Córki smoka. Andrews William

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Córki smoka - Andrews William страница 8

Автор:
Серия:
Издательство:
Córki smoka - Andrews William

Скачать книгу

niskim stole, jedząc kolację: kapustę i garść ryżu. Duży pokój połączony był z kuchnią, jadalnią i pomieszczeniem, w którym spędzaliśmy czas całą rodziną. To tam matka uczyła nas czytać i pisać. Na końcu kuchni zajmował miejsce wielki żelazny piec produkujący ciepło do ondol – podpodłogowego systemu ogrzewania. Drewnianą podłogę wygładziły stopy wielu pokoleń moich przodków. W kuchni stały dwa drewniane stołki, a w jadalni mieliśmy niski stół. Przesuwane drzwi z kratką oddzielały duży pokój od sypialni, gdzie na podłodze leżały maty tatami i znajdowała się zdobiona szafka. Matka, pomimo próśb ojca, nie pozwoliła jej sprzedać. Byłam z tego bardzo zadowolona.

      Kiedy skończyłyśmy jeść, Soo-hee zostawiła na stole porcję ryżu i warzyw dla matki. Spodziewałyśmy się, że niedługo zobaczymy ją na drodze razem z innymi kobietami z fabryki mundurów, w której pracowała od czasu żniw. Mama była bardzo inteligentna – zbyt inteligentna, żeby marnować się w takim miejscu. Uwielbiała czytać. Nasz dom wypełniały książki, z których ona i appa byli bardzo dumni – w języku chińskim i japońskim, a nawet kilka w hangulu, chociaż posiadania tych ostatnich Japończycy zakazali. W biblioteczce mieliśmy obszerne powieści, nauki Konfucjusza oraz chińską poezję. W naszej kolekcji była nawet literatura państw zachodnich, czyli dzieła Szekspira, Tołstoja czy Dickensa, przetłumaczone na chiński albo japoński bądź napisane w hangulu.

      Najbardziej lubiłam Dickensa. Często po skończeniu książki rozsiadałam się w dużym pokoju i z zamkniętymi oczami wyobrażałam sobie ekscentryczną pannę Havisham i podstępnego Compeysona z Wielkich nadziei albo brukowane ulice Londynu oraz Fagina i Artfula Dodgera z Olivera Twista. Uwielbiałam te chwile. Jak również takie, kiedy po całym dniu pracy w polu siadywaliśmy we czwórkę i czytaliśmy tak długo, aż nie zaczęły nam się zamykać oczy. Dzięki książkom nauczyłam się japońskiego i chińskiego.

      Kiedy byłam dzieckiem, władze prowincji zażądały, żeby wszyscy Koreańczycy mówili po japońsku. Ten język nigdy mi się nie podobał – według mnie każdy, kto mówił po japońsku, brzmiał, jakby był wściekły. Nie chciałam sprawiać takiego wrażenia, a poza tym nie lubiłam, gdy ktoś mi rozkazywał, używałam więc koreańskiego. Matka nalegała, żebyśmy przy niej mówiły po japońsku, ale Soo-hee nie miała takich zdolności językowych jak ja, więc było to trudne do zrealizowania.

      Soo-hee urodziła się w roku królika, ale brakowało jej uroku ludzi spod tego znaku, jak również urody i zgrabności – jakby wszystkie bardziej atrakcyjne rysy matki i ojca nawzajem się wyeliminowały. Ale była też cicha i delikatna, oczywiście z wyjątkiem sytuacji, gdy mnie karciła. Matka wolała Soo-hee, a ojciec mnie, chociaż wiem, że bardzo kochał nas obie.

      Moja starsza siostra nie grzeszyła bystrością. Zdarzało się jej nie zrozumieć żartu, siedziała wtedy ze zmieszaną miną i czekała, aż wszyscy skończą się śmiać. Rodzice musieli jej pomagać z czytaniem i pisaniem, a mnie kazali uczyć ją japońskiego.

      Teraz dla zabicia czasu usiadłyśmy na podłodze dużego pokoju, a ja zaczęłam lekcję.

      – Jak się mówi „owca”? – zadałam pytanie.

      Soo-hee myślała przez chwilę, po czym potrząsnęła głową. Westchnęłam z bezradności.

      – Czy to naprawdę takie trudne? Hitsuji to owca. A „drzewo”?

      – To znam – ucieszyła się Soo-hee. – Moku.

      – Tak! – potwierdziłam. – Widzisz, jakie to proste? Musisz szukać schematów i tego, co już znasz, aby dopasowywać inne słowa. A żeby je dobrze wymówić, musisz udawać, że jesteś Japończykiem. To jak aktorstwo.

      – W ten sposób? – Siostra wstała i wypięła pierś. – Musicie mówić po japońsku! – zawołała po koreańsku.

      Zaczęłam się śmiać i też wstałam.

      – Właśnie tak! – powiedziałam. – Ale używaj japońskiego!

      Wyprężyłam się tak jak ona.

      – Jesteście teraz japońskimi poddanymi! – zakrzyknęłam, grożąc Soo-hee palcem. – Musicie się nauczyć posłuszeństwa!

      Obie śmiałyśmy się, zakrywając usta dłońmi. Jednak nasza radość nie trwała długo. Soo-hee posmutniała.

      – Będziesz musiała mówić po japońsku za mnie, mała siostro – rzekła. – Rozumiem ten język, ale nie umiem dobrać słów, gdy mam coś powiedzieć.

      – Dlaczego muszę to robić? – dziwiłam się. – Dlaczego ja potrafię się nauczyć, a ty nie? Pewnie przyniósł cię bocian i nie jesteś moją prawdziwą siostrą.

      Uśmiechnęła się, ale widziałam, że ukrywa zakłopotanie. Zraniłam jej kibun – uczucia i honor. Od razu ją przeprosiłam.

      – Jae-hee – zaczęła spokojnie – jesteś bystra, tak jak matka i ojciec. Masz większe szczęście i jesteś ładniejsza. Urodziłaś się w roku smoka. Musisz uważać na dary, które otrzymałaś.

      Miała rację. Często mówiłam coś bez zastanowienia. Wpadałam przez to w tarapaty, bo denerwowałam matkę, a czasem nawet ojca.

      – Nie podoba mi się, że musimy robić, co każą – stwierdziłam.

      Soo-hee mnie objęła.

      – Nie bądź uparta, mała siostro. Z Japończykami trzeba uważać.

      – Nienawidzę ich – odparłam.

      Księżyc był już wysoko nad topolami, gdy matka pojawiła się na zakręcie drogi. Całą twarz miała oblepioną brudem. Dokładnie tak wyobrażałam sobie bohaterów powieści Dickensa, gdy wracali do domu po wielu godzinach pracy w londyńskiej fabryce. Soo-hee i ja odsunęłyśmy brezent i pobiegłyśmy ją przywitać. Nasza matka, Suh Bo-sun, miała na sobie stary wełniany płaszcz i wypłowiały fioletowy szalik. Na nasz widok od razu się uśmiechnęła.

      – Moje dzieciątka, ye deulah – powiedziała. – Jak wam minął dzień?

      Zawsze mówiła do nas „moje dzieciątka”.

      – Ummah! Ummah! – wybuchłam od razu. – Dzisiaj przyjechał żołnierz na motocyklu z rozkazem dla mnie i Soo-hee.

      – Jae-hee! – upomniała mnie siostra. – Okaż matce szacunek!

      Westchnęłam ciężko, ale ukłoniłam się razem z nią. Matka poprowadziła nas do domu.

      – Rozkaz? – spytała. – Co w nim jest?

      – Soo-hee powiedziała, że nie możemy go przeczytać, dopóki nie wrócisz – wyjaśniłam. – Czy teraz możemy to zrobić?

      – Mała siostro, naucz się nad sobą panować! – zwróciła mi uwagę Soo-hee. – Ummah jest głodna. Pozwólmy jej się posilić.

      Matka powoli zdjęła szalik i usiadła przy stole w płaszczu. Siostra podała jej ryż i warzywa.

      – Soo-hee,

Скачать книгу