Ogniem i mieczem. Henryk Sienkiewicz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ogniem i mieczem - Henryk Sienkiewicz страница 72

Ogniem i mieczem - Henryk  Sienkiewicz

Скачать книгу

U-ha! — zawyli radośnie Kozacy.

      Zagłoba rozejrzał się na wszystkie strony.

      — O takie syny, nitkopłuty, harhary, oczajdusze! — wykrzyknął nagle — to sami pijecie jak zdrożone konie, a tamtym, co strażują koło domu, nic? Hej tam, zmienić mi ich natychmiast.

      Rozkaz spełniono bez wahania i w mgnieniu oka kilkunastu pijanych mołojców rzuciło się, by zastąpić strażników, którzy dotychczas nie brali udziału w hulatyce. Ci nadbiegli wnet z łatwą do zrozumienia skwapliwością.

      — Hajda, hajda! — zawołał Zagłoba, ukazując im beczki z napitkami.

      — Diakujem, pane[1350]! — odparli, zanurzając blaszanki.

      — Za godzinę zluzować mi i tamtych.

      — Słucham — odpowiedział esauł.

      Semenom wydało się to zupełnie naturalnym, że w zastępstwie Bohuna objął komendę pan Zagłoba. Tak już zdarzało się nieraz i mołojcy radzi temu bywali, bo szlachcic pozwalał im zawsze na wszystko.

      Strażnicy pili więc wraz z innymi, pan Zagłoba zaś wszedł w rozmowę z chłopami z Rozłogów.

      — Chłopie! — pytał starego pidsusidka — a daleko stąd do Łubniów[1351]?

      — Oj, daleko, pane! — odparł chłop.

      — Na rano można by stanąć?

      — Oj, nie stanie, pane!

      — A na południe?

      — Na południe prędzej.

      — A którędy jechać?

      — Prosto do gościńca.

      — To jest gościniec?

      — Kniaź Jarema kazał, żeby był, to i jest.

      Pan Zagłoba mówił umyślnie bardzo głośno, aby wśród krzyków i gwaru spora garść semenów mogła go słyszeć.

      — Dajcie i im gorzałki — rzekł do mołojców, ukazując na chłopów — ale wprzód dajcie mnie miodu, bo chłodno.

      Jeden z semenów zaczerpnął z beczki trójniaku w garncową blaszankę i podał ją na czapce panu Zagłobie.

      Szlachcic wziął ostrożnie we dwie ręce, aby płyn się nie rozlał, przytknął garncówkę do wąsów i przechyliwszy w tył głowę jął pić wolno, ale bez wytchnienia.

      Pił, pił — aż mołojcy poczęli się dziwić:

      — Baczyw ty[1352]? — szeptali jeden do drugiego. — Trastia joho mordowała[1353]!

      Tymczasem głowa pana Zagłoby przechylała się z wolna w tył, wreszcie przechyliła zupełnie, aż na koniec garncówkę od poczerwieniałej twarzy odjął, wargę wysunął, brwi podniósł i mówił jakby sam do siebie:

      — O! wcale niezły — odstały. Zaraz widać, że nie zły. Szkoda takiego miodu na wasze chamskie gardła. Dobra by była dla was i braha[1354]. Srogi miód, srogi, czuję, że mi ulżyło i żem się trochę pocieszył.

      Jakoż ulżyło panu Zagłobie rzeczywiście, w głowie mu pojaśniało, nabrał fantazji i widocznym było, że krew jego, podlana miodem, utworzyła on wyborny likwor, o którym sam powiadał, a od którego na całe ciało rozchodzi się męstwo i odwaga.

      Skinął Kozakom ręką, że mogą dalej pić, i odwróciwszy się, przeszedł wolnym krokiem cały dziedziniec, obejrzał uważnie wszystkie kąty, przeszedł most na fosie i skręcił wedle częstokołu, aby zobaczyć, czy straże dobrze pilnują domostwa.

      Pierwszy strażnik spał, drugi, trzeci i czwarty również. Byli pomęczeni drogą, a przy tym przyszli już pijani na miejsce i pospali się od razu.

      — Mógłbym jeszcze i którego z nich wykraść, abym zaś miał pachołka do posług — mruknął pan Zagłoba.

      To rzekłszy wrócił wprost do dworu, wszedł znowu do złowrogiej sieni, zajrzał do Bohuna, a widząc, że watażka nie daje znaku życia, cofnął się ku drzwiom Heleny i otworzywszy je z cicha, wszedł do komnaty, z której dochodził szmer jakoby modlitwy.

      Właściwie była to komnata kniazia Wasyla, Helena jednak była przy kniaziu, w pobliżu którego czuła się bezpieczniejszą. Ślepy Wasyl klęczał przed obrazem Świętej-Przeczystej, przed którym paliła się lampka, Helena obok niego; oboje modlili się głośno. Ujrzawszy Zagłobę, zwróciła nań przerażone oczy. Zagłoba położył palec na ustach.

      — Mościa panno — rzekł — jam przyjaciel pana Skrzetuskiego.

      — Ratuj! — odpowiedziała Helena.

      — Po tom też tu przyszedł; zdaj się na mnie.

      — Co mam czynić?

      — Trzeba uciekać, póki ten czort bez zmysłów leży.

      — Co mam czynić?

      — Wdziej na się ubiór męski i jak zapukam we drzwi, wyjdź.

      Helena zawahała się. Nieufność błysnęła w jej oczach.

      — Mamże waćpanu wierzyć?

      — A co masz lepszego?

      — Prawda, prawda jest. Ale mi przysiąż, że nie zdradzisz.

      — Rozum się waćpannie pomieszał. Ale kiedy chcesz, przysięgnę. Tak mi dopomóż Bóg i święty krzyż. Tu twoja zguba, ocalenie w ucieczce.

      — Tak jest, tak jest.

      — Wdziej męski ubiór co prędzej i czekaj.

      — A Wasyl?

      — Jaki Wasyl?

      — Brat mój obłąkany — rzekła Helena.

      — Tobie grozi zguba, nie jemu — odparł Zagłoba. — Jeśli on obłąkany, to on dla Kozaków święty. Jakoż widziałem, że go mają za proroka.

      — Tak jest. Bohunowi nic on nie zawinił.

      — Musimy go zostawić, inaczej zginiemy — i pan Skrzetuski z nami. Śpiesz się waćpanna.

      Z tymi słowy pan Zagłoba opuścił izbę i udał się wprost do Bohuna.

      Watażka blady był i osłabiony, ale oczy miał otwarte.

      —

Скачать книгу


<p>1350</p>

Diakujem, pane (ukr.) — dziekujemy, panie.

<p>1351</p>

Lubnie — miasto na Poltawszczyznie, na sr.-wsch. Ukrainie, rezydencja ksiazat Wisniowieckich.

<p>1352</p>

Baczyw ty (ukr.) — widziales.

<p>1353</p>

Trastia joho mordowala (ukr.) — niech go cholera wezmie.

<p>1354</p>

braha — zacier, mety, pozostalosci po pedzeniu wodki.