Chłopak, który o mnie walczył. Kirsty Moseley
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Chłopak, który o mnie walczył - Kirsty Moseley страница 4
– Poważnie? Dlaczego dajesz się jej zaciągać na takie imprezy? – zapytał, przewracając oczami.
Wzruszyłam ramionami, wiercąc się pod jego ciałem.
– Bardzo się ekscytuje ślubem. Powtarzam jej ciągle, że nie zamierzamy się spieszyć, ale… wiesz, jaka jest. Chyba po cichu liczy na to, że zobaczę jakąś wystrzałową suknię lub dekorację z balonów i zechcę w końcu wyznaczyć datę.
Na chwilę przybrał poważną minę.
– Wiesz, co wystarczy zrobić, żeby dała ci spokój?
– Zerwać z tobą? – zasugerowałam, chichocząc, a Toby za karę wwiercił mi palec między żebra.
– Albo po prostu wyznaczyć datę…
Westchnęłam głęboko, powoli tracąc ochotę na figle.
– Możemy o tym teraz nie rozmawiać? Myślałam, że mieliśmy zgorszyć łóżko… – Żeby dać mu to wyraźnie do zrozumienia, przejechałam delikatnie paznokciami po jego plecach, po czym chwyciłam go mocno za pośladki i przyciągnęłam do siebie.
Mężczyźni są tacy prości w obsłudze. Wystarczy wspomnieć o seksie, zaproponować go, czy choćby poczynić drobną aluzję na ten temat, by jedli ci z ręki. Z moim narzeczonym było tak samo.
Niestety, zanim się dobrze rozkręciłam, było już po wszystkim. Nie, żeby Toby był marnym kochankiem – był naprawdę cudowny, kiedy poświęcał na to więcej czasu. Jednak tej nocy czuł się zmęczony, a to oznaczało, że musiałam się obejść bez gry wstępnej i bez czułych słówek. Przeszedł od razu do sedna i po chwili opadł na mnie bezwładnie, ciężko dysząc. Oczywiście zrobiłam to, co robi większość kobiet podczas seksu: trochę poudawałam, by nie urazić jego ego, ale tylko troszeczkę – lubiłam się z nim kochać, tylko że tym razem zabrakło w pełni „szczęśliwego zakończenia”.
Pocałował mnie w policzek i stoczył się ze mnie z uśmiechem wyrażającym zaspokojenie.
– O tak, zdecydowanie warto było dać ci dziś wolne – wymamrotał z przymkniętymi oczami i przyciągnął mnie do siebie, leniwie przewieszając zmęczoną rękę przez mój brzuch. – I nie przejmuj się moją matką. Jeszcze raz z nią porozmawiam.
Przylgnęłam do niego, wtulając głowę w zgięcie jego szyi.
– Okej, dzięki.
– Dla ciebie wszystko – odpowiedział. Jego oddech zaczął się wyrównywać i pogłębiać, jakby zapadał w sen.
– Nie zasypiaj, muszę się jeszcze umyć – powiedziałam i cmoknęłam go w czubek nosa.
Nie otworzył oczu.
– Pospiesz się, zanim zamoczysz całe łóżko. Nikt nie lubi spać na mokrej plamie.
– Toby! – wrzasnęłam, chichocząc. – Wolałabym usłyszeć coś bardziej romantycznego po seksie.
Wzruszył ramionami bez cienia skruchy.
– E tam, naczytałaś się za dużo romansideł. Nie tak to wygląda w prawdziwym życiu – zażartował.
– Najwyraźniej – odparłam sarkastycznie.
– Te książki tylko zwodzą kobiety, prezentując nierealistyczną wizję związków. My, mężczyźni, musimy się z nią mierzyć każdego dnia. Niestety, nie jesteśmy w stanie jej sprostać. – Pokręcił głową z udawanym smutkiem. – Prawdziwa intymność jest wtedy, gdy facet puszcza bąka pod kołdrą, a potem nakłada ją dziewczynie na głowę. O tym nigdzie nie przeczytasz!
Nabrałam powietrza i zamachnąwszy się poduszką, grzmotnęłam nią w jego twarz.
– Tylko spróbuj mi tak zrobić, a przysięgam…
Parsknęłam śmiechem. Toby posiadał wyjątkowy dar i zawsze potrafił mnie rozśmieszyć. To przede wszystkim ta cecha mnie w nim zauroczyła. Poznaliśmy się przed dwoma laty. Zaproponował mi wtedy dorywczą pracę, która pozwoliłaby mi na zwiedzanie Londynu. Był pierwszą osobą, przy której tak naprawdę mogłam się rozerwać i zapomnieć – choćby na chwilę – o trawiącym mnie od środka bólu. Z początku byliśmy tylko przyjaciółmi, lecz wkrótce nasza znajomość przerodziła się w coś głębszego. Żadne z nas tego nie planowało. Z czasem zapomniałam o cierpieniu, dzięki niemu znowu się otworzyłam i zaufałam mężczyźnie. Można powiedzieć, że zdobył moje serce śmiechem. Spotykaliśmy się już od półtora roku, a od sześciu miesięcy byliśmy zaręczeni.
Nasz związek był harmonijny i nieskomplikowany, oparty na wzajemnym szacunku. Być może nie zawojował moim światem, nie zwalił mnie z nóg jednym namiętnym spojrzeniem ani rozbrajającym uśmiechem, ale kochał mnie, a ja kochałam jego. Był porządnym facetem; spolegliwym, godnym zaufania i niezawodnym – wszystkim, czego tak pragnęłam. Toby nigdy nie złamałby mi serca czy raczej tego, co z niego zostało – byłam tego pewna. Uwielbiałam go za to, że mnie uleczył i sprawił, że świat odzyskał jasne barwy. Naprawdę, wiele to dla mnie znaczyło.
Chwycił mnie za przeguby rąk i przyciągnął lekko do siebie, składając pocałunek na moich wciąż roześmianych ustach.
– Idź już się umyć, skoro musisz – rzekł, puszczając moje nadgarstki. – I przy okazji zwiąż włosy, okej? Nie chcę później przez cały dzień wypluwać twoich kłaków. – Mrugnął do mnie porozumiewawczo, gdy wstawałam z łóżka. Uśmiechnęłam się do niego przez ramię, podniosłam z podłogi jego T-shirt, narzuciłam go na siebie przez głowę i poczłapałam boso do łazienki.
Wzięłam prysznic, zmyłam makijaż i wyszczotkowałam zęby. Zanim wróciłam do naszej sypialni, zatrzymałam się przy sąsiednim pokoju i cicho uchyliłam drzwi, po czym zakradłam się na palcach do piętrowego łóżka. Zajrzawszy na górę, uśmiechnęłam się.
Pusto. Tak jak się spodziewałam.
Pochyliłam się, omiatając wzrokiem dolne łóżko. Dwaj synowie Toby'ego z poprzedniego małżeństwa spali spokojnie skuleni na jednym materacu, a obok leżała otwarta książka; latarka, przy której czytali, wciąż się świeciła, choć już słabo. Podniosłam ją i wyłączyłam, odnotowując w pamięci, żeby kupić nowe baterie, gdy przyjadą tu następnym razem. Christian i Sam – pierwszy miał siedem, a drugi pięć lat – byli jeszcze w tej „uroczej” fazie i czytanie książek ukradkiem przy blasku latarki traktowali jako przygodę.
Delikatnie pocałowałam każdego z nich w czoło i nakryłam kołdrą. Postanowiłam nie ruszać Christiana i nie próbować przenieść go na górę. Wymknęłam się bezszelestnie z pokoju i, zamknąwszy za sobą drzwi, ruszyłam w kierunku naszej sypialni.
– Chłopcy smacznie śpią, a Chris znów na dole. Chyba… – urwałam nagle, widząc, że Toby leży na plecach z jedną ręką pod głową i cicho chrapie.
Nici z przytulania…
Spięłam włosy w niski kucyk, a potem zgasiłam światło i krocząc z wyciągniętymi rękami przez pokój pogrążony w ciemnościach, próbowałam