Macierewicz i jego tajemnice. Tomasz Piątek

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Macierewicz i jego tajemnice - Tomasz Piątek страница 7

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Macierewicz i jego tajemnice - Tomasz Piątek

Скачать книгу

ujawnione. Były głośne publikacje na ten temat. Wobec tego wypadałoby się spodziewać, że minister obrony zachowa się przyzwoicie i wystąpi z władz fundacji Głos – choćby dla dobra swego wizerunku.

      Ale najwyraźniej tak się nie stało. 6 maja, gdy piszę te słowa, serwis Moje Państwo podaje, że Macierewicz wciąż zasiada w radzie fundacji Głos, a Luśnia jest jej prezesem.

      Serwis Moje Państwo – tak samo jak Krajowy Rejestr Sądowy – jest regularnie aktualizowany.

      Zwolennicy Macierewicza próbowali go usprawiedliwiać na różne sposoby. Sugerowali, że znalazł się w jednej organizacji z Luśnią… przypadkiem, bo rzekomo nie znał jego konfidenckiej przeszłości, gdy zakładał z nim fundację. Potem zaś miałby jakoś „zapomnieć”, że zasiada w jej władzach. Ta amnezja miałaby trwać nawet wtedy, gdy Luśnia został zdemaskowany! Bo gdyby Macierewicz sobie przypomniał, że jest w jednej fundacji z konfidentem, to przecież by z niej wystąpił…

      „Ja też mogę być w jakiejś fundacji i nawet o tym nie wiedzieć” – mówiła w TVN-ie posłanka Beata Kempa, szefowa kancelarii premier Beaty Szydło. To absurdalne usprawiedliwienie nie ma żadnego związku z rzeczywistością. Macierewicz jako poseł co roku składał oświadczenia majątkowe. I regularnie podawał w nich, że zasiada w radzie fundacji Głos. Tak było w latach 2011, 2012, 2013, 2014 i 2015. Poseł Macierewicz ani razu o tym nie zapomniał. Oświadczenia te może zobaczyć każdy na stronie internetowej Sejmu25. Formularze wypełniane są odręcznie. Nie można więc powiedzieć, że Macierewicz przez nieuwagę całymi latami kopiował i przeklejał jakiś zdezaktualizowany fragment tekstu.

      To znaczy, że Antoni Macierewicz przez wszystkie te lata pamiętał i o fundacji Głos, i o tym, że zasiada w jej władzach. Nie sądził, by była ona zlikwidowana czy „nieaktualna”.

      Nic dziwnego, że o niej pamiętał. Bo obecność Macierewicza w fundacji Głos nie była niczym przypadkowym.

      To prawda, że fundacja została założona dawno – w roku 1991. To znaczy jednak, że Macierewicz i Luśnia są w niej razem przez ostatnie ćwierć wieku. Obaj panowie zasiadają w jej władzach od samego początku. Luśnia został prezesem zarządu w roku 1998, ale wcześniej, w latach 1991–1997, był w radzie fundacji. To przede wszystkim jeden z jej założycieli. Każdy może się o tym przekonać w Krajowym Rejestrze Sądowym.

      Czytając znajdujące się tam akta, zdobyłem więcej istotnych informacji o fundacji Głos. Pełna jej nazwa brzmi Głos – Fundacja dla Zachowania Polskiego Dziedzictwa. Nazwa brzmi górnolotnie i propagandowo, ale stanowi cenną wskazówkę. Zwraca uwagę na ważne powiązania biznesowe i organizacyjne.

      Tak się składa, że Macierewicz jest udziałowcem firmy, której nazwa to… Dziedzictwo Polskie. Firma ta przez lata wydawała ultraprawicową gazetę o nazwie… „Głos”. Jej redaktorem naczelnym był… Antoni Macierewicz.

      Co więcej, w aktach fundacji Głos czytamy, że przez pewien czas obowiązywała w niej szczególna formalna zasada. Otóż we władzach fundacji musiał zasiadać redaktor naczelny pisma „Głos”! Niezależnie od tego, kto nim był. Z akt wynika ponadto, że rada fundacji miała prawo go mianować.

      Zatem Głos wygląda na ukochaną fundację Macierewicza – związaną z gazetą Macierewicza, z firmą Macierewicza i oczywiście z samym Macierewiczem zasiadającym we władzach fundacji! Współzałożycielem zaś, a od 19 lat prezesem ukochanej fundacji Macierewicza, jest były konfident SB – Robert Jerzy Luśnia.

      Badając tego rodzaju sprawy, zawsze trzeba rozważyć wszystkie racje i okoliczności. Zatem spytajmy: „Jakim konfidentem był Luśnia?”. Może był stosunkowo nieszkodliwy? Może działał pod przymusem lub pod przemożną presją SB?

      Z konfidencką przeszłością Luśni można się zapoznać w Instytucie Pamięci Narodowej. Jest tam jego teczka. Udało mi się też uzyskać dostęp do akt sprawy lustracyjnej Luśni. One również znajdują się w IPN-ie. Wspomnę, że robiono mi pewne trudności, gdyż kontaktujący się ze mną pracownik IPN-u oświadczył, że nie przysługuje mi prawo do uzyskania elektronicznej kopii materiałów. Sam był tym zdziwiony. Powiedział, że zwykle dziennikarze mają takie prawo, ale w moim przypadku pojawiła się „inna interpretacja”…

      Dlatego spędziłem kilka dni w IPN-ie, przepisując ręcznie akta sprawy lustracyjnej. Ale nie narzekam. Przepisując, lepiej się zapamiętuje.

      Co mówią teczka Luśni i akta jego sprawy? Jak pamiętamy, w 2006 r. Sąd Najwyższy prawomocnie i ostatecznie uznał Roberta Jerzego Luśnię za tajnego współpracownika Służby Bezpieczeństwa działającego pod pseudonimem „Nonparel”. Sąd nie mógł postanowić inaczej. Z licznych dokumentów, akt i zeznań niezbicie wynika, że Luśnia donosił na swoich kolegów z podziemnych organizacji: Ruch Młodej Polski i Niezależne Zrzeszenie Studentów. A także na nielegalne wydawnictwa i kierujące nimi osoby. Wydał władzom bezcenny sprzęt drukarski podziemia. Kablował m.in. na podziemnych działaczy: Mariana Piłkę, Tomasza Wołka, Mariusza Kobzdeja, Piotra Ogińskiego, jak również na 18-letniego harcerza o pseudonimie „Struś”. Chłopak ukrywał się przed esbecją. A Luśnia obiecał esbekom, że gdy tylko „złapie kontakt” ze „Strusiem”, to do nich zadzwoni.

      Robert Luśnia robił to wszystko za pieniądze. Brał je i kwitował. W jego teczce znajduje się dziewięć podpisanych przez niego pokwitowań z ostatniego kwartału 1984 r., które opiewają na łączną sumę 21 200 zł. Z esbeckich raportów wynika, że dostał jeszcze więcej: 26 230 zł.

      Obie kwoty znacznie przekraczają wysokość średniej pensji w latach 1983–1984 r.

      Luśnia musiał lubić pieniądze. I nadal je lubi. Tyle że dzisiaj są to znacznie większe kwoty. Jest w końcu milionerem.

      W 2001 r. Robert Luśnia, podobnie jak Macierewicz, został posłem z listy Ligi Polskich Rodzin – skrajnie prawicowej partii politycznej kierowanej przez Romana Giertycha, który wówczas głosił dużo bardziej ekstremalne poglądy niż dzisiaj. Gdy Luśnia znalazł się w Sejmie, media wzięły pod lupę jego majątek. 6 lutego 2004 r. gazeta „Metro” podała, że Robert Luśnia jest najbogatszym posłem. Dziennikarze Aleksandra Pawlicka i Jakub Stachowiak napisali o jego rozliczeniach z firmą Herbapol Lublin. Okazało się, że Luśnia dostał od tej spółki niemal 15 mln zł, z czego 11 mln w gotówce. Przekonał jednak urząd skarbowy, że nie musi płacić od tego podatku [!]26.

      „Nonparel” zawsze umiał walczyć o swoje.

      Jak to możliwe, że Antoni Macierewicz – pogromca „układu” zwalczający esbeków w polityce i gospodarce – współpracuje z człowiekiem pokroju Luśni? Co może mieć wspólnego z esbeckim konfidentem i milionerem? Przez ostatnie 30 lat Macierewicz przyzwyczaił nas do tego, że robi rzeczy szokujące. Jednak w tym wypadku mamy do czynienia z totalnym podeptaniem własnego wizerunku.

      Zbadałem tę sprawę i okazało się, że obaj panowie współdziałają od bardzo dawna. Nie tylko politycznie, lecz także biznesowo.

      Zacznijmy od biznesu.

      W

Скачать книгу