Chłopak, który o mnie walczył. Kirsty Moseley
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Chłopak, który o mnie walczył - Kirsty Moseley страница 5
Rozdział 3
Zdarzył się wypadek.
Wypadek… To słowo wciąż tłukło mi się w głowie, kiedy sięgałam po telefon. Wciągnęłam pospiesznie powietrze i poczułam bolesny ucisk w sercu. Z nerwów ścisnęło mnie w żołądku i momentalnie zaschło mi w ustach. Przyłożyłam słuchawkę do ucha, trzymając ją tak mocno, że pobielały mi kostki palców.
Proszę, oby to nie było nic poważnego! – błagałam w myślach.
Ale dobrze wiedziałam, że to na nic. Nie dzwoni się do ludzi o czwartej nad ranem tylko po to, by powiedzieć, że uderzyłeś się w palec u stopy albo złamałeś rękę. Stało się coś złego; po prostu to czułam.
Popatrzyłam na Toby'ego, licząc na pokrzepienie, lecz jego mina tylko wszystko pogorszyła. Na widok jego pełnego współczucia spojrzenia i zaciśniętych ust serce zaczęło mi walić w piersi. Chciałam się odezwać, ale głos uwiązł mi w gardle. Toby położył mi dłoń na kolanie, delikatnie je ściskając. Odchrząknęłam dziwnie i spróbowałam jeszcze raz.
– Halo? – wykrztusiłam niemal szeptem i usłyszałam łzawe pociągnięcie nosem.
– Ellie, kochanie. – Choć głos był chrapliwy i rozemocjonowany, natychmiast go rozpoznałam. Należał do matki mojego ojca, babci Betty.
– Babciu, co się stało? Wszystko w porządku? – Do oczu cisnęły mi się łzy.
– Nie… och, Ellie, nie wiem, jak to powiedzieć.
Przełknęłam ślinę, czując w gardle rosnącą gulę oraz ból w płucach od wstrzymywania oddechu. Szykowałam się na to, co miała do powiedzenia, moja wyobraźnia szalała. Zaczęłam panikować, zastanawiając się, co to za wypadek, kto jest ranny, jak bardzo jest źle.
– Babciu, proszę. Co się dzieje?! – błagałam z desperacją w głosie.
– Doszło do wypadku. Twoi rodzice…
Zaczerpnęłam gwałtownie powietrza.
– Boże, nic im nie jest? – Wolną dłoń zacisnęłam w pięść i przyłożyłam do piersi, chcąc uspokoić walące serce. Czułam na sobie wzrok Toby'ego, który starał się rozgryźć, o co chodzi, i nadal trzymał mnie za kolano.
– Twoja mama doznała poważnych obrażeń. Ma pękniętą czaszkę i krwotok wewnętrzny, i jeszcze jakiś krwiak. Zabrali ją na operację, żeby naprawić, co się da.
Z moich ust wydarł się jęk. Ponownie przełknęłam ślinę, zamykając powieki.
– Operację? – Słowo to z trudem przeszło mi przez gardło. – Ale wyjdzie z tego, prawda? – Zacisnęłam szczęki w oczekiwaniu na słowa otuchy, które uciszą szalejące we mnie emocje przybierające na sile w zatrważającym tempie. Ogarnęła mnie panika, a ręce zaczęły się trząść.
– Dowiemy się dopiero, gdy skończą. Robią wszystko, co w ich mocy, ale na razie bardzo z nią źle. – Odpowiedź babci nie przyniosła mi pociechy, na którą liczyłam.
– Ja… ja… – Mój mózg nie mógł za tym nadążyć. Serce ścisnęło mi się boleśnie. Mama była operowana; miała pękniętą czaszkę i walczyła o życie. Na tę myśl zadrżała mi warga. Oczy zapiekły od łez. Nie mogłam jej stracić. Po prostu nie mogłam. – Babciu, czy ona…? – Urwałam nagle, nie mogąc wydusić z siebie ostatniego słowa. Oznaczało koniec i nie mogłam tego znieść. Mój głos brzmiał tak obco; bełkotałam, ale jakimś cudem babcia wiedziała, o co chciałam zapytać.
– Nie wiem, skarbie. Naprawdę nie wiem. – Te słowa były dla mnie jak cios w brzuch. Brutalna prawda, bez osładzania.
Każda cząstka mojego ciała pragnęła być teraz w szpitalu i czekać, aż mama wybudzi się po operacji. Tata i siostra potrzebowali mnie; powinniśmy być tam razem i wspierać się nawzajem. Przez to, że nie było mnie przy nich, smutek wymieszał się z potwornym poczuciem winy.
– Jak się trzymają tata i Kels? – spytałam zachrypłym głosem.
– Kelsey ma się dobrze. Była wtedy ze mną. Rodzice podrzucili ją do mnie na weekend i gdy wracali do domu… – Zawiesiła głos i odchrząknęła, by pozbyć się chrypki, głośno pociągając nosem. – Jest teraz ze mną w szpitalu. Wyszłam tylko na chwilę, żeby do ciebie zadzwonić.
Pokiwałam głową, czując ogromną ulgę, że Kelsey nie było wtedy w aucie.
– Okej. A tata? Dlaczego sam do mnie nie zadzwonił?
W odpowiedzi usłyszałam głuche milczenie. Niepokojąca cisza przedłużała się niemiłosiernie, a mnie coraz bardziej skręcało w żołądku.
– Babciu?!
– Och, Ellie. Nie wiem, jak ci to powiedzieć, ale… Twój tata nie dał rady. – Jej głos załamał się, a moje serce pękło, roztrzaskując się na małe kawałeczki. – Nie żyje.
Nie żyje.
Gdy dowiedziałam się o mamie, sądziłam, że nic gorszego nie może mi się już przytrafić. Jak bardzo się myliłam.
Nie żyje.
Poczułam, jakby nóż szarpał moje wnętrzności. Panika ścisnęła mi płuca, z trudem łapałam powietrze. Mój ojciec, pierwszy mężczyzna, którego kochałam, podziwiałam i do którego porównywałam wszystkich facetów – nie żyje. Serce dudniło mi w uszach.
Tata. Nie żyje.
Z gardła wydarł mi się jęk. Cały świat rozmył mi się przed oczami w strugach łez spływających po policzkach. Uchyliłam usta, by coś powiedzieć. Tylko co? Mama walczyła o życie, a najcudowniejszy mężczyzna, który mnie wychował, dał mi wszystko, zachęcał do tego, bym była sobą, do którego biegłam po pomoc, moje oparcie we wszystkim… nie żyje. Żadne słowa nie były w stanie wyrazić tego, co czułam.
Przypomniałam sobie uśmiech taty, zuchwały błysk w jego brązowych oczach i to, jak mrugał do mnie porozumiewawczo, gdy zmawialiśmy się przeciwko mamie. Przypomniałam sobie, jak mnie przytulał, jak obejmował wielkimi ramionami, sprawiając, że czułam się maleńka. Naraz wróciły wszystkie dobre wspomnienia: święta Bożego Narodzenia, urodziny, naleśniki, jego koszmarne żarty, jego słabość do białej czekolady, jego śmiech…
To było dla mnie za trudne. Nie mogłam się z tym pogodzić.
– Ellie? Słońce, co się stało?