Tygiel zła. James Rollins
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Tygiel zła - James Rollins страница 26
– Doktor ma rację – przyznała Lisa. – Nie ma żadnej gwarancji, że się uda.
Monk obejrzał się na Kat z udręką wypisaną na twarzy.
Gray mógł sobie tylko wyobrażać walkę toczącą się w duszy przyjaciela. Milczał, żeby nie wywierać dodatkowej presji na Monka. Lisa prosiła, żeby zaryzykował życie ukochanej dla nikłej szansy, że dowiedzą się czegoś o napadzie.
Monk opadł z powrotem na krzesło i wziął Kat za rękę. Jednocześnie w kieszeni Graya zabrzęczał telefon. Gray wyjął go, spojrzał na wyświetlacz i zobaczył, że dzwoni dowództwo Sigmy. Z telefonem w ręce ruszył do drzwi, żeby nie przeszkadzać przyjacielowi.
Zanim wyszedł, obejrzał się na niego.
W oczach Monka wciąż malował się ból. Gray żałował, że nie może zdjąć tego ciężaru z jego barków. Chociaż szczerze mówiąc, gdyby role się odwróciły…
Spojrzał na wszystkie rurki wchodzące i wychodzące z Kat i wyobraził sobie Seichan na jej miejscu.
Nie wiem, co bym zrobił.
Godzina 6.18
Kat usiłowała krzyczeć. Zamknięta w ciemności, podsłuchała całą rozmowę. Nie obchodziło jej, że ryzykuje życie. Liczyło się dla niej tylko bezpieczeństwo córek.
Monk, na litość boską, posłuchaj Lisy.
Nie wiedziała, czy ten plan przyniesie owoce, ale wiedziała, że najlepiej działać szybko. Według statystyk kryminalnych z każdą mijającą godziną prawdopodobieństwo odzyskania dziewczynek malało wykładniczo.
Nie czekaj… zrób to teraz.
Nie tylko statystyki podsycały jej niepokój. Żeby plan Lisy miał jakieś szanse powodzenia, należało go zrealizować natychmiast. Kat czuła już, że ciemność zamyka się wokół niej, grozi zdławieniem na zawsze iskry świadomości. Zaczęła doświadczać luk w czasie, nagłych okresów nieświadomości.
Mój stan się pogarsza.
Wiedząc o tym, próbowała siłą woli sprawić, żeby Monk zrozumiał. Próbowała otworzyć oczy, dać mężowi jakiś sygnał.
No, Monk, usłysz mnie.
6.19
Monk trzymał rękę żony w obu dłoniach, jednej prawdziwej, drugiej z plastiku i syntetycznej skóry. Szukał w jej twarzy jakiejś wskazówki, że czuwa. Zauważył delikatne ślady blizn na policzkach i czole, mapę jej przeszłości, pamiątkę wcześniejszych misji Sigmy. Rzadko przykrywała je makijażem, raczej nosiła je z dumą.
A teraz…
– Kochanie, powiedz mi, co robić?
Żadnej reakcji, żadnej odpowiedzi, tylko miarowe unoszenie się i opadanie klatki piersiowej.
Ty zawsze miałaś odpowiedź, Kat. Zawsze miałaś swoje zdanie. Teraz nie pora, żeby milczeć.
W głębi duszy wiedział jednak, że zaryzykowałaby wszystko dla dziewczynek. Nie zawahałaby się. Opierał się raczej ze względu na siebie. Jak wiele strat może znieść?
Gdybym stracił i Kat, i dziewczynki…
Wpatrywał się w jej usta, wciąż różowe, wciąż miękkie. Usta, które całowały go namiętnie, które dawno temu nauczyły go miłości i lojalności, które co wieczór całowały policzki córek na dobranoc.
– Kochanie, jesteś moim sercem, moją skałą. Musi być inny sposób. Nie mogę cię stracić.
Wiedział jednak, że jeśli nie dokona właściwego wyboru – jeśli nie narazi jej życia dla nikłej szansy, że ona coś wie i zdoła to przekazać – i tak ją straci. Nigdy by mu nie wybaczyła, gdyby przez jego strach i ostrożność stracili dziewczynki.
Westchnął głęboko.
– Okay – powiedział do niej. – Nigdy nie wygrałem z tobą żadnej kłótni, Kat. A nawet kiedy jesteś niema i niepełnosprawna, tej kłótni też nie wygram.
Wciąż ściskając rękę żony, odwrócił się do Lisy.
– Zajmij się przygotowaniami.
Edmonds otworzył usta, żeby się sprzeciwić, lecz Monk uciszył neurologa jednym spojrzeniem.
– Doktorze, niech pan nawet nie próbuje. Pan też nie wygra.
Lisa kiwnęła głową i wyjęła telefon.
Monk z powrotem przeniósł uwagę na Kat. W tamtej chwili wyczuł coś w kościach, w duszy. Może dzięki wrażliwości swojej protetycznej ręki, o zewnętrznych sensorach czułych jak poligraf, zdolnych wykryć nawet galwaniczną elektrodermalną zmianę na cudzej skórze.
Tak czy owak, mógłby przysiąc, że poczuł, jak Kat się odpręża, jakby z ulgą.
Skinął jej głową, rozumiejąc.
Postawiłaś na swoim, kochanie.
6.20
W korytarzu Gray chodził tam i z powrotem z telefonem przy uchu. Odebrał szybko, ale kazano mu czekać.
W końcu Painter odezwał się na linii.
– Przepraszam. Sytuacja w Portugalii szybko się zmienia.
– Co się dzieje?
– Jakieś dziesięć minut temu dostaliśmy wiadomość z Lizbony. Mara Silviera wyszła z ukrycia i nawiązała kontakt z jedną z córek doktor Carson.
Gray zesztywniał.
– Co się stało?
– Spotkały się, ale na lotnisku wybuchła awantura. Ktoś chciał je porwać… zapewne ci sami ludzie, którzy zamordowali te pięć kobiet. Jason jest w kontakcie z ochroną rodziny i Interpolem, próbuje zdobyć dokładniejszy opis napastników.
Gray wyobraził sobie młodego człowieka usadowionego w centrum komunikacyjnym Sigmy niczym przysłowiowy pająk w sieci.
– Według zeznań naocznych świadków – ciągnął Painter – te dwie uciekły i obecnie ukrywają się razem.
Gray domyślał się, co będzie dalej.
– Chcę, żebyś tam pojechał – oświadczył dyrektor. – Natychmiast. Potrzebujemy kogoś na miejscu, w razie gdybyśmy potwierdzili lokalizację. Kowalski już jedzie