Chłopak, który o mnie walczył. Kirsty Moseley
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Chłopak, który o mnie walczył - Kirsty Moseley страница 17
Przygryzłam wewnętrzną stronę policzka.
– Nie wiemy. Mamy nadzieję.
– Ellie, tak mi przykro.
I znów to samo: przykro mi.
– Dziękuję. Niestety, muszę już kończyć i powiadomić pozostałych. Do zobaczenia w piątek po południu, jeśli da pani radę – odparłam.
– Myślami jestem przy tobie i Kelsey. Daj znać, jeśli będziecie czegoś potrzebować. Będę się modlić za waszą mamę – zasypała mnie oklepanymi frazesami, których już się dziś nasłuchałam.
Nie byłam religijną osobą – tak jak reszta mojej rodziny – ale doceniłam ten gest. W takich chwilach ludzie robili to, co uważali za stosowne i co dawało im pewne pocieszenie. Niech się modli, skoro chce; na pewno nie zaszkodzi.
Nie odpowiedziałam, po prostu się rozłączyłam i rozparłam na krześle. Koniec. Spojrzałam na zegar, dochodziła czwarta – obdzwonienie tych wszystkich osób zajęło mi ponad trzy godziny. Odłożyłam telefon na duże dębowe biurko ojca, kilkakrotnie zaciskając i rozwierając pięść, żeby rozkurczyć zesztywniałe palce.
Powoli ogarnęłam wzrokiem gabinet taty. Czasem pracował tu wieczorami, a nawet okazjonalnie w weekendy. Utkwiłam spojrzenie w wypłowiałym przetartym obiciu fotela stojącego przy oknie. Mama nieraz suszyła mu głowę, żeby wyrzucił to szkaradztwo, ale tata bardzo lubił ten fotel i walczył jak lew, żeby go zatrzymać.
Wstałam i podeszłam do niego. Przesuwałam palcami po aksamitnym materiale, który obudził we mnie miłe wspomnienia. Tata czasami pozwalał mi tu siedzieć, kiedy pracował; odrabiałam wtedy lekcje, czytałam książkę lub jakieś gazetki, albo po prostu sobie rysowałam. Niekiedy tylko udawałam, że czytam, a tak naprawdę potajemnie przyglądałam się, jak siedzi za biurkiem i niestrudzenie stuka w klawiaturę laptopa albo rozmawia przez telefon z jakimś ważnym klientem. A kiedy mnie na tym przyłapywał, przybierał głupią minę – robił zeza i wystawiał język na bok – po czym wracał do rozmowy, jakby nigdy nic. Spędziłam tu wiele godzin, ot tak, patrząc, jak pracuje, i tak jak on korzystając z okazji, by poczytać w spokoju. Czasami sadzał mnie sobie na kolanach i czytaliśmy razem. W tym fotelu wspólnie z tatą odkryłam magię Harry'ego Pottera.
Uśmiechnęłam się do siebie, badając palcem dziurę w podłokietniku. Właśnie takie drobiazgi, które kiedyś wydawały się nieistotne, z czasem nabierają największego znaczenia. Przypominają nam nagle o rzeczach, które braliśmy za pewnik, myśląc, że nasz świat nigdy się nie zawali.
Stałam tak jeszcze przez kilka minut, zanim wyszłam z gabinetu, zamykając za sobą drzwi, i udałam się do salonu. Zastałam tam Kelsey i babcię. Kelsey odwróciła się w moją stronę i zmrużyła oczy; na jej czole między brwiami pojawiła się cienka, pionowa linia. Wstała i bez słowa opuściła pokój. Poirytowana jej zachowaniem, zacisnęłam szczęki. Powtarzała ten rytuał od kilku dni – gdy tylko wchodziłam, wychodziła z pokoju, zaszywając się na dłuższy czas w swojej sypialni, i za każdym razem, gdy obrzucała mnie oskarżycielskim spojrzeniem, dawała mi odczuć swoją pogardę. Nie miałam pojęcia, jak ją pocieszyć ani co powiedzieć, by naprawić nasze relacje. Być może nigdy mi nie wybaczy, że nie było mnie, gdy to wszystko się wydarzyło.
Odwróciłam się i patrzyłam, jak przemierza hol, a potem wspina się po schodach do swojego pokoju. Zrobiło mi się ciężko na sercu. Nie widziała, że jej potrzebuję? Nie widziała, że ja też cierpię i chcę, by mnie przytuliła? Nie rozumiała, że mój świat także legł w gruzach? Nie byłam pewna, jak długo jeszcze dam radę udawać, że jej obojętność mnie nie boli. Przez trzy ostatnie godziny siedziałam sama, zamknięta w pokoju, i powtarzałam w kółko, że ojciec nie żyje. Naprawdę potrzebowałam, by ktoś mnie teraz przytulił, lecz ewidentnie tym kimś nie miała być Kelsey, choćbym nie wiem, jak długo wpatrywała się w jej plecy i błagała, by tak się stało.
– Nic ci nie jest, skarbie?
Pociągnęłam nosem, oglądając się na babcię, która siedziała na kanapie, z ręczną robótką na kolanach, i patrzyła na mnie serdecznie, z czułością i wyraźnym współczuciem.
– Nie, babciu – skłamałam. – Załatwione, zadzwoniłam do wszystkich z notesu mamy, i jeszcze do paru osób, których numery znalazłam w wizytowniku taty.
Babcia pokiwała głową, wpatrując się we mnie.
– To dobrze, ale nie musiałaś robić wszystkiego sama.
– Już się stało – wzruszyłam ramionami i oparłam się o framugę drzwi, skubiąc nitkę wystającą z rękawa swetra. Zaoferowała, że też podzwoni – chciała pomóc – ale widziałam, że ledwo się trzyma. Wyglądała, jakby postarzała się o dziesięć lat, odkąd wróciłam. Nie radziła sobie z sytuacją. Zważywszy na jej wiek, chciałam oszczędzić jej zmartwień. Widziałam, jak cały ten stres wpływa na jej zdrowie – ból biodra znów się nasilił, a na twarzy malowało się ogromne zmęczenie. Zauważyłam też, że sukienki wisiały na niej jak na wieszaku. Nieraz błądziła gdzieś myślami, na śmierć zapominając o swoich robótkach albo o jedzeniu, które gotowała, i gdy sądziła, że jest sama w pokoju, popłakiwała.
Chociaż robiłam, co w mojej mocy, byśmy przetrwali, moja rodzina rozsypywała się i nie byłam w stanie temu zapobiec. Mogłam jedynie spróbować zdjąć z ramion moich bliskich jak najwięcej przytłaczającego ich ciężaru. Na rodziców mamy nie miałam co liczyć; zostali poinformowani o wypadku, ale oboje byli w podeszłym wieku i słabego zdrowia, więc nie nadawali się do podróżowania po kraju. Wątpiłam, czy w ogóle dotrą na pogrzeb.
– Zaparzę ci herbatę – powiedziałam szybko, wymykając się do kuchni, i zaczęłam ją przygotowywać jakby w transie.
Gdy wróciłam do salonu, niosąc dwa parujące kubki, babcia spała na kanapie; w dłoniach nadal ściskała robótkę. Z westchnie niem odstawiłam herbatę i ostrożnie wyplątałam z jej palców włóczkę i druty, chowając je w koszu u jej stóp. Potrzebowała snu. Słyszałam, jak w nocy krzątała się na dole, sprzątając lub układając jakieś rzeczy, przygotowując jedzenie, którego nikt nie chciał jeść, zajmując czymś myśli. Pewnie sypiała mniej niż ja.
Ponieważ nie chciałam bezczynnie siedzieć i rozpamiętywać, na czym zszedł mi dzień, postanowiłam pójść do swojego pokoju i położyć się. Po drodze zatrzymałam się pod drzwiami Kelsey i przez chwilę nasłuchiwałam. Nie dobiegał stamtąd żaden dźwięk, więc poszłam dalej.
Mój pokój wyglądał tak samo, jak go zostawiłam trzy lata temu. Bibeloty wciąż zalegały na małych stolikach i parapecie, ale nie zarosły kurzem – mama nigdy by na to nie pozwoliła. Łóżko było posłane, a dywan odkurzony. Gdy przyleciałam i rozpakowałam się, tylko tu spałam, nie miałam okazji spędzić w nim więcej czasu.
Stanęłam na środku i rozejrzałam się. Dziwnie było znów znaleźć się w swojej dziecięcej sypialni – miło, ale mimo wszystko jakoś dziwnie.
Podeszłam do biurka i podniosłam jeden ze szkicowników leżących na równej kupce. Powoli przewracałam kolejne kartki, patrząc na swoje rysunki, na ubrania, które wymyślałam całymi godzinami, a potem pozwalałam im ożyć na papierze. Wodząc dłonią po projektach, posmutniałam. Nie rysowałam od trzech lat, zwyczajnie brakowało