Chłopak, który o mnie walczył. Kirsty Moseley

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Chłopak, który o mnie walczył - Kirsty Moseley страница 3

Chłopak, który o mnie walczył - Kirsty  Moseley

Скачать книгу

uśmiechu, ukazując zmarszczki w kącikach oczu.

      – Nic nie szkodzi, taka urocza osóbka może nam przeszkadzać do woli. – Mrugnął, gładząc się po zmierzwionej, siwej brodzie, którą zapuścił na zimę i wkrótce miał ściąć z okazji nadchodzącej wiosny. Kiedyś wyjaśnił mi, że hodował ją każdej zimy, żeby było mu ciepło w twarz. Chuck był jednym z moich ulubionych klientów; zawsze uprzejmy i radosny – przypominał mi trochę dziadka ze strony ojca, gdy jeszcze żył.

      Toby zarechotał.

      – Przestań flirtować z moją obsługą. Już ci to mówiłem – skarcił Chucka, przewracając żartobliwie jasnozielonymi oczami. Toby był z krwi i kości londyńczykiem – typowy cockney, urodzony i wychowany we wschodniej części miasta. Z początku trochę trudno mi było zrozumieć jego akcent, zresztą jak wszystkich tutaj; to, jak miejscowi wymawiali niektóre słowa, było co najmniej dezorientujące. Ale po prawie dwóch latach spędzonych w Londynie zdążyłam do tego przywyknąć. W zasadzie ten dialekt nawet mi się podobał. Może z wyjątkiem slangowych grypsów i rymowanek, z których połowa nadal była dla mnie niezrozumiała.

      Chuck uniósł pomarszczone ręce w geście kapitulacji.

      – Nie moja wina, żeś najął najładniejszą amerykańską barmankę w mieście.

      – Jestem jedyną amerykańską barmanką w mieście – zakpiłam, wywołując salwę śmiechu, po czym zwróciłam się do Toby'ego. – Ponieważ mały dziś ruch, może zrobiłabym remanent lub coś w tym rodzaju? Strasznie się nudzę. – Inwentaryzacja zajęłaby mi co najmniej godzinę.

      Wzruszył ramionami i nadal się śmiejąc, odgarnął włosy z czoła.

      – Uhm, dobry pomysł. Muszę jutro złożyć zamówienie w browarze, więc zaoszczędziłabyś mi rano sporo roboty. Dzięki.

      – Nie ma sprawy – rzuciłam, odwracając się i zmierzając na zaplecze po arkusze spisowe.

      Po drodze do piwnicy zauważyłam na tablicy ogłoszeń przypięty grafik na przyszły tydzień. Przystanęłam, żeby sprawdzić swoje dyżury i dni wolne, i spochmurniałam, widząc swoje imię przy sobocie. Wyraźnie powiedziałam Toby'emu, że nie mogę pracować tego dnia. I nagle, jak na zawołanie, Toby wyłonił się zza kotary. Sięgnął do pudła z chipsami i wyjął paczkę serowo-cebulowych.

      – Toby, dlaczego jestem zapisana w grafiku na sobotę? Nie mogę wtedy pracować, mam pewne plany – oświadczyłam, wskazując swoje imię w rubryce.

      Zmarszczył się i podszedł do mnie od tyłu, spoglądając przez moje ramię.

      – Zmień je.

      – Nie mogę. – Odwróciłam się twarzą do niego, opierając ręce o biodra. – Ty zmień swoje i weź zamiast mnie kogoś innego.

      Toby uniósł brwi i wykrzywił usta w figlarnym uśmiechu, a w jego oczach pojawił się szelmowski błysk.

      – Okej, znajdę kogoś na zastępstwo, pod warunkiem że będziesz się dziś ze mną kochać.

      Zaczerpnęłam głęboko powietrza, jeszcze mocniej marszcząc czoło.

      – To molestowanie seksualne!

      – Donieś na mnie. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu, wzruszył ramionami i odwrócił się na pięcie.

      – Może tak zrobię! – zawołałam, odprowadzając go uśmiechem, i przeniosłam wzrok na grafik. Wyciągnęłam długopis, wykreśliłam swoje imię i wpisałam w to miejsce Toby'ego, po czym ruszyłam do piwnicy, by spisać remanent.

      Tuż przed jedenastą, kiedy zabrzmiał dzwonek na ostatnie zamówienia, dokończyłam naprędce spis, notując, ile zostało nam paczek solonych orzeszków, i wróciłam na górę.

      Pub praktycznie opustoszał; zostało raptem sześć osób. Toby zebrał już większość szklanek i ustawił na kontuarze do mycia.

      – Panie i panowie, dopijamy i zamykamy! Nie macie domów, czy co? – rzucił żartem, zakładając krzesła na stoły, tak aby rano można było odkurzyć podłogę.

      Kilku stałych klientów jęknęło z niezadowoleniem, prosząc, by pozwolił im jeszcze zostać, ale wszyscy widzieli podkrążone oczy Toby'ego, więc nie naciskali.

      Gdy ostatnia para opuściła lokal, Toby zamknął ciężkie drzwi na klucz i odwrócił się do mnie.

      – Remanent zrobiony?

      – Uhm, wszystko gotowe – przytaknęłam.

      Ziewnął, wyciągając ręce nad głowę, i wrócił za bar.

      – Dzięki.

      Otworzyłam zmywarkę do naczyń i wstawiłam do środka dwie szklanki. Gdy sięgałam po kolejne, poczułam na biodrach czyjeś ręce. Przestraszona podskoczyłam, a wówczas Toby przywarł swoim ciepłym ciałem do moich pleców.

      – Jesteśmy dogadani w sprawie soboty, czy wolisz pracować? – wyszeptał, owiewając mój policzek i szyję gorącym oddechem. Ścisnął mnie mocniej za biodra, jeszcze bardziej na mnie napierając i ocierając się kroczem o skrawek mojej nagiej skóry wyzierający spod topu.

      Wciągnęłam gwałtownie powietrze w płuca, a moje ciało pokryło się gęsią skórką.

      – Twoje zachowanie jest w najwyższym stopniu niestosowne – odparłam, czując, jak napinają mi się wszystkie mięśnie.

      – Uhm – mruknął z ustami przy mojej szyi. – Daruj już sobie sprzątanie, zajmę się tym rano.

      Zrezygnowana, odwróciłam się do niego. Jego jasnozielone oczy płonęły pożądaniem, gdy przesuwał wzrokiem po mojej twarzy.

      – Chyba jednak potrzebuję tego wolnego dnia – wymamrotałam, wpatrując się w jego usta i język, którym przejechał wolno po dolnej wardze.

      Cofnął się i z szerokim uśmiechem wyciągnął ku mnie rękę. Odstawiłam ostatnią szklankę na bar i podałam mu swoją dłoń, pozwalając, by pociągnął mnie przez kotarę i poprowadził korytarzem oraz schodami do części mieszkalnej znajdującej się na piętrze. Po drodze zsunęłam najpierw jeden, potem drugi but, zostawiając je tam, gdzie upadły, a potem Toby zrobił to samo.

      Gdy weszliśmy na górę, przestał się kontrolować i dał się ponieść namiętności.

      Przyciągnął mnie do siebie i wpił się we mnie ustami. Jego ręce były wszędzie. Nieporadnie, zataczając się do tyłu, dotarliśmy do sypialni, praktycznie przez cały czas złączeni pocałunkiem. Pozbyłam się szybko bluzki, a jego palce sprawnie rozprawiły się z guzikiem u moich spodni. Tyłem kolan uderzyłam o brzeg łóżka i runęliśmy na materac, zamieniając się w plątaninę kończyn i rozgrzanych oddechów. Zachichotałam, bo wylądował na mnie, niemal mnie miażdżąc, lecz szybko się poprawił i nakrył mnie swoim ciałem.

      Odchylił się do tyłu, a ja ściągnęłam mu koszulkę przez głowę. Pożerając mnie głodnym wzrokiem, niespiesznie zsunął ze mnie dżinsy. Czułam, jak łaskocze mnie palcami po zewnętrznej stronie ud.

      – A

Скачать книгу