślała, że ma najwspanialszego mężczyznę na świecie.