Wesołe przygody Robin Hooda. Howard Pyle
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Wesołe przygody Robin Hooda - Howard Pyle страница 19
Niech skryje włosy moje złote!”
Drozd przyhołubił sobie żonę
I gołąb też już gniazdko wije –
Mój Robin w inną odszedł stronę
I innej rzuca się na szyję,
Tak więc usiadłam pod wierzbiną
I śpiewam. Z oczu łzy mi płyną:
„Oj, wierzbo, wierzbo, moja wierzbo!
Z gałązek twoich wianek splotę
I skryję włosy moje złote!”
Lecz śledź z przybrzeżnej, bliskiej wody
Nie gorszy jest od morskich śledzi –
I patrzcie – już Korydon młody
U boku pięknej Filis siedzi –
A choć są razem pod wierzbiną,
Łzy z oczu jakoś jej nie płyną –
„Oj wierzbo, wierzbo, moja wierzbo!
Z gałązek wianka już nie splotę,
Odsłaniam włosy moje złote”.
– Dalibóg! – zawołał Mały John – zacna to pieśń, a i prawdę niebłahą zawiera.
– Cieszę się, że ci się spodobała – powiedział kucharz. – A teraz twoja kolej, bo nie wypada radować się samemu albo śpiewać, a drugich nie posłuchać.
– Zaśpiewam ci więc pieśń o chwackim rycerzu z dworu króla Artura. O takim, co wyrwał cierń z serca, nie nadziewając się zaraz na drugi, jak ta twoja Filis. Bo widzi mi się, że ona, aby wyleczyć jedną ranę, zadała sobie drugą. Słuchaj zatem tego, co zaśpiewam:
RYCERZ I JEGO MIŁOŚĆ
Gdy władał u nas Artur król,
Dobre to było władanie –
Rycerzy dzielnych i na schwał
Miał wesolutką kompanię.
A pośród nich, nad dziwy dziw,
Niby pacholę jakoweś,
Rycerzyk jeden sobie żył,
Co kochał cud białogłowę.
Lecz ona, nie chcąc chłopca znać,
W inną odwraca się stronę –
Rycerzyk ruszył tedy w świat
I pozostawił swą donnę.
A gdy nareszcie został sam,
Wnet zaczął szlochać i wzdychać –
(Ach, nawet twardy głaz by zmiękł)
I z żalu zaczął usychać.
Serce rycerza trawił ból –
Rozpaczy bezbrzeżnej źródło –
Ból, który coraz rósł i rósł,
W miarę jak ciało wciąż chudło.
I wrócił rycerz, nim minął rok,
W wesołych kompanów koło –
I rycerz przestał wzdychać „Ach”,
I znów mu było wesoło.
Z tego wynika – sądzić śmiem
I sąd ten powtarzam dalej –
Że jeśli tylko pełny brzuch
I serce też się nie żali.
– Niech skonam! – zawołał kucharz, walnąwszy garncem w stół – ogromnie mi się ta pieśń podoba, a i morał, który siedzi w niej jak słodki orzech w skorupie.
– A toś bystry chłop – rzekł Mały John. – Pokochałem cię szczerze jak brata.
– I jam cię też polubił. Ale dzionek mija, a ja mam jeszcze robotę w kuchni i muszę zdążyć, zanim nasz pan wróci z polowania. Więc chodźmy raz-dwa i załatwimy ten dzielny pojedynek, który nas czeka.
– No to już – powiedział Mały John – byle żwawo. Ze mnie kompan, bracie, i do bitki, i do wypitki. Ruszaj na korytarz, bo tam jest gdzie wywinąć mieczem, a postaram się dogodzić ci setnie.
Wyszli więc na krużganek, który prowadził do spiżarni, dobyli mieczy i bez dalszych ceregieli natarli na siebie z taką furią, jakby jeden drugiego chciał porąbać na kawałki. Miecz o miecz uderzał ze szczękiem, aż iskry sypały się dokoła. Wodzili się w walce po całym krużganku z godzinę albo i więcej, a żaden drugiego nie dosięgnął, choć starali się, jak mogli, obaj bowiem byli świetnymi szermierzami i nic z ich wysiłku nie wynikło. Od czasu do czasu przerywali pojedynek zmordowani, a odetchnąwszy nieco, rzucali się do walki z jeszcze większą zaciekłością. Wreszcie Mały John zawołał: „Stój, dobry kucharzu!” i obaj wsparli się na mieczach, ciężko dysząc.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.