Chłopak, który o mnie walczył. Kirsty Moseley

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Chłopak, który o mnie walczył - Kirsty Moseley страница 16

Chłopak, który o mnie walczył - Kirsty  Moseley

Скачать книгу

trzydzieści tysięcy dolarów. Co z tego, skoro był zwykłym kmiotkiem na moich usługach, kimś, kto marzył o tym, by grać pierwsze skrzypce, ale nie miał na to szans. Wstrętny wazeliniarz z wybujałym ego. Kiedy pracował dla Bretta, miał więcej do powiedzenia – często występował w jego imieniu, był jego prawą ręką. Pod moimi rządami zajmował znacznie niższą pozycję, ale nie zrezygnował z drogich garniturów.

      – Więc co jest grane? – zapytałem, przechylając głowę w oczekiwaniu na jego odpowiedź.

      Ściągnął brwi i wykrzywił usta z niesmakiem, wypluwając z pogardą dwa słowa:

      – Bracia Salazar.

      Słysząc to nazwisko, również się skrzywiłem. Salazarowie byli moją największą konkurencją w mieście. Bracia Alberto i Mateo przyjechali tu przed około dziewięcioma miesiącami z Meksyku, przywożąc ze sobą śmiesznie tanie narkotyki, i wpakowali się na moje terytorium. Początkowo chcieli wejść z nami w spółkę: mielibyśmy rozprowadzać ich towar – gównianą kokainę rozcieńczaną Bóg wie jakim świństwem. Ale kiedy kazałem im spadać na drzewo – no, może ująłem to bardziej dosadnie – staliśmy się rywalami. Jak dla mnie, byli najgorszym ścierwem. Mieli gdzieś to, że ich prochy były doprawione trutką na szczury albo lewamizolem, środkiem do odrobaczania zwierząt, po którym, jak słyszałem, skóra dosłownie gniła na ludziach i schodziła płatami. Nie byli tacy jak my; nie mieli żadnych zasad moralnych i nie obchodziło ich to, ilu ludzi cierpiało albo umarło przez ich zanieczyszczony towar. Nieraz toczyliśmy z nimi wojny o terytorium i o to, gdzie „wolno” im było handlować. Mieliśmy z nimi układ.

      – Co też znowu odstawiły te oślizgłe gnidy? – warknąłem, zaciskając mocniej palce na butelce.

      – Wysłali wczoraj swoje cizie z prochami do jednego z naszych klubów. Jeden koleś dostał ataku padaczki na środku parkietu i teraz policja węszy, próbując ustalić, skąd wziął towar. Maglowali mnie przez cały dzień. Naprawdę powinieneś był odebrać! – rzucił oskarżycielskim tonem.

      – Cholerne mendy! Dlaczego handlują w naszych klubach? – warknąłem. – Zadzwoń do Alberta i powiedz mu, że chcę się z nim widzieć. Dzisiaj! – rozkazałem, biorąc zamach i ciskając w złości butelkę przez cały warsztat. Usłyszałem, jak roztrzaskuje się o ścianę, ścieląc podłogę odłamkami szkła.

      Zabiję tego sukinsyna!

      Rozdział 8

      ELLIE

      Przez te trzy dni od powrotu do domu każda godzina ciągnęła się jak wieczność, którą wypełniał ból, a jednak ledwie starczyło czasu, żeby załatwić wszystkie niezbędne sprawy.

      Od mojej pierwszej wizyty w szpitalu, kiedy lekarz zasugerował, abym wzięła sprawy w swoje ręce i zajęła się pogrzebem ojca, niczego innego nie robiłam. Nie miałam pojęcia, ile jest przy tym planowania i organizowania i ile czasu trzeba poświęcić na każde zadanie. Zwykłe, proste rzeczy, a raczej takie, które wydawały się proste, jak na przykład wybór kwiatów, zajmowały całe godziny. Inne z kolei, takie jak projektowanie programu uroczystości i znalezienie porządnego miejsca, w którym można go wydrukować, trwały jeszcze dłużej. Niemal każdą wolną chwilę spędzałam na wyszukiwaniu zdjęć ojca, wybieraniu jego ulubionych utworów oraz cytatów, które byłyby odpowiednie na tę okazję. To była ciężka, niezwykle bolesna praca, która zdawała się nie mieć końca. Każda fotografia albo piosenka, która coś dla niego znaczyła, raniła moje serce. Ledwo się trzymałam i tylko czekałam, aż stoczę się w ziejącą otchłań rozpaczy. Wiedziałam, że w końcu się rozsypię. Na szczęście dobrze mi szło powstrzymywanie emocji – przynajmniej do teraz.

      Dziś jednak o mały włos nie pękłam. Zadanie, które miałam do wykonania, mocno nadwyrężyło moją psychikę.

      Opuściłam wzrok na pięknie kaligrafowany adresownik mamy i przesunęłam palcem w dół strony, zatrzymując się przy ostatnim wpisie. Julie i Peter Watkinsowie. Pominęłam ich adres, odszukując numer telefonu i wystukując go na klawiaturze. Wsłuchując się w sygnał łączenia, zaczęłam masować czoło – liczyłam, że zmniejszy to nieco ból głowy, który dokuczał mi od dwóch dni z braku snu.

      – Słucham? – w słuchawce odezwał się wesoły kobiecy głos.

      Zamknęłam oczy, szykując się na kolejną bolesną rozmowę – czterdziestą drugą tego dnia; stopniowo przebijałam się przez adresownik mamy, zaczynając od litery A, aż doszłam do ostatniego nazwiska – państwa Watkins.

      – Dzień dobry, czy rozmawiam z Julie Watkins?

      – Owszem.

      – Mówi Ellie Pearce. Pewnie mnie pani nie pamięta, widziałyśmy się ostatnio, gdy miałam szesnaście albo siedemnaście lat – wyjaśniłam. Wiedziałam, że rodzice utrzymywali kontakt z Watkinsami, z którymi przyjaźnili się od college'u, ale po raz ostatni widziałam ich przed kilkoma laty, na chrzcinach ich syna.

      – Ellie! Oczywiście, że cię pamiętam – odparła ciepło i radośnie. – Jak się miewasz?

      Otworzyłam oczy i spojrzałam na jej nazwisko w notesie, zdając sobie sprawę, że za chwilę jej głos straci radosny ton.

      – Muszę przekazać pani złą wiadomość. – Przełknęłam ślinę, marszcząc brwi; bez względu na to, jak często to dziś powtarzałam, nie było mi łatwiej. – W weekend rodzice mieli wypadek samochodowy. Ojciec nie żyje, a mama trafiła do szpitala w krytycznym stanie.

      Nagły wdech na drugim końcu linii, chwila ciszy i wreszcie padły słowa, które słyszałam dzisiaj tak często, że przestały dla mnie cokolwiek znaczyć. Wiedziałam, że wypowiadano je w dobrej wierze, ale teraz były już tylko pustymi frazesami.

      – Ellie, tak mi przykro! – krzyknęła.

      Tak mi przykro; przykro mi z powodu twoich rodziców; przykro mi, że tak się stało. Przykro – wszystkim było przykro, jakby to oni zawinili.

      – Dziękuję – wycedziłam. – Wiem, że przyjaźnili się państwo z mamą i tatą od wielu lat, dlatego dzwonię. Pogrzeb taty odbędzie się w piątek o trzeciej po południu, w domu pogrzebowym przy Everglade Drive, gdybyście chcieli w nim uczestniczyć. Po uroczystości zapraszam na poczęstunek u nas w domu.

      – Oczywiście oboje się zjawimy – zapewniła mnie drżącym głosem Julie. – Jak się czuje teraz twoja mama?

      Podczas każdej rozmowy starałam się nie wzruszać, nie myśleć o tym, co mówię, i nie zastanawiać nad tym, jak inni reagowali na tę smutną wiadomość. Było mi o wiele łatwiej, gdy udawałam, że chodzi o kogoś innego, o inną rodzinę, o jakąś osobę, która nic dla mnie nie znaczyła. Tylko w ten sposób mogłam to przetrwać. Gdybym dopuściła do siebie emocje, nie dałabym rady obdzwonić tych wszystkich ludzi i pewnie rozkleiłabym się już po pierwszym telefonie.

      – Podczas wypadku doznała urazu głowy, w wyniku którego pojawił się krwotok w obrębie mózgu. Chwilowo jest w śpiączce. Czekamy na dalszy rozwój sytuacji. – Mówiłam rzeczowo, bez emocjonalnego zaangażowania.

      Krwiak, czyli krwotok w obrębie mózgu, o czym dowiedziałam się później, był z tego wszystkiego najgorszy. Lekarze poradzili sobie ze złamaniami, wewnętrznym krwawieniem i innymi urazami, ale krwiak

Скачать книгу