Chłopak, który o mnie walczył. Kirsty Moseley

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Chłopak, który o mnie walczył - Kirsty Moseley страница 7

Chłopak, który o mnie walczył - Kirsty  Moseley

Скачать книгу

nie przeżył; przynajmniej wtedy nie musiałbym dzwonić do Ellie i niszczyć jej marzeń. Śmierć oszczędziłaby mi wykręcającej bebechy agonii, jaką przeżywałem, kiedy musiałem skłamać, łamiąc jej serce, żeby nie dowiedziała się, że łajdak, który był jej chłopakiem, ponownie trafił za kratki, tam gdzie jego miejsce. Ellie nie zasługiwała na to, by być dziewczyną skazańca odwiedzającą go raz na kilka tygodni. Nie mogłem obarczyć jej tym piętnem i kazać jej czekać, aż mnie wypuszczą. Dlatego zrobiłem to, co uważałem za słuszne. Zwróciłem jej wolność.

      Utrata jedynej rzeczy, na której ci zależy, potrafi odmienić człowieka nie do poznania.

      Dzięki mojemu adwokatowi Arthurowi Barringtonowi zamiast spędzić w więzieniu resztę mojej młodości, odsiedziałem tylko półtora roku.

      Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy po wyjściu dowiedziałem się, że Brett Reyes, nie mając dzieci, uczynił mnie swoim jedynym spadkobiercą i tym samym szefem i prezesem trzech firm składających się na wielomilionowy interes. Klub, na którego zapleczu męczył mnie teraz kac, firma ochroniarska, którą zarządzałem, zanim mnie przyskrzyniono, oraz przedsiębiorstwo przewozowe – to wszystko, zgodnie z jego życzeniem, należało do mnie.

      Mogłem wyjść na prostą i prowadzić te firmy najlepiej, jak potrafiłem, naprawdę do czegoś dojść. Jednak wraz z utratą Ellie straciłem motywację, by stać się lepszym człowiekiem. Kiedy więc ktoś z dawnych współpracowników Bretta zwrócił się do mnie z ofertą biznesową, przyjąłem ją bez wahania i już nigdy nie oglądałem się za siebie. Bycie złym chłopcem wychodziło mi znacznie lepiej. I tak wszyscy się tego po mnie spodziewali, więc po co walczyć? Przez ostatnie półtora roku, odkąd wyszedłem na wolność, wiodłem iście przestępcze życie, z którym kiedyś z uporem starałem się zerwać, i byłem w tym naprawdę dobry. „Jak już coś robić, to z rozmachem” – takie miałem teraz motto. A rozmachu z całą pewnością mi nie brakowało.

      – Która godzina? – mruknąłem, wstając i chwytając się mocno krzesła, kiedy świat przechylił się w lewo. Zdecydowanie przesadziłem wczoraj z alkoholem.

      – Po dziesiątej – odparł Dodger, zerkając na zegarek.

      Mrugnąłem kilka razy i pokiwałem głową, próbując dźwignąć ją do pionu. Policja miała się zjawić w porze lunchu – przynajmniej taki dostałem cynk. To oznaczało, że miałem mniej więcej dwie godziny, żeby doprowadzić biuro do porządku i zatrzeć wszelkie ślady moich pijackich wybryków.

      Dodger odstawił kosz i spojrzał na mnie z troską.

      – Ray powiedział mi o rodzicach Ellie. Chcesz o tym pogadać?

      – Nie – zaprzeczyłem kategorycznie.

      – W porządku. Jeśli zmienisz zdanie, wiesz, że możesz na mnie liczyć.

      Nie odpowiedziałem. Skoro wcześniej nie chciałem o tym rozmawiać, to dlaczego miałbym chcieć teraz? Sięgnąłem po leżący na biurku telefon i podniosłem go, strzepując sól z ekranu.

      Gdy go odblokowałem, zauważyłem cztery nieodebrane połączenia i jedną wiadomość głosową – wszystkie od Eda.

      – Młody, mam tę informację, o którą prosiłeś. Zadzwoń do mnie.

      Zdumiony zmarszczyłem czoło. Ma informację, o którą prosiłem? Z trudem próbowałem zebrać myśli. Nie pamiętałem, żebym go o coś prosił – chyba że wczoraj na rauszu. Ed załatwiał dla mnie sprawy, którymi sam nie miałem czasu się zająć. Bardzo możliwe, że coś mu zleciłem, ale nie miałem pojęcia, co to mogło być.

      Gdy Dodger wyszedł z biura, dźwigając kosz pełen śmieci, wybrałem numer Eda, który odebrał po drugim dzwonku.

      – Cześć, Młody, odsłuchałeś w końcu moją wiadomość?

      – Tak, o jaką informację chodzi?

      – Zadzwoniłeś do mnie w nocy i poprosiłeś, żebym dowiedział się czegoś o tej dziewczynie, której rodzice nie żyją. Pamiętasz?

      A więc po pijanemu kazałem mu szpiegować Ellie. Super.

      – Taaa, pamiętam – skłamałem.

      – Jasne. Chciałeś wiedzieć, czy wraca. Poprosiłem naszego człowieka w Londynie, żeby miał ją na oku. Wczesnym rankiem pojechała na lotnisko. Widział, jak dokonuje odprawy na lot o dziewiątej rano do Nowego Jorku. Zgodnie z numerem rejsu, który mi podał, powinna wylądować na JFK za kilka godzin.

      Ścisnęło mnie w piersi. Spodziewałem się, że wróci do Stanów, ale nie tak szybko. Nie miałem czasu, żeby się na to przygotować.

      – O której ląduje? – spytałem chrapliwym głosem.

      – O dwunastej dwadzieścia pięć.

      – Okej, dzięki. – Skinąłem głową, która coraz mocniej pulsowała.

      – Młody, jeszcze jedna rzecz – dodał szybko, zanim zdążyłem się rozłączyć. – Odprawiła się sama. Jej narzeczony odwiózł ją na lotnisko, ale nie wsiadł do samolotu.

      Sama? Leciała sama? Toby puścił ją samą, pogrążoną w żałobie i rozbitą emocjonalnie? Kawał drania! Zgrzytnąłem zębami, wszystko skręcało się we mnie ze złości. Rozłączyłem się i potrząsnąłem głową, próbując oczyścić umysł z morderczych myśli. Jak mógł pozwolić, żeby udała się w podróż sama? Dopiero co straciła ojca, jej matka była w stanie krytycznym – powinien być przy niej cały czas, ocierać jej łzy, wspierać ją i pocieszać. Co za złamas!

      Nigdy nie przepadałem za Tobym Wallisem – w końcu był z moją dziewczyną – ale szanowałem tego gościa, ponieważ ją kochał; sprawił, że na jej twarz wrócił uśmiech, dał jej wszystko, czego potrzebowała. Tyle wiedziałem, wychodząc na wolność. Tajny nadzór, prowadzony przez szwagierkę Raya, skończył się w chwili, gdy po roku wspólnych podróży Ellie postanowiła nie wracać do domu z Natalie. Wówczas wdrożyłem inne środki kontroli. Zatrudniłem prywatnego detektywa, który ją śledził i co pewien czas składał mi raporty o jej poczynaniach.

      Zanim opuściłem więzienie, detektyw dostarczył mi dowodów na to, że Ellie była szczęśliwa, że wreszcie się otrząsnęła i że ten cały Toby Wallis, który skradł mi dziewczynę, tak naprawdę był dla niej dobry. Po dokładnym prześwietleniu okazało się, że był porządnym facetem bez kryminalnej przeszłości; od trzech lat rozwiedziony miał dwójkę dzieci i ciężko pracował. Tylko dlatego po wyjściu z paki nie wsiadłem w pierwszy lepszy samolot i nie pognałem do niej, by wyznać całą prawdę i błagać o przebaczenie. A ten gnojek pozwolił jej lecieć samej? Może wcale nie był taki porządny, jak początkowo myślałem.

      * * *

      Dwie godziny później byłem już w hali przylotów międzynarodowych na lotnisku JFK. Nie mogłem się powstrzymać. Dodger musiał sam sobie poradzić z policją. Nie miałem żadnego konkretnego planu. Chciałem po prostu ją zobaczyć, przytulić i odstawić cało, gdzie tylko by zechciała – prawdopodobnie do szpitala, bo zapewne tam była teraz cała jej rodzina.

      Stałem nieco na uboczu, z dala od tłumu, oparty o ścianę Starbucksa, i w napięciu jej wyglądałem.

      Samolot

Скачать книгу