Sezonowa miłość. Gabriela Zapolska

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Sezonowa miłość - Gabriela Zapolska страница 20

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Sezonowa miłość - Gabriela Zapolska

Скачать книгу

stolika szklankę, w której moknie pąsowa róża, i wsuwa swój delikatny nosek w aksamitne płatki kwiatu.

      Ujrzawszy to, Tuśka wpada w jeszcze większe rozdrażnienie.

      – Postaw ten kwiatek – mówi do córki – weź papier i pióro i napisz list do tatusia. Pamiętasz przecież, że tatuś cię o to prosił na kolei. To niegrzecznie dać ojcu czekać.

      Pita podchodzi do pudełka, wybiera arkusz szarego angielskiego papieru, przesuwa krzesło, siada, zakrywając kolanka sukienką, i sumiennie, wyciągnąwszy języczek, zaczyna list córki dobrze wychowanej, na wiledżiaturze – do ojca, który z powodów od niego niezależnych pozostał w mieście.

      „Kochany tatku!

      Czyniąc zadość rozkazowi tatki piszę po przyjeździe do Zakopanego. Tak mamuńcia jak i ja jesteśmy, chwała Bogu, zdrowe, tylko mnie trochę w Krakowie było niedobrze, ale to przez szynkę, bo za dużo jadłam, i przez lody i lemoniadę. – Kraków jest to miasto mniejsze niż Warszawa i ma bardzo duży Rynek, a z wieży Mariackiej trąbią co godzinę.

      W Zakopanem jest dużo gór, ale się chowają za chmury i trzeba pilnować, żeby zobaczyć.

      W nocy jest tu bardzo ciemno. Górale nie są podobni do chłopów w Wilanowie i jeździ się tu furkami, które bardzo trzęsą. Dziś jest ładna pogoda, a wczoraj byłyśmy w teatrze, ale gorzej grali niż w „Rozmaitości”. Rączki i nóżki kochanemu tatowi całuję i pozostaję jego najprzywiązańszą i najwdzięczniejszą córką —

Pitą”.

      Cztery bruliony i dwa „na czysto” zajęły Picie przeszło godzinę czasu.

      Przez ten czas Tuśka zdołała spalić żelazkiem dużo włosów, lecz wreszcie ufryzowała się wspaniale i główka jej robiła wrażenie woskowej lalki na wystawie fryzjerskiej.

      Gdy Pita podeszła i wręczyła jej arcydzieło i wylew uczuć swych dziecięcych dla ojca, Tuśka przeczytała i znalazła list zupełnie przyzwoitym.

      – Jedno ci mam do zarzucenia – wyrzekła do córki – to jest słowo: „rozkaz”. Gdybyś napisała: „stosując się do życzenia, które tatuś raczył mi objawić”, byłoby grzeczniej i lepiej.

      – Dobrze, proszę mamusi! – odparła Pita i bez wahania zasiadła do nowego „na czysto”, wysuwając już teraz cały języczek, którym zaczęła zakreślać nadzwyczajne młynki i kółka.

      Tuśka po wypowiedzeniu tego zdania uczuła się jakoś spokojniejsza, gdyż wkraczała w ten sposób w normalną dziedzinę swego życia. Pita znów siedziała grzeczna i cicha, z przygładzoną lśniącą głową, z cerą twarzy matowobladą, przypominającą woskowe figurki.

      Tuśka postanowiła wyjść na spacer w stronę „miasta”. Potrzebowała zapasowych sznurowadeł do białych trzewików. Spojrzała w okno. Zdawało się jej, że słońce przyćmiewają chmury, postanowiła więc wyjść przed chałupę, aby stwierdzić, jaka jest właściwie pogoda i czy można zaryzykować jasną suknię.

      Zwróciła się do córki.

      – Pisz, ja zaraz wrócę.

      Na szlafrok różowy, kretonowy zarzuciła długą rotundę i wysunęła się przed sadybę.

      Aż biło od złota i jaśni.

      Ostrością niezwykłą i olśniewającą przepełniony był przestwór. Rzędy chałup, domów z tryumfalnie wybiegającymi ku górze pazdurami lśniły się złotem belek i migotały tęczą szyb. Smreki nieruchome wisiały ciężkie i prawie czarne pomiędzy tym złotem a rozpromienionym blaskiem.

      Środkiem płynął gościniec prawie biały, pusty i ginący jak wstęga mgły w oddali.

      Tuśka przysłoniła oczy ręką, zwróciła się w stronę Kościelisk i patrzała na tę mglistość wśród ściany czarnej smreków, w której rozpływał się gościniec. Nie czuła jednak dziwnej, tajemniczej piękności ginących w oddali górskich dróg, lecz myślała, że kurz jest straszny i że suknia szara, płócienna jest najodpowiedniejsza na taki dzień upalny i przepojony pyłem.

      Nagle tuż obok niej, jak nadlatujący wicher, wysunął się rower, a na nim mężczyzna w kurtce narzuconej na ramiona, okryte cienkim, białym trykotem.

      Zanim Tuśka zdążyła zwrócić się ku domowi, cyklista zeskoczył z roweru i kierując go ku sieni zagrodził jej drogę.

      Tuśka uczuła się schwytana w pułapkę. Z drugiej strony zamykały obejście żerdzie, przez które przejść było niepodobieństwem.

      Cyklista zaś, którego zakłopotanie Tuśki widocznie bawiło, zajął ze swym rowerem prawie całą długość maluchnego podwórka przed chatą.

      Teraz Tuśka, choć na niego nie patrzyła, widziała jednak dokładnie, że to były te same zuchwałe i łaszące się oczy, ten sam uśmiech trochę cyniczny i dziecinny grubych, świeżych warg, który wczoraj zwrócił się ku niej spod ronda jasnego kapelusza.

      Aktor uchylił czapeczki i przybrał bardzo wdzięczną i zgrabną postawę.

      – Pozwoli pani… – zaczął.

      Lecz Tuśka, która zawsze miała dużo przytomności umysłu i pewności siebie, jaką się odznaczają wśród ludzi warszawianki, poczuła, że serce jej zaczyna dziwnie tłuc w piersiach i krew jej bije do głowy.

      Niezgrabnie, jak spłoszona pensjonarka porwała się do sieni i torowała sobie drogę nie wiedząc, co robi.

      – Przepraszam, pan mnie przepuści…

      Była jednak bardzo ładna w tym strwożeniu, miała w sobie masę wdzięku i młodości.

      Aktor ze zdziwieniem patrzył na nią.

      Wczoraj w teatrze wydała się mu wytrawniejsza i dużo wiedząca.

      – Czyżby?

      Usunął rower i on jakby troszkę zmieszany.

      – Proszę… bardzo proszę…

      Szybko Tuśka zniknęła w sieni.

      Mężczyzna postał czas jakiś, rosły, silny, ładny w tym skąpaniu słonecznym, oddychając szeroko doskonale zbudowaną piersią, która w bieli trykotu zdawała się być z gipsu odlaną.

      Patrzył w otwór sieni, w którym zniknął różowy szlafrok przysłoniony zakopiańską peleryną, patrzył i kręcił głową.

      Wreszcie oparł rower o ścianę, zapalił papierosa i rzucając zapałkę na ziemię, wycedził przez świeże, uśmiechnięte usta:

      – No… no…

      IX

      Nad wieczorem wracała Pita z Tuśką z „miasta”.

      Szły od doktora, do którego miały listy polecające z Warszawy.

      Po drodze wrzuciły listy, Tuśka zaprenumerowała książki i naturalnie

Скачать книгу