Chłopak, który o mnie walczył. Kirsty Moseley
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Chłopak, który o mnie walczył - Kirsty Moseley страница 18
I właśnie wtedy runął emocjonalny mur, którym się otoczyłam.
Do mapy przypięte były zdjęcia i pocztówki, które wysyłałam rodzicom, ilekroć przenosiłam się w nowe miejsce, wszystkie opatrzone datą mojego przyjazdu i odjazdu. Śledzili trasę mojej wędrówki; podróżowali wraz ze mną po Europie, zaznaczając moje przystanki pinezkami i małymi chorągiewkami. Zadrżała mi broda i wybuchnęłam niekontrolowanym płaczem. Omiotłam wzrokiem wszystkie oznaczone przez nich kraje: Włochy, Niemcy, Cypr, Hiszpanię, Francję, Irlandię, Szkocję i wiele innych, zatrzymując się na fotografii umieszczonej przy Londynie, którą wysłałam przed sześcioma miesiącami. Byłam na niej ja i Toby, oboje szeroko uśmiechnięci; wystawiałam lewą rękę do aparatu, prezentując na palcu serdecznym nowy, błyszczący dodatek. Pod spodem widniała karteczka, na której mama swym pięknym pismem zanotowała: „Ellie w końcu przestaje uciekać”.
Zamknęłam oczy, mocno się obejmując. Łzy nadal ciekły mi po policzkach. I nagle poczułam wzbierającą we mnie złość; irracjonalną, dziką furię pożerającą mnie od środka. Otworzyłam oczy i utkwiłam je w mapie. Włóczyłam się po świecie i dobrze bawiłam – „uciekałam”, jak to nazwała mama – zamiast być tu, z nimi, zamieniając wspólnie spędzone chwile w piękne wspomnienia. Wyjechałam i nawet przez myśl mi nie przeszło, że może dojść do czegoś takiego. Gdy żegnałam się wtedy z nimi wszystkimi przed domem, nie przypuszczałam, że już nigdy więcej nie przytulę ojca, i być może także matki, jeśli się nie obudzi. Brałam ich za pewnik, zakładałam, że będę mogła wrócić, kiedy zechcę, i zacząć tam, gdzie skończyliśmy. Jakże się myliłam.
Wyciągnęłam rękę i bez opamiętania zaczęłam zdzierać ze ściany zdjęcia, mapę i pocztówki, nie dbając o fruwające pinezki, które upstrzyły dywan kolorowymi punkcikami, nie dbając o to, że papier kaleczył mi palce, kiedy rwałam mapę na strzępy. Z moich ust wydarł się krzyk pełen bólu. Schyliłam się po największy kawałek mapy, przedarłam go na pół i zgniotłam obie części w kulkę, ciskając ją na zaśmieconą podłogę.
Z oczu płynęły mi łzy, mocząc mój różowy T-shirt. Choć z trudem łapałam oddech, kopałam w zdjęcia, rozrzucając je po całym pokoju. Gdy zabrakło mi sił w nogach, opadłam na podłogę, kryjąc twarz w dłoniach i zanosząc się płaczem.
Nie byłam pewna, jak długo tak siedziałam. Chyba długo, bo łzy w końcu wyschły, a oddech się wyrównał. Nie wstałam jednak, przesunęłam się tylko pod ścianę, opierając się o nią plecami i przyciągając kolana do piersi. Właśnie w takim stanie znalazła mnie Stacey.
– Ellie, co się tu stało? – spytała, wchodząc bez pytania do pokoju pogrążonego w chaosie.
Spojrzałam na nią i tylko wzruszyłam ramionami. Nie wiedziałam, co powiedzieć.
Odwróciłam wzrok, by nie widzieć jej pełnych współczucia oczu. Nie odezwała się, tylko podeszła do mnie i osunęła się na podłogę tuż obok, obejmując mnie ręką. Przechyliłam głowę i położyłam jej na ramieniu. Przytuliłam się do niej jeszcze mocniej, czując wdzięczność za ten gest, którego tak rozpaczliwie dzisiaj potrzebowałam.
Stacey czule masowała moje ramię.
– Dzwoniła twoja babcia i poprosiła mnie, żebym wpadła po pracy. Mówiła, że będzie ci dziś ciężko i przyda ci się pocieszenie.
– Aha. – Zastanawiałam się właśnie, skąd się tu nagle wzięła.
Pocałowała mnie delikatnie w czubek głowy.
– Wszystko w porządku? – wyszeptała.
Ponownie wzruszyłam ramionami, bo rzeczywiście nie byłam pewna.
– Nie do końca – przyznałam, odsuwając się i wycierając piekące oczy. – Chyba to wszystko mnie przerosło. Zobaczyłam mapę i moją mamę, ona… – Spojrzałam ponuro na zdjęcie wystające spod skrawka podartej mapy, na którym ja i Natalie zbieramy winogrona we Francji. – Sama nie wiem. Po prostu ogarnęła mnie złość.
– Na co? – dopytywała Stacey.
– Na siebie, za to, że wyjechałam. Powinnam tu być. W ogóle nie powinnam była wyjeżdżać albo przynajmniej wrócić do domu przed dwoma laty, razem z Natalie. Żałuję, że zostałam w Londynie.
Stacey nie odzywała się przez chwilę. Nagle się pochyliła i sięgnęła po fotografię na tle wieży Eiffla. Popatrzyła na nią z uśmiechem.
– Gdy twoja mama dostała tę fotkę, przejechała pół miasta do kafejki, w której wtedy pracowałam, żeby mi ją pokazać. Opowiadała z ekscytacją, jak bardzo jest z ciebie dumna, jak się cieszy, że spełniasz swoje marzenie i zwiedzasz te wszystkie piękne miejsca. Obsługiwałam klientów, a ona stała przy ladzie, chwaląc się wszystkim czekającym w kolejce, że jej śliczna mądra córka podróżuje po świecie. Była z ciebie taka dumna, Ellie. Jak tu mieszkałaś, nigdy tego nie mówiła, Bóg wie dlaczego, ale po twoim wyjeździe wprost nie mogła się ciebie nachwalić.
Chłonąc słowa Stacey, spojrzałam w dół i skrzywiłam się na widok swoich dłoni pociętych od papieru.
– Ellie, musiałaś wyjechać, tak było dla ciebie najlepiej. Potrzebowałaś czasu, żeby wyleczyć rany i dojść do siebie – zrobiła wymowną pauzę i zazgrzytała zębami ze złości – po nim.
Po nim. Po Jamiem. Pięknym, skrzywdzonym chłopcu, który rozkochał mnie w sobie, by potem doszczętnie zrujnować mi życie. Przełknęłam ślinę, czując ścisk w gardle na jego wspomnienie. Minęły trzy lata, a rozmyślanie o nim nadal bolało i otwierało stare rany w sercu.
Wiedziałam, że Stacey ma rację. Mój wyjazd był koniecznością. Musiałam wyjechać; byłam załamana, zagubiona i tak bardzo zdruzgotana, że nie wiedziałam, czy kiedykolwiek się pozbieram. Podróż za granicę dobrze mi zrobiła; pomogła mi Natalie, pomogło zwiedzanie miejsc, które mi o nim nie przypominały, i pomógł mi Toby.
– Powinnam była znaleźć czas, by się z nimi zobaczyć, i w ogóle częściej z nimi rozmawiać. Odwiedzić ich. Przedstawić im Toby'ego. Tyle rzeczy powinnam była zrobić inaczej – rozpaczałam.
– Człowiek mądrzeje po szkodzie – skwitowała oględnie Stacey.
Wyciągnęła ręce i ujęła moją dłoń.
– Zwariujesz, myśląc w ten sposób – stwierdziła, kreśląc kciukiem kółko na mojej dłoni. – Potrzebujesz chwili wytchnienia. Żyjesz teraz w wielkim stresie. Powinnaś zrobić sobie przerwę. Już wiem! – Wyprostowała się, a jej oczy rozbłysły. – Wieczorem wychodzimy. Na kolację, tylko my dwie. A potem może wyskoczymy jeszcze na drinka. Musisz się trochę wyluzować, bo inaczej wybuchniesz. – Zmarszczyła czoło, obrzucając wzrokiem śmietnik w moim pokoju, i dodała: – Po raz kolejny.
Pokręciłam przecząco głową.
– Nie, nie mam ochoty.
Stacey uniosła idealnie wyregulowane brwi.
– Bez wykrętów.