Córki smoka. Andrews William

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Córki smoka - Andrews William страница 4

Автор:
Серия:
Издательство:
Córki smoka - Andrews William

Скачать книгу

się od lustra, żeby pokazać mu grzebień. Tata wstaje z łóżka, żeby go obejrzeć.

      – Mój Boże – szepce – jest niesamowity.

      – Kobieta, od której go dostałam, dała mi swój adres i nalegała, żebym przyszła wysłuchać jej historii.

      Podaję mu kartkę. Czyta i kręci głową.

      – Podejrzana sprawa, Anno. Seul to wielkie miasto, a ty nawet nie wiesz, kim jest ta kobieta. Jak wyglądała?

      – Była starsza, ale… Nie mam pojęcia. Nie przyglądałam się jej.

      – Co na to doktor Kim?

      Zabieram mu kartkę i zawijam grzebień w materiał.

      – Powiedział, że powinnam mu go oddać, a on dopilnuje, żeby trafił do odpowiednich ludzi. Cokolwiek to znaczy.

      – Więc może tak właśnie zrób.

      – Może, ale chcę się najpierw czegoś o nim dowiedzieć. Pójdę porozmawiać z tą kobietą.

      – Kiedy? – pyta niespokojnie. – Jutro wyjeżdżamy.

      – Dopiero o dziewiętnastej.

      – Tak, ale autobus na lotnisko odjeżdża o szesnastej trzydzieści. Rano idziemy do Itaewon na zakupy. Muszę odebrać mój garnitur.

      – A ja chciałam kupić ten dzbanek z celadonu – mówię. – Ale nie szkodzi. Wolę odwiedzić tę kobietę.

      Tata chwilę się zastanawia.

      – To może pojadę z tobą?

      – Miałam tam przyjść sama – odpowiadam.

      Wzdycha ciężko i z rezygnacją opada na łóżko. Wygląda na wyczerpanego, zupełnie jak wtedy, gdy zmarła mama. Siadam przy nim i obiecuję, że będę ostrożna.

      Kiwa głową. Obejmuję go, a potem idę do łazienki, by przygotowywać się do kolacji.

      Wieczorem, już w pokoju, tata w końcu zadaje pytanie, czy chcę porozmawiać o mojej biologicznej matce. Oczywiście, że chcę. Chętnie porozmawiałabym o wielu sprawach. Marzę, żeby wszystko sobie z nim wyjaśnić i zrzucić z siebie ten cały ciężar. Ale z jakiegoś powodu odpowiadam, że nie mam ochoty. Wolę chyba odłożyć to na później. Tata wygląda, jakby poczuł się urażony, a jednocześnie mu ulżyło. W każdym razie szybko kładzie się do łóżka.

      Serce mi pęka, gdy na niego patrzę. Miałam nadzieję, że wycieczka do Korei podniesie go na duchu, ale tak się nie stało. Od początku podróży właściwie się nie odzywa. Nie studiuje zawzięcie przewodników i nie wprawia mnie w zażenowanie ciągłymi pytaniami – tak jak wtedy, kiedy podróżowaliśmy z mamą. Chyba oboje bez przerwy o niej myślimy. Skakałaby z zachwytu, gdyby mogła tu z nami być.

      Leżę w łóżku, wpatrując się w sufit i próbując przypomnieć sobie wszystkie miejsca, które odwiedziliśmy w Korei: pałace, muzea i zdemilitaryzowaną strefę między Koreą Południową a Północną. Do tego przychodzi mi na myśl wizyta w sierocińcu i ogromnie przygnębiająca wiadomość, że zabiłam swoją biologiczną matkę. Usiłuję wszystko złożyć w sensowną całość, ale nie jestem w stanie. Emocje z dzisiejszych zdarzeń są jeszcze zbyt świeże. Otulam się więc kołdrą i rozmyślając, co może mnie spotkać następnego dnia, zasypiam.

      TRZY

      W nocy miałam koszmary. Mama zawsze mówiła, że w snach ujawnia się prawdziwa natura człowieka, bo jest wtedy zbyt zmęczony, by udawać. Kiedy byłam mała, chciałam je zapamiętywać, ale zawsze mnie przerażały, sprawiając, że zaczynałam się bać samej siebie. Dlatego teraz nie zamierzam o nich myśleć. Jestem strasznie zmęczona i czuję, że to jeden z tych dni, podczas których wszystko sprawia mi trudność. Naciągam kołdrę na głowę, marząc o pozostaniu w łóżku. Wtedy przypominam sobie grzebień z dwugłowym smokiem i nagle chęć odwiedzenia tajemniczej kobiety powraca. Natychmiast się podnoszę.

      Wyjazd do Itaewon zaplanowano na dziewiątą trzydzieści. Tata jest już prawie gotowy i goli się przed lustrem.

      – Dzień dobry, tato! – wołam.

      Mamrocze coś w odpowiedzi. Mam nadzieję, że mi pomoże. Gdy wychodzi z łazienki, od razu oświadczam, że chcę się spotkać z tajemniczą kobietą i poznać historię grzebienia. Proszę, by powiedział doktorowi Kimowi, że źle się czuję, więc nie mogę pojechać do Itaewon.

      – Jesteś pewna? – pyta, zakładając koszulę. – Może oddaj grzebień doktorowi Kimowi i jedź z nami.

      – Tato, naprawdę – odpowiadam tonem, który ma mu przypomnieć, że nie jestem już dzieckiem.

      Po ciężkim westchnieniu godzi się na mój plan.

      – Obiecaj, że będziesz uważać – dodaje.

      Zapewniam, że nie ma się czym martwić i że gdy wróci z Itaewon, będę już na niego czekać. W odpowiedzi wyjmuje z portfela dwieście dolarów i podaje mi je ze smutnym uśmiechem, po czym opuszcza pokój.

      Wymykam się z hotelu kilka minut po wyjeździe wycieczki i wsiadam do jednej z maleńkich białych taksówek. Widać je w Seulu dosłownie wszędzie. Podaję kierowcy adres.

      – Pani pewna? – pyta.

      Sądząc po mnóstwie iksów w nazwisku, które widnieją na jego identyfikatorze, musi być Chińczykiem. Jest chorobliwie chudy. Nad uszami zwisają mu cienkie włosy. Czytam adres jeszcze raz.

      – Dobrzy – odpowiada. – Czydzieszci dolary, Emerikanka. Albo czydzieszci pięcz tysiące koreańskie wony.

      Chyba zażądał za dużo, ale jest mi wszystko jedno, więc się zgadzam. Ruszamy główną ulicą, kierując się na południe, w stronę rzeki Han. Nad miastem wisi brązowa mgła. Zanosi się na kolejny duszny dzień. Jedziemy przez dzielnicę finansową Seulu, mijamy więc ogromne galerie handlowe – Kosney oraz Hyundai – i dziesiątki luksusowych butików, takich jak Bulgari, Gucci czy Jimmy Choo. Pomiędzy nimi jest mnóstwo mniejszych sklepów z neonowymi napisami w hangulu1, języku angielskim, japońskim, chińskim i w jeszcze kilku innych, których nie potrafię rozpoznać. Komercyjne kawiarnie przeplatają się z ekskluzywnymi restauracjami. Uliczni handlarze próbują wcisnąć przechodniom swoje towary. Ludzie tłoczą się na chodnikach, a ulice są zapchane samochodami. Przejeżdżamy mostem Mapo przez rzekę Han. Z każdej strony wychylają się ponure jak żołnierze na warcie wieżowce.

      Zostawiamy za sobą następny most i skręcamy w kolejną dzielnicę pełną sklepów. Taksówkarz jedzie najdłuższą trasą, żeby uzasadnić horrendalnie wysoką cenę przejazdu. Nie protestuję. Czuję się lepiej i ta przejażdżka całkiem mi się podoba. Gdy otwieram okno, do samochodu wdziera się mnóstwo zapachów – taniego jedzenia, spalin i pyłu. Wszędzie widzę neony i znaki

Скачать книгу


<p>1</p>

Hangul – koreański alfabet (przyp. red.).